Lucyna Winnicka i Jerzy Kawalerowicz: Mędrzec zakochany w aniele
"Prawdziwy reżyser nie powinien mieć żony” – powtarzał kolegom Jerzy Kawalerowicz. Jeśli miała to być przestroga przed poświęcaniem sztuki dla życia rodzinnego, to chyba dobrze, że sam się do niej nie zastosował. Bo to właśnie we współpracy z drugą żoną, Lucyną Winnicką, stworzył swe najwspanialsze dzieła.
Poznali się podczas zdjęć próbnych do jego trzeciego filmu, a jej debiutu, "Pod gwiazdą frygijską". Kawalerowicz postanowił poszukać kandydatki do roli Madzi wśród studentek warszawskiej PWST. Winnicka, nieco starsza i nieco bardziej dojrzała niż inne dziewczyny - nim zdała na aktorstwo, zdążyła skończyć prawo - była tuż przed dyplomem. Od pierwszego wejrzenia musiała zaintrygować reżysera, bo najpierw prychnął, że "wygląda jak rozdeptany mops", a zaraz potem... powierzył jej główną rolę. "Odtąd tylko z nią robił filmy, dla niej specjalnie były pisane role" - mówił autor filmu dokumentalnego o reżyserze, Tadeusz Bystram.
Na początku Kawalerowicz musiał je pisać nieco po kryjomu, gdyż od dekady był już żonaty, miał dwójkę dzieci. "Pierwsza żona, Maria Güntner, była malarką. Razem z nią malował. Szukał wtedy swego miejsca w życiu. I znalazł" - mówił dalej Bystram. Kawalerowicz sztalugę zamienił na kamerę, a malarkę porzucił dla aktorki.
"Pociąg", przełomowy film w dorobku filmowej pary, narodził się w sleepingu relacji Warszawa - Szczecin. Kawalerowicz pokonywał setki kilometrów, by spotkać się z ukochaną, pracującą wtedy w jednym z tamtejszych teatrów.
"Znalazłem się w sytuacji, kiedy nie było już miejscówek, więc konduktor postanowił umieścić mnie w przedziale, który wydawał się pusty - opowiadał w "Prywatnej historii kina". - Właścicielka biletu na to miejsce zjawiła się w ostatniej chwili, kiedy ja już się zagospodarowałem. Zaczęła się dziwna noc - przegadałem z tą panią parę dobrych godzin. Opowiadała mi swoje życie, a ja głównie słuchałem, prawie nie mówiąc nic o sobie. I z tego powstał pomysł 'Pociągu'".
Ale ostateczny szlif filmowi nadała dopiero hipnotyzująca rola Winnickiej. "Byłam młoda, ładna i nieszczęśliwa. Oczywiście nieszczęśliwa z powodu mężczyzny, który nie jest nam znany w filmie, jest tylko cieniem na mojej duszy i na moim sercu" - opisywała swoją bohaterkę. Rzeczywistość była zgoła odmienna - z Kawalerowiczem przeżywali właśnie najcudowniejsze chwile, reżyser był jednak zdeterminowany, by nie zdradzać tego ekipie. Jakby pragnąc odeprzeć plotki, że w obsadzaniu ról kieruje się miłosnymi interesami, Winnicką na planie traktował szczególnie surowo. "Chyba gorzej niż kogokolwiek innego - śmiała się sama zainteresowana. - Pilnował, żeby nie być za dobrym wobec mnie, żeby mnie specjalnymi względami nie obdarzać".
Twarda szkoła przyniosła rezultaty - widzowie i krytycy zachwycali się rolą Winnickiej, a ona podkreślała, że to Kawalerowicz stworzył jej warunki do rozwoju, nauczył filmowego rzemiosła. "Postać Marty od początku do końca była kreacją Lucyny" - skromnie machał ręką Kawalerowicz.
Ale te sukcesy wcale nie skłoniły reżysera, by zaproponować żonie rolę w swoim kolejnym tytule, "Matce Joannie od Aniołów". "Mnie w ogóle nie brali pod uwagę. Jurek skreślił mnie na samym początku" - przyznawała. Prośbą i groźbą zmusiła go wreszcie, by rozważył jej interpretację postaci matki Joanny. Zgodził się i nie pożałował. Jej opętana przeorysza rzuciła urok nie tylko na polską, ale i światową publiczność. Film zdobył nagrody na ważnych festiwalach w Oberhausen i Panamie oraz Srebrną Palmę w Cannes, gdzie Winnicka została nagrodzona Kryształową Gwiazdą dla najlepszej aktorki zagranicznej - wszystko w atmosferze skandalu, wywołanego protestem Watykanu. Ale szczęśliwi małżonkowie, zamiast międzynarodową karierą, byli raczej zaprzątnięci zmianami w życiu prywatnym.
Już na planie "Matki Joanny" okazało się bowiem, że Winnicka jest w ciąży. Jej mąż nadal wymagał od niej bardzo wiele jako od aktorki, ale członkowie ekipy wspominają, że troszczył się też niezwykle o jej samopoczucie. Dziecko - córka Agata - przyszło na świat miesiąc po premierze filmu. Mimo rodzicielstwa żadne z nich nie zrezygnowało z kina.
Winnicka grała w kameralnych filmach innych reżyserów, Kawalerowicz rzucił się w niesamowicie skomplikowaną, rozbuchaną produkcję "Faraona", gdzie i dla niej znalazła się niewielka rola. Na planie przebywał nierzadko po 16 godzin dziennie, i, jak wspomina Jerzy Zelnik, "był tak silny, że kolumny mógł przestawiać". Z mniejszym zaangażowaniem uczestniczył w życiu domowym - dopiero na starość znalazł więcej czasu dla dzieci i wnuków przyznając, że "był niedobrym ojcem i dziadkiem".
Przyjaciele pary twierdzili jednak, że ich układ sprawdzał się dobrze i małżonkowie doskonale się uzupełniali. On obdarzony surowym wdziękiem angielskiego dżentelmena, wymagający, ale życzliwy, ona pod chłodną elegancją skrywająca mnóstwo ciepła. "Ona śmiała się jak anioł. On był sceptykiem i patrzył okiem mędrca. Ale mędrca zakochanego w aniele" - mówiła jedna ze znajomych.
Łączyła ich też pasja podróżnicza. Jedna z anegdot głosi, że podczas wyprawy do północnej Afryki pewien zachwycony urodą Polki Algierczyk zaoferował za nią całe stado baranów. "Jakby to wyglądało? Zajeżdżam do domu bez żony, za to z baranami, które nawet się nie pomieszczą w ogródku na tyłach naszego domu!" - Kawalerowicz nie dał się skusić. Kto wie jednak, jaki byłby rezultat pertraktacji, gdyby zamiast baranów zaproponowano mu na wymianę kilka porządnych koni mechanicznych - ponoć motoryzacja była jego największą pasją, a do nienagannie utrzymanych aut niechętnie wpuszczał nawet żonę.
Rysa na doskonałym obrazku pojawiła się dopiero po kilkunastu latach, wraz z wyprawą Kawalerowicza związaną z jego kolejnym filmem, "Magdaleną", kręconym i produkowanym we Włoszech. Winnicka została w Polsce z dopiero co narodzonym synem, Piotrem. Tymczasem praca w Italii nie układała się gładko. Polski reżyser i włoski producent mieli zupełnie różne wizje filmu. W końcu jakoś się dogadali, ale jeszcze lepiej dogadała się z Kawalerowiczem narzeczona producenta, znana z seksapilu aktorka Lisa Gastoni, obsadzona w głównej roli. Wielkie było zdziwienie Lucyny Winnickiej, która we włoskiej gazecie ujrzała na zdjęciach własnego męża z zagraniczną gwiazdą - zakochanych i deklarujących, że właśnie planują zamieszkać razem w luksusowej willi.
Rozdzwoniły się telefony - wściekły Włoch interweniował u polskiego ministra kultury. Ten z kolei, obawiając się międzynarodowego skandalu obyczajowego, postanowił wysłać na miejsce samą Winnicką. Ta, jak relacjonuje Bystram, "odbiła Kawalerowicza pięknej Włoszce i wróciła z nim do kraju, i tym sposobem uzdrowiła sytuację".
Nie na zawsze. Chyba można się tego było spodziewać, bo właśnie z tego czasu pochodzi wspominany przez znajomych dialog reżysera z 10-letnią córką. Tłumaczył dziecku, "że miłość nigdy nie jest prosta, że najciekawsze są te tragiczne, o czym zresztą pisze Szekspir. A na ten pedagogiczny wywód Agatka bez namysłu odpowiada: 'Tata, co ty pieprzysz?'".
Małżeństwo przetrwało jeszcze kilka lat. W końcu postanowili się rozwieść, ona nie związała się już z nikim więcej, odeszła też od aktorstwa, on ożenił się później po raz trzeci i nadal kręcił filmy. Do końca życia byli jednak blisko. "To było piękne uczucie, które potem przerodziło się w przyjaźń. Mamy dwoje wspaniałych dzieci, a Jerzy do końca pozostał bliskim mi człowiekiem" - mówiła Winnicka. On zmarł w 2007 r., ona - sześć lat później.
Mariola Pawlak