Krzysztof Zanussi w Nowym Jorku
Przyjemnie byłoby być lordem - mówił przebywający w metropolii nowojorskiej Krzysztof Zanussi sympatykom kina. Podczas spotkania z widzami, reżyser pokpiwał zarazem ze swojego profesorskiego tytułu...
"Gdyby pan Wałęsa został królem, to byłbym lordem, bo moi koledzy w Wielkiej Brytanii dostają tytuły lordowskie i to jest dużo przyjemniej niż mieć jakiś 'głupi' tytuł profesora i w dodatku być 'lipnym' profesorem. Trzeba się ciągle tłumaczyć. Studenci myślą, że jak profesor coś powiedział, można to zapisać i jest to już pewne. Tymczasem ja mówię też rzeczy, które nie są pewne. Raz mam rację, raz nie mam racji, raz sprawdzę źródło, raz nie sprawdzę. Artyście to wolno" - tłumaczył reżyser podczas spotkania w nowojorskim Ridgewood.
Zanussi nie unikał żartobliwych tonów. Obszernie mówił o wielu innych rzeczach, którymi się poza kinem zajmuje. Od upadku komunizmu, przypomniał, ociera się nieco o dyplomację, do czego ma pewne predyspozycje, choćby, dlatego, że jest flegmatykiem. "Politycy nie nadają się do dyplomacji, bo mówią szybko, co myślą i reagują gwałtownie. Ja powoli, jak ślimak. przeżuję, przeczekam i dzięki temu udało mi się przetrzymać" - dodał. Wyjazdy z delegacjami, spotykanie polityków, co miało miejsce do niedawna, uznał za interesujące pole obserwacji.
Do "dziwnych rzeczy" w swym życiu polski twórca zaliczył działalność w różnych fundacjach. Mówił np. o jednej z nich zlokalizowanej w Rzymie, która zwraca się do młodego biznesu. "Próbujemy do niej wychodzić z jakąś ofertą - powiedzmy wymiaru duchowego, bo ten młody biznes już się 'nachapał' pieniędzy i zaczyna się zastanawiać, a po co nam to? Jest to dobre pytanie i każdy powinien sobie je zadać" - argumentował filmowiec.
Określił pieniądze, jako bardzo dobrego sługę, a bardzo złego pana. Służenie im, zaznaczył, stawia człowieka na przegranej pozycji. Kiedy służą, można z nimi dużo dobrego zrobić. "Wraz z kilkudziesięcioma polskimi biznesmenami z tego dużego biznesu zastanawialiśmy się jak w Wiecznym Mieście można się dokopać do tego, co się nazywa duchem czasu. Jak szukać tego, co przychodzi, jak odkryć we współczesności to, co będzie, a nie, co było" - opowiadał.
Pedagog wskazał, że mimo niedobrych obecnie relacji z Rosją jeździ tam na wykłady. Jego zdaniem w obszarze kultury należy relacje z sąsiadem podtrzymywać. Jest to bowiem wielki kraj i zawsze trzeba być z nim w kontakcie. Nie oddalać się, bo nieobecny nie ma racji.
Twórca "Iluminacji" wyznał, że niezależnie od scenariuszy pisze sztuki teatralne. Ostatnio wystawił jedną z nich na Litwie. Pracuje też w innych krajach. Stara się natomiast unikać teatrów polskich, gdzie rynek jest zapchany. Ponieważ zaś spotkała go wrogość ze strony koterii teatralnych, powiedział, że nie będzie nikomu zabierał pracy. Może to robić gdzie indziej.
Jednocześnie reżyser zwrócił uwagę na istnienie w Polsce pojedynczych biegunów, a brak w kulturze zbawiennego policentryzmu. Ciężarem nazwał życie w świecie, gdzie kilkadziesiąt lub kilkaset osób decydujących o wszystkim orzeka i jest to nieodwołalne. Mimo zapowiedzi, także ostatnio nie doszło do zmian, bo jest to skomplikowane.
"Nie jest prosto przebudować strukturę życia kulturalnego, jak i widocznie całego życia. Ona się jak gdyby sama buduję. Z polityką nie mam nic wspólnego, z czego się bardzo cieszę. Do żadnej partii nigdy nie należałem. Natomiast byłem w 'Solidarności' rzecz jasna. Wtedy to nie była polityka. To była walka o niepodległość. To był wymiar etyczny, moralny i tam gdzie gwałcone są podstawowe wartości, nie można być neutralnym. Artysta też musi swój głos wypowiedzieć" - wyjaśnił Zanussi.
W jego przekonaniu w normalnym demokratycznym kraju artysta powinien się zajmować swoimi sprawami, a nie podwiązywać pod partie polityczne czy programy. "Powinniśmy być niezależni i staram się tak postępować. Jeśli idzie o politykę nie mam żadnych radykalnych sądów. Patrzę na wszystko z wyrozumieniem" - zapewniał.
Zanussi przebywa w USA na zaproszenie w Fundacji Przyjaciół Centrum św. Jana Pawła II "Nie lękajcie się" w Linden w stanie New Jersey. Pokazał polonijnym kinomanom filmy: "Obce ciało" oraz "Życie za życie. Maksymilian Kolbe".
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP Life).