Legendarne "Noce i dnie"
Ekranizacja powieści Marii Dąbrowskiej udała się dzięki ciężkiej pracy filmowców i... sporej porcji szczęścia.
Gdy w połowie lat 70. za namową żony, aktorki Jadwigi Barańskiej, Jerzy Antczak podjął się ekranizacji "Nocy i dni", nikt nie wierzył w powodzenie tego projektu.
Zwłaszcza że do pomysłu reżyser musiał namówić niechętną mu komisję scenariuszową. Na szczęście decydentów przekonała argumentacja Jerzego Kawalerowicza: - Pozwólcie Antczakowi się rozłożyć. Już do końca życia będziecie go mieli z głowy!
Problem pojawił się także później, przy doborze obsady. Od początku wiadomo było, że w rolę Barbary wcieli się Jadwiga Barańska, ale poszukiwania odtwórcy jej filmowego męża trwały bardzo długo.
Wybór padł na Jerzego Bińczyckiego. Pierwsze zdjęcia poszły tak źle, że aktor z rozpaczy się upił, chciał oddać gażę i wrócić do domu.
Kłopoty na planie nie ominęły odtwórcy roli Tolibowskiego - Karola Strasburgera. Podczas słynnego ujęcia z nenufarami pijawki w stawie wpełzły mu pod bieliznę i mocno go pogryzły, zniechęcając aktora do powtarzania sceny.
Zaś w trakcie filmowania pożaru Kalińca zapalił się kostium Jadwigi Barańskiej. Aktorka cudem uniknęła poparzenia.
Mimo wielu przeciwności film, a potem także serial, odniósł jednak ogromny sukces.