Krystyna Janda: Kiedy była poprzednia władza, mieliśmy się lepiej
Pod koniec grudnia 2022 Krystyna Janda - aktorka filmowa i teatralna, laureatka Złotej Palmy, Agnieszka w filmach "Człowiek z marmuru" i "Człowiek z żelaza", skończyła 70 lat. W najnowszej rozmowie z Onetem artystka opowiedziała o najnowszych artystycznych wyzwaniach, codziennym życiu i braku państwowego wsparcia dla prowadzonych przez siebie teatrów. "Kiedy była poprzednia władza, mieliśmy się jednak lepiej" - uważa Janda.
W rozmowie z Pawłem Piotrowiczem Krystyna Janda pokusiła się o ocenę nastrojów społecznych na początku 2023 roku.
"Życie codzienne także się skomplikowało. Karuzela zmian, konieczność podejmowania decyzji w sprawach, na których się nie znamy... Weźmy samo comiesięczne opłacanie rachunków. Termin windykacja i ton monitów jest straszny. Zastanawiam się, jak sobie radzą z tym wszystkim samotni, starzy ludzie? Nie mam pojęcia. A jeszcze pandemia te problemy zmultiplikowała. Spotkanie się z urzędnikiem lub rozmowa nie z maszyną, a człowiekiem jest prawie niemożliwa. Myślę, że wszyscy się gubimy. Obserwuję to, co się dzieje dookoła, mam uczucie, że większość, co najmniej 60 proc. otaczających mnie ludzi ma problemy, jest w depresji, boją się o przyszłość. I są smutni" - powiedziała Janda.
I dodała, że wystawiane przez nią spektakle są dla ludzi odskocznia od codziennych problemów.
Przypomnijmy, że wraz z mężem, operatorem filmowym Edwardem Kłosińskim i córką, aktorką Marią Seweryn założyła w 2004 r. Fundację Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury. Rok później otworzyła w Warszawie teatr Polonia, a w 2010 r. - Och-Teatr.
"Ludzie chodzą do naszych dwóch teatrów, jest prawie zawsze pełno, są w stanie płacić za bilety, przecież nietanie, więc im jesteśmy potrzebni. My się z tych biletów musimy utrzymać, w związku z tym nasze ceny są mniej więcej na poziomie najdroższych biletów w teatrach państwowych. Widzowie mimo to płacą, bo te dwie godziny zapomnienia, śmiechu czy wzruszenia warte są widocznie wiele" - podkreśla Janda.
I dodaje, że nie ma co liczyć na ministerialne wsparcie.
"Kiedy była poprzednia władza, mieliśmy się jednak lepiej, ministerstwo kultury nam pomagało. Od momentu, kiedy władza się zmieniła, absolutnie nie ma żadnej pomocy, a raczej same przeszkody. Pomaga nam teraz w tym trzyletnim palnie repertuarowym miasto, na poziomie trzech premier rocznie. Ale za to muszę napisać plan repertuaru na trzy lata, z realizatorami, co mnie bardzo wiąże i ogranicza, bo co chwilę pojawiają się nowe teksty, nowe tematy, wydarzenia, talenty, pomysły, a my musimy realizować te założone we wniosku. Bardzo mnie to męczy. Wolałabym się obracać w zasięgu roku repertuarowego, a nie trzech lat. Dyrektorzy teatrów państwowych nie mają takiego obowiązku" - narzeka Janda.
Artystka dodaje, że wśród repertuarowych planów znalazł się m.in. "Szatan Show" Michała Walczaka z rolami Rafała Rutkowskiego i Andrzeja Konopki oraz reżyserowany przez Marię Seweryn spektakl "Głowa w piasek a także inscenizację "Władcy much".
"Wierzę, że ten rok, te lata, będą udane, ludzie zasiądą na widowni i będą zadowoleni" - mówi Janda, po czym dodaje: "Praca odciąga nas od innych zmartwień i daje ogromną przyjemność. Od lat nad moim biurkiem wisi hasło: 'Praca jest dużo bardziej interesująca niż zabawa'".
Niedawno minęła piętnaście lat od śmierci męża Jandy - operatora Edwarda Kłosińskiego.
"Żyję od dawna sama. Mam pomoc w domu, więc nic nie robię. Mam zwierzęta, odpoczywam, najczęściej czytam" - wyznaje Janda.
Artystka podkreśliła też, że stara się też oglądać spektakle, które wystawiane są w innych teatrach. "Orientowanie się w rynku młodych aktorów, reżyserów to mój obowiązek, wiec chodzenie do teatru jest zawodową przyjemnością" - mówi, zastrzegając, że z zasady "nie ogląda produkcji państwowej telewizji".