"Listy do M. 3": Gorące emocje przy mroźnej pogodzie
W piątek, 10 listopada, do kin wchodzi trzecia część "Listów do M.". Reżyser filmu, Tomasz Konecki, opowiada, czego możemy spodziewać się w nowej odsłonie kultowej serii romantycznej. Zdradza też, że praca na planie tej produkcji momentami była... koszmarem.
Ojcem "Listów do M." jest Słoweniec Mitja Okorn. Za drugą część filmu odpowiadał Maciej Dejczer. "Listy do M. 3" wyszły natomiast spod ręki Tomasza Koneckiego, który ma na swoim koncie takie hity jak "Lejdis" i "Testosteron". "Dla mnie 'Listy do M.' są w Polsce może jedynym przebojem na miarę amerykańskiej 'Szklanej pułapki'. Czyli różni reżyserzy robią kolejne odcinki tego cyklu i wszystkie są udane. One oczywiście bardzo się różnią, bo każdy z tych reżyserów inaczej historię opowiada" - zauważa Konecki.
"Listy do M." to dla reżyserów wdzięczny projekt przede wszystkim dlatego, że jest to historia wielowątkowa. "Wielowątkowe 'Lejdis' było olbrzymim sukcesem. I ja bardzo lubię tego typu historie, zabawę emocjami toczącymi się w różnych wątkach. Nawet na poziomie montażu widzimy, jak ten film się zmienia. Zwiększamy lub zmniejszamy liczbę jakichś scen w poszczególnych historiach. Widzimy, jak nagle film ze smutnego robi się weselszy. To są rzeczy, które są niezwykle kreatywne i które, mam wrażenie, są inspirujące dla każdego reżysera" - opowiada Konecki.
Jaki wątek będzie kołem zamachowym trzeciej części "Listów"? "Najważniejszym wątkiem jest historia Mela, granego przez Tomka Karolaka. Jego syn zmusza go do poszukiwania dziadka, czyli ojca Mela. To jest coś kompletnie innego od tego, co Mel miał do tej pory do grania. Bo na ogół on był bardzo śmieszny. Natomiast tutaj ten wątek jest bardzo wzruszający. I on jest chyba osią wzruszenia w tym filmie" - zdradza reżyser. Inne historie dostarczą z kolei śmiechu i romantyzmu.
Chociaż "Listy" osadzone są w okresie Bożego Narodzenia, film realizowano w nieco późniejszym okresie. "Zaczęliśmy kręcić w lutym, gdy zima była w pełni. Mróz był potworny, więc to było koszmarne. Potem weszliśmy w marzec i początek kwietnia. Nocne zdjęcia kończyły się na mrozie lub w słocie, więc też było okropnie" - wspomina Konecki.