Reklama

Love Story z Viagrą w tle

"Miłość i inne używki" ("Love and Other Drugs"), reż. Edward Zwick, USA 2010, dystrybutor: Imperial-Cinepix, premiera kinowa 11 lutego 2011 roku.

Dystrybutorzy nie dysponują walentynkowymi produkcjami, więc etykietkę komedii romantycznej przyczepiają takim filmom, jak "Miłość i inne używki" bądź "Para na życie". Będą tacy, co solidnie zdziwią się podczas seansu... Film Zwicka to przede wszystkim dobrze zrealizowane kino obyczajowe (miejscami nawet wyciskacz łez), z dużą dozą pikanterii.

Jamie Randall (Jake Gyllenhaal) jest przedstawicielem firmy farmaceutycznej. Mimo nienagannej aparycji i łatwości w nawiązywaniu kontaktu z przedstawicielkami płci pięknej, nie wiedzie mu się zbyt dobrze. W latach świetności Prozacu (akcja filmu rozgrywa się w drugiej połowie lat 90.) trudno mu opchnąć lekarzom konkurencyjny środek. Podczas jednej ze szpitalnych wizyt o charakterze akwizycyjnym poznaje piękną Maggie (Anne Hathaway), cierpiącą na chorobę Parkinsona. Niepoprawny kobieciarz zakochuje się po uszy, ale przyszłość nie zapowiada się bajkowo. Czekają go niełatwe wybory, które mogą znacząco wpłynąć na jego wygodne życie.

Reklama

Edward Zwick, doświadczony amerykański rzemieślnik, dokonał rzeczy niezwykłej. W jednym filmie zmieścił łzawą historyjkę w rodzaju "Love Story", elementy tradycyjnej komedii romantycznej, satyrę na przemysł farmaceutyczny (Jamie robi majątek jako sprzedawca Viagry) oraz dużą porcję nietuszowanej erotyki. Mainstreamowe kino hollywoodzkie przełamuje nawet tabu - pokazuje dziki seks w wykonaniu bohaterki cierpiącej na nieuleczalną chorobę (Maggie uwielbia łóżkowe figle). I to jaki seks! Tak odważnych scen erotycznych na próżno szukać w amerykańskich romansidłach, po których można spodziewać się jedynie niewinnego "buzi-buzi" i rozmaitych dysput o seksie (no tak, rozmów o ciupcianiu jest w amerykańskich komediach bez liku).

Czy taki melanż gatunkowy nie przeszkadza w odbiorze filmu? Według mnie jest to nawet jego zaleta - dzięki temu nie popada w schematyzm, a wymowa dzieła jest naturalnie słodko-gorzka. Poza tym Zwick płynnie zmienia klimat filmu, potrafi nas wzruszyć, zastanowić i rozśmieszyć, odpowiednio rozkłada elementy melodramatyczne i komediowe. Wielką zaletą jest także powalająca na kolana urodą i czarem Anne Hathaway (te oczy, ten uśmiech...).

Temat choroby Parkinsona jest potraktowany dość powierzchownie, ale i tak nie można odmówić odwagi w sportretowaniu problemu w tak lekkim filmie. "Miłość i inne używki" pokazuje, w jaki sposób kino komercyjne może poruszać ważkie zagadnienia. Zamiast młodych i pięknych na życiowym zakręcie, mamy młodych, pięknych, ale świadomych tego, że na owym zakręcie nie czeka ich łatwe życie. Nikt nie znajdzie cudownej szczepionki lub magicznego leku. Potrzeba spokoju, cierpliwości i zaufania. To morał filmu Zwicka - może i banalny, lecz rzadko spotykany w tego rodzaju produkcjach.

7/10


Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Miłość i inne używki"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Love
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy