Rola, która stała się przekleństwem? Tajemnice Krzysztofa Stroińskiego
Krzysztof Stroiński w ciągu lat kariery zagrał wiele kreacji, które przeszły do historii polskiego kina. Pamiętamy go m.in. jako "Metyla" z "Pitbulla" Patryka Vegi czy "Lulka" z "Anatomii zła" Jacka Bromskiego. Mało kto pamięta, że aktorską sławę zyskał już w połowie lat 70. XX wieku za sprawą roli w "Daleko od szosy", która była nobilitacją, ale okazała się również przekleństwem.
Przed kamerą Krzysztof Stroiński zadebiutował w jednym z odcinków serialu "Doktor Ewa" jeszcze podczas studiów aktorskich. Sławę i uznanie przyniosła mu rola Leszka w kultowym dziś "Daleko od szosy".
Produkcja Zbigniewa Chmielewskiego, która wiarygodnie przedstawiała obraz polskiej wsi lat 70., wraz z jej kulturą i obyczajami, zapisała się w pamięci widzów także dzięki dowcipnym powiedzonkom i dialogom, m.in. "Pan ciągle na suchym. Płynne jeść trzeba" czy "Ino czytasz i czytasz".
Krzysztof Stroiński wcielił się w postać wiejskiego chłopaka, który na co dzień pomaga rodzicom w gospodarstwie, a w wolnym czasie spędza czas z kolegami na wiejskich zabawach. Jednak od kolegów różni go to, że chciałby w życiu coś zmienić.
Nie było to dla aktora pierwsze spotkanie z bohaterem typu "ambitny chłopak ze wsi". W 1974 roku zagrał podobną do Leszka rolę Franka Bieniaka w filmie "Pójdziesz ponad sadem". To właśnie ta kreacja zdecydowała o tym, że reżyser serialu, Zbigniew Chmielewski, zaangażował Stroińskiego do roli Leszka.
Już po emisji pierwszych odcinków wśród widzów rozgorzały dyskusje na temat walorów produkcji i grających główne role aktorów. Zdania były podzielone. "Żadna inteligentna i z dobrego domu dziewczyna nie chciałaby takiego Leszka, ani nawet Krzysztofa S. Śmiejesz się głupkowato, wygląd masz debilowaty, grasz beznadziejnie. Chcę jeszcze dodać, że te twoje partnerki pasują całkowicie do ciebie - poziom aktorski wszystkich poniżej krytyki" - pisał anonimowy autor w liście wysłanym do teatru, w którym pracował Krzysztof Stroiński.
Dodatkowo pewna scena z udziałem Stroińskiego została wycięta, w której główny bohater zachęcał swoją dziewczynę do kąpieli w jeziorze. Rola Leszka okazała się zresztą dla młodego artysty swego rodzaju przekleństwem.
"Bardzo wiele osób ostrzegało mnie, że taka rola zbyt wiąże aktora z określoną postacią, że odcina go od innych propozycji. To są problemy aktorów, którzy mogą mówić o kłopotach bogactwa. Ja nie otrzymuję takich ilości propozycji filmowych i nie miałem zbyt wiele do stracenia. Zainteresowała mnie postać. Istniała szansa zbudowania jej. I chciałem z tego skorzystać..." - mówił na łamach "Dziennika Łódzkiego".
Jednak później, kiedy pojawiał się na deskach teatrów publiczność często mówiła do niego "Leszek". Z biegiem lat Krzysztof Stroiński coraz mniej opowiadał o roli, która przyniosła mu rozpoznawalność, a pytany o nią przez dziennikarzy zmieniał temat.
"Zyskałem sympatię i rozpoznawalność, ale straciłem kontakt z filmem i miałem długą przerwę. Wróciłem filmem Macieja Dejczera '300 mil do nieba' pod koniec lat 80-tych. Widzowie z tamtych lat starzeją się razem ze mną i rozpoznają mimo zmiany aparycji. To przecież miłe" - powiedział po latach w rozmowie z portalem Dziennik.pl.
Rolę zupełnie inną od dotychczasowego emploi powierzył aktorowi Patryk Vega przy okazji realizacji "Pitbulla". Krzysztof Stroiński zagrał policjanta o ksywce "Metyl".
Metyl przez większość czasu ekranowego jest w stanie silnego zmęczenia i odbiegającym od normy zachowaniu. Sposób grania pijanego ustaliliśmy podczas pierwszej rozmowy. Założyliśmy, że wszystko, co kojarzy się z powszechnym, zewnętrznym opisem człowieka nietrzeźwego, powinno nas mniej interesować" - tak aktor opisywał swojego bohatera.
Stroiński ujawnił też, jak z Patrykiem Vegą pracowali nad postacią.
"Metyl ma umiejętności maskowania się. Jest rutyniarzem i jego picie nie jest zbyt spektakularne. Przewraca się i bełkoce tylko w samotności. On w końcu dość sprawnie pracuje. Paradoks tej postaci polega na tym, że to, co rujnuje mu życie, w jakimś sensie pomaga mu w pracy. Metyl jest bardzo błyskotliwym człowiekiem, odnoszącym zawodowe sukcesy" - ujawnił Stroiński.
Jedną z najlepszych kinowych ról Krzysztof Stroiński stworzył w filmie Michała Rosy "Rysa".
Bohaterami obrazu było inteligenckie małżeństwo z trzydziestoletnim stażem. Joanna (Jadwiga Jankowska-Cieślak) - pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego i matematyk Jan (Stroiński) wiodą szczęśliwe życie. Do momentu, gdy ich małżeńskiego pożycia nie zmąci pewna informacja, cień podejrzenia padający na przeszłość Jana. Czy był agentem SB?
"Tajemnica to jest słowo trochę na wyrost. Ale faktycznie, ten mężczyzna skrywa pewien sekret. Nie wiadomo tylko czy on pewne fakty ze swojej przeszłości wyparł ze świadomości, czy po prostu o nich zapomniał, czy też nie konfrontował się z tymi wspomnieniami wskutek pewnego zakłamania. Historia dotyczy epizodu z jego przeszłości. My nazywaliśmy to na planie po prostu kłamstwem. I tak do tego też podchodziliśmy - jak do kłamstwa, którego człowiek nie powinien był się dopuszczać. Wszystko zresztą w tej opowieści dotyczy opozycji prawda-fałsz. Tych przeciwstawień. I konsekwencji. Jeśli dopuszczamy się czegoś, powinniśmy mieć świadomość, że wcześniej czy później przeszłość nas dopadnie"- opowiadał aktor, który za rolę w "Rysie" otrzymał wyróżnienie na festiwalu w Gdyni oraz Orła za najlepszą główną rolę męską w 2008 roku.
"Mój bohater oczekuje nie tyle na miłość, co na zrozumienie" - tak Krzysztof Stroiński opowiadał z kolei o swej postaci w filmie"Lęk wysokości" Bartosza Konopki. Aktor stworzył tam poruszającą kreację chorego psychicznie mężczyzny, na nowo budującego w swojej chorobie relacje z synem (Marcin Dorociński).
"Lęk wysokości" to historia telewizyjnego spikera Tomka, którego świetlaną karierę i poukładane życie rodzinne zakłóca wiadomość o poważnych problemach psychicznych ojca. Tomek musi zrozumieć chorobę taty, mimo trudności zaakceptować ją i jednocześnie dbać o swoją pracę i życie rodzinne...
"Wyszedłem z założenia, że w swoim doświadczeniu dotychczasowego życia, które kiedyś było dane mojemu bohaterowi, posuwa się on w zrozumieniu syna tak dalece, że zdaje sobie sprawę, iż syn ma ogromny kłopot. Sam cierpi, że naraził swojego syna na przeżywanie choroby psychicznej własnego ojca" - powiedział Krzysztof Stroiński. "Mój bohater obawia się ingerencji w jego świat. Ingerencji, która każe mu się nagle konfrontować ze światem, który poszedł już dawno do przodu i że ten świat będzie mu stawiał wyzwania. A on na te wyzwania reaguje buntem, sprzeciwem, niechęcią i agresją - dodał aktor.
Ostatnią wybitną kreacją Stroińskiego pozostaje rola w "Anatomii zła" Jacka Bromskiego, gdzie aktor wcielił się w płatnego zabójcę o pseudonimie "Lulek", który zostaje warunkowo zwolniony z więzienia. Prokurator, który kilka lat wcześniej doprowadził do jego aresztowania, składa mu propozycję nie do odrzucenia. W zamian za duże pieniądze, wymazanie kartoteki i możliwość dyskretnego opuszczenia kraju, "Lulek" ma zlikwidować komendanta Centralnego Biura Śledczego.
"Na potrzeby roli obróciliśmy cechy osobowości Stroińskiego o 180 stopni, niejako przeciwko niemu samemu. Było to bardzo intrygujące i zachęcające do pracy" - mówił reżyser Jacek Bromski.
Proces transformacji wypadł doskonale. "Krzysztof Stroiński gra kapitalnie" - pisał Jacek Szczerba, który w "Anatomii zła" dostrzegł podobieństwa do "Dnia szakala", nie mogąc przy okazji nadziwić się, że ogląda "uosobienie poczciwości i szlachetności w roli mordercy". Za swą kreację Stroiński otrzymał na festiwalu w Gdyni nagrodę dla najlepszego aktora imprezy.
Ostatnie kilka lat to w wykonaniu Stroińskiego przede wszystkim role drugoplanowe. Oglądaliśmy go w "53 wojnach" Ewy Bukowskiej, "Lokatorce" Michała Otłowskiego i "Samcu Alfa" Katarzyny i Igora Priwieziencewów, a także w nowych produkcjach dobrze mu znanych Bromskiego ("Solid Gold') i Rosy ("Piłsudski").