Reklama

Ludwik Benoit: Twarz i głos

Porównywano go z francuskim komikiem Fernandelem, nazywano "mistrzem drugiego planu". Zagrał w blisko 100 filmach i serialach telewizyjnych. Był aktorem o charakterystycznej sylwetce i specyficznym, basowym głosie.

Porównywano go z francuskim komikiem Fernandelem, nazywano "mistrzem drugiego planu". Zagrał w blisko 100 filmach i serialach telewizyjnych. Był aktorem o charakterystycznej sylwetce i specyficznym, basowym głosie.
Ludwik Benoit i Wiesław Gołas w serialu "Kapitan Sowa na tropie" (1965) /INPLUS /East News

"Był mistrzem drugiego planu, choć Andrzej Kondratiuk obsadzał go w rolach głównych, i okazały się one szczytem jego filmowej kariery" - napisał krytyk Jerzy Armata na stronie "Akademii Polskiego Filmu".

Ludwik Benoit wystąpił w blisko stu filmach oraz serialach telewizyjnych, utrzymanych zarówno w tonacji komediowej, jak i dramatycznej. Wcielał się w role przestępców i ofiar, chłopów, drwali, robotników i artystów. Grywał też przedstawicieli władzy - dyrektora, sędziego, komisarza, księdza, a nawet kata. Jego talent przyrównywano do niezapomnianego francuskiego komika Fernandela.

Reklama

Był aktorem o charakterystycznej sylwetce i ciekawym, specyficznym głosie (bas). Większość życia spędził w teatrze, występując głównie w Teatrze Nowym w Łodzi. Zasłynął też pamiętnymi rolami w blisko dwudziestu spektaklach Teatru Telewizji, gdzie wcielał się w drugoplanowe postaci w sztukach Szekspira i Moliera. Ale przede wszystkim widzowie pamiętają go ze znakomitych ról filmowych. Zagrał sakso-wiolonczelistę Anatola Surmę w serialu "Przygody Marka Piegusa" (1966), użyczał głosu w dziecięcych dobranockach (np. w 1978 r. słoniowi Dominikowi w animowanym filmie i serialu Witolda Giersza pt. "Proszę Słonia").

Urodził się 18 lipca 1920 r. w Wołkowysku na Kresach. Rodzina ze strony ojca, także aktora, miała francuskie korzenie. Natomiast rodzina matki wywodziła się z okolic Łowicza. To tam spędził dzieciństwo. Maturę zdał na rok przed wybuchem II wojny światowej w miejscowym Państwowym Gimnazjum im. Księcia Józefa Poniatowskiego.

W 1938 r. zaczął studia w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie, lecz przerwał je wybuch wojny. Podczas okupacji walczył w Armii Krajowej. Po wojnie współorganizował Teatr Ziemi Łowickiej, szybko jednak przeniósł się do Łodzi, gdzie został aktorem Teatru Kukiełkowego działającego przy Centralnym Domu Kultury.

Kolejne przenosiny nastąpiły równie szybko - tym razem na Wybrzeże gdzie ukończył słynne Studio Aktorskie Iwo Galla w Gdyni. A w 1946 r. zdał eksternistyczny egzamin aktorski. W Gdyni zadebiutował 6 października 1946 r. na deskach Teatru Wybrzeże, grając w "Mickiewiczowskich balladach" w reż. Haliny Gallowej. W spektaklach jej męża, Iwo Galla, kreował m.in. Diodora w "Homerze i Orchidei" Tadeusza Gajcego, Pawła Szmidta w "Żeglarzu" Jerzego Szaniawskiego, Pustelnika w "Balladynie" Juliusza Słowackiego, Księcia Fryderyka w "Jak wam się podoba" Szekspira i Wernyhorę w "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego.

Następnie związał się z teatrami - Polskim w Poznaniu (1948-49) i Dramatycznym we Wrocławiu (1949-55). Pracował w wybitnymi inscenizatorami, m.in. z Wilamem Horzycą, Bohdanem Korzeniewskim, Jakubem Rotbaumem i Henrykiem Szletyńskim. W latach 1955-57 był dyrektorem i kierownikiem artystycznym Państwowych Teatrów Dramatycznych w Szczecinie. "Moim marzeniem jest stworzenie teatru o jednolitym artystycznym obliczu ideowym - teatru bohatera, wywierającego taki wpływ na odbiorców, by im pomagał w udoskonalaniu się wewnętrznym" - mówił w jednym z wywiadów z tego okresu.

W 1957 r. przeniósł się do Łodzi, której - jak się okazało - pozostał wierny na zawsze. "Jego ostoją stała się Łódź. Ukończył tu Filmówkę i rozpoczął dwuletnią pracę w Teatrze im. Stefana Jaracza. Jednak to Teatr Nowy okazał się jego miejscem na ziemi" - pisała Karolina Delowska w "Expressie Ilustrowanym" w 2016 r. Występował w nim w latach 1959-91 - prawie do końca swoich dni. "Stał się łódzką legendą. Uwielbiali go koledzy, publiczność. Przez lata był jednym z najpopularniejszych aktorów Łodzi" - oceniała Anna Gronczewska w "Naszej historii". Ludwik Benoit zagrał w teatrze ponad 130 ról, z czego blisko sto na scenie łódzkiego Nowego.

Za kreacje w Nowym zdobywał liczne nagrody na festiwalach i wyróżnienia w plebiscytach publiczności. W 1963 r. jury III Kaliskich Spotkań Teatralnych przyznało mu nagrodę indywidualną za rolę Ze-Osiołka w "Ten, który dotrzymuje słowa" Alfredo Gomesa w reż. Józefa Grudy. Po latach w Kaliszu otrzymał nagrodę główną "za kultywowanie tradycji teatralnej w roli Harpagona" w "Skąpcu" Moliera w reż. Marii Kaniewskiej na XXVII KST (1987).

W 1979 r. otrzymał Srebrny Pierścień za Dyndalskiego w "Zemście" Aleksandra Fredry w reż. Kazimierza Dejmka. Rolę tę uznano za najciekawsze osiągnięcie aktorskie roku na scenach łódzkich. Zresztą to w spektaklach Dejmka zagrał większość swoich "drugoplanowych perełek". Ale największym aktorskim sukcesem Benoit okazały się role Jandrasa, Lucipera, Nędzy, Patera i Śmierci w Dejmkowskich "Uciechach staropolskich" (prem. 14 grudnia 1980 r.). Za te kreacje otrzymał w 1981 r. I nagrodę VII Opolskich Konfrontacji Teatralnych oraz II nagrodę podczas XXI Kaliskich Spotkań Teatralnych. W 1982 r. przyznano mu tytuł najlepszego aktora XXI Rzeszowskich Spotkań Teatralnych.

Aktor słynął z pięknego śpiewu. "Niektórzy twierdzą, że mógłby sobą przyozdobić niejedną operę. Jego głęboki bas zachwycał tych, którzy mieli okazję go posłuchać" - wspominała Delowska. Mawiano, że "Benoit był najzabawniejszym łódzkim aktorem". Ceniony przez publiczność, lubiany za koleżeńskość przez brać aktorską, która ochrzciła go "Benem".

A "Ben" był barwną postacią. "W lokalu łódzkiego SPATIF-u zawsze był też stary Ludwik Benoit, któremu wszyscy mówili, żeby sobie wreszcie wstawił zęby, a on odmawiał, mówiąc, że jakby je wprawił, to co prawda miałby zęby, ale straciłby styl" - pisały "Wysokie Obcasy" w 2007 r. Inna legenda głosiła, że kiedyś pijanego Benoit zgarnęła milicja pod lokalem i kazała mu się wylegitymować. "Jak nazwisko?" - pytają. "Benuła" - mówi Benoit. "Aleś się pan upił - mówią - w dowodzie jest Benoit". "A bo ja się ukrywam" - odpowiedział.

Reżyser Jerzy Antczak, prywatnie przyjaciel aktora, wspominał: "Ludwik był człowiekiem bez skazy, jeżeli można o kimś tak powiedzieć. Pamiętam go jako cudownego przyjaciela. Jak to powiedział Ralph Waldo Emerson: 'Przyjaciel to człowiek, przy którym można głośno myśleć'. On był takim właśnie przyjacielem. Można było przy nim głośno myśleć".

Jego drugoplanowe role w Teatrze Telewizji zapadały na długo w pamięci widzów. "Największym darem, jaki zdaniem wielu aktor otrzymał od Boga, była wszechstronność. Sprawiła ona, że zarówno w dramacie, jak i w komedii, czuł się jak ryba w wodzie. Trudno jest wymienić spektakle, w których prezentował się najlepiej. Cudownie zinterpretował role w 'Alkadzie z Zalamei', 'Ścieżkach chwały' i 'Chłopach'" - napisała o kreacjach Benoit w spektaklach telewizyjnych Karolina Delowska. Według Antczaka, jedną z lepszych ról komediowych Benoit była postać Służącego w "Jesiennej nudzie" wg Niekrasowa - spektaklu Teatru Telewizji z 1962 r.

W 1950 r. zadebiutował w filmie drugoplanową rolą rzeźbiarza w "Warszawskiej premierze" w reż. Jana Rybkowskiego. "Już w następnym roku Jerzy Kawalerowicz i Kazimierz Sumerski obsadzili go w jednej z głównych ról w swym debiutanckim - inspirowanym neorealistyczną poetyką - filmie 'Gromada', wyróżnionym w Karlowych Warach za 'realistyczne ukazanie walki klas na wsi'" - przypomniał Jerzy Armata. Zagrał postać Stangreta.

U Kawalerowicza dostał kolejną rolę - przewoźnika Perehubkę w "Celulozie" (1953) i "Pod gwiazdą frygijską" (1954). Potem sypnęły się kolejne propozycje filmowe. Zagrał murarza Wojciechowskiego w "Piątce z ulicy Barskiej" w reż. Aleksandra Forda i Grzesia w "Pokoleniu" (1954) Andrzeja Wajdy.

"Dużą popularność przyniosła mu dopiero rola kasiarza w przebojowej - pełnej surrealistycznego i purnonsensowego humoru - komedii Tadeusza Chmielewskiego 'Ewa chce spać' (1957)" - ocenił Armata. I dodał: "życiowe role zagrał w dwóch telewizyjnych filmach Andrzeja Kondratiuka: 'Big Bang' (1986) - w pełnej humoru, ale i życiowej refleksji opowiastce, rozgrywającej się w jednej z mazowieckich wsi, w której wylądowało UFO, stworzył kapitalny duet z Zofią Merle - a w 'Mlecznej drodze' (1990), słodko-gorzkiej wariacji inspirowanej mitem Fausta - z Igą Cembrzyńską".

Widzowie pamiętają go dzięki rolom w takich filmach jak: "O dwóch takich co ukradli księżyc" (Wojciech, ojciec Jacka i Placka), "Rękopis znaleziony w Saragossie" (ojciec Paszeki), "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" (karczmarz), "Kłopotliwy gość" (agent PZU), "Siekierezada" (Wasyluk), "Pierścień i róża" (kapitan Zerwiłebski) czy "Pan Samochodzik i praskie tajemnice" (Popijaniec).

Ludwik Benoit był dwukrotnie żonaty. "Jesienią 1950 r. narodził się owoc miłości Ludwika i jego pierwszej żony, Marii Zbyszewskiej, również aktorki (m.in. 'Sami swoi', 'Nie ma mocnych'). Syn Mariusz poszedł w ślady rodziców i też został aktorem" - napisała Delowska. W 1970 r. aktor ponownie się ożenił. Jego wybranką została Jadwiga Jędrzejczak, z która ma córkę Annę.

"Poświęcał mi mnóstwo czasu. Doskonale pamiętam z dzieciństwa wspólne, pełne pomysłów zabawy z tatą. Kiedy tylko miał czas, opowiadał mi bajki na dobranoc. Wymyślał je specjalnie dla mnie" - wspominała Anna Benoit-Kołosko, łódzka dziennikarka radiowa.

Rolą Starego wiarusa w spektaklu "Ułani" wg Jarosława Marka Rymkiewicza w łódzkim Teatrze im. S. Jaracza (prem. 15 czerwca 1991 r.) pożegnał się z teatrem. Po raz ostatni widzowie mogli go podziwiać w roli Woźnego w Teatrze Telewizji w "Ptaku" Jerzego Szaniawskiego w reż. Marka Gracza. Premiera odbyła się już po śmierci aktora - 23 stycznia 1993 r.

Ludwik Benoit zmarł w Łodzi 4 listopada 1992 r. Miał 72 lata. Został pochowany w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Komunalnym Doły w Łodzi.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Ludwik Benoit
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy