"Krótki film o zabijaniu": Mija 35 lat od premiery głośnego filmu Krzysztofa Kieślowskiego
Pojawienie się tego filmu na ekranach kin wywołało prawdziwy wstrząs. Ze względu na drastyczność scen, nie wszyscy byli w stanie wytrzymać do końca projekcji. "Krótki film o zabijaniu" w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego wpisał się w dyskusję o karze śmierci, toczącą się w naszym kraju. 11 marca mija 35 lat od premiery tej wstrząsającej produkcji.
"Krótki film o zabijaniu" wywołał w 1988 roku szok. Nie tylko z powodu wyjątkowo drastycznych scen morderstwa i wykonania wyroku śmierci, ale także ze względu na czas, w jakim się pojawił w kinach. W 1988 roku nasiliła się w Polsce dyskusja na temat sensowności "najwyższego wymiaru kary". Krytyka i publiczność potraktowały film Krzysztofa Kieślowskiego jako ważny głos w tym sporze. Głos opowiadający się przeciwko karze śmierci - "zbrodni w majestacie prawa".
"Ten film zwrócił uwagę światowej krytyki na Kieślowskiego" - mówił przed laty krytyk filmowy Tadeusz Sobolewski.
Pomysł sfilmowania 10 przykazań podsunął Krzysztofowi Kieślowskiemu w 1984 roku adwokat i współautor scenariuszy Krzysztof Piesiewicz. "Krótki film o zabijaniu" jest rozbudowaną wersją filmowej serii Kieślowskiego (reżyseria i scenariusz) i Piesiewicza (scenariusz) "Dekalog", a dokładnie jego VI części, odpowiadającej przykazaniu "Nie zabijaj".
Akcja filmu rozgrywa się w Warszawie, 16 marca 1987 roku. Taksówkarz (Jan Tesarz) czyści swego poloneza i zagaduje młodziutką Beatkę. Piotr (Krzysztof Globisz) zdaje końcowy egzamin adwokacki i zaprasza swą dziewczynę do cukierni w Hotelu Europejskim. Wstępuje tu również 20-letni Jacek (Mirosław Baka), który wcześniej w zakładzie fotograficznym zamówił odbitkę zdjęcia swej młodszej siostry. Po wyjściu z cukierni mężczyzna wsiada do taksówki Mariana. Na peryferiach miasta Jacek dusi taksówkarza linką żeglarską i brutalnie masakruje jego ciało. Po powrocie do miasta zaprasza do samochodu Beatkę. Jacek zostaje aresztowany, jego obrońcą zostaje Piotr. Mimo żarliwej obrony, Jacek zostaje skazany na karę śmierci. W czasie przygotowań do egzekucji prosi swojego prawnika, żeby ten przekazał matce zamówione zdjęcie siostry. Odbywa się egzekucja. Gdzieś w lesie za miastem Piotr szaleje z rozpaczy, nie potrafi powstrzymać szlochu.
"Zastanawialiśmy się, jak poprowadzić akcję w tym odcinku [VI - red.]. W pewnym momencie mówię: Słuchaj, trzeba tu pominąć salę sądową. Trzeba najpierw pokazać zabijanie, a potem następne zabijanie" - tak wspominał prace nad tą częścią Krzysztof Piesiewcz w książce "Kino Krzysztofa Kieślowskiego".
Ostatecznie fabuła skoncentrowała się tylko na trzech elementach: zamordowaniu taksówkarza, wykonaniu wyroku śmierci i pokazaniu rzeczywistości, w której to wszystko się odbywa.
Przejmujące kreacje w filmie stworzyli: debiutujący Mirosław Baka, wcielający się w postać mordercy, Krzysztof Globisz - grający prawnika, obrońcę Jacka i Jan Tesarz, który wcielił się w taksówkarza.
"W przeddzień zdjęć Baka był poważny, ponury i przerażony. (...) Niepokoił się, czy podoła roli. Potem bardzo starał się utożsamić z bohaterem, jakby nie było - zabójcą. Musiał wykonywać zadania, które czasem wzbudzały w nim sprzeciw" - wspominał Dariusz Jabłoński, drugi reżyser.
Premiera "Krótkiego filmu o zabijaniu" odbyła się w 11 marca 1988 roku. Część krytyków zarzucała reżyserowi uprawianie publicystyki, ale większość była pod wrażeniem.
"Nie ma analizowania osobowości zabójcy, rozwlekłych scen sądowych. Jest zbrodnia "w stanie czystym" - bezlitośnie odarta z fabularnej fikcji. Jest brudny, posępny i mroczny niczym z kafkowskiego koszmaru świat, po mistrzowsku wykreowany przez Sławomira Idziaka [operator używał zielonych filtrów własnej roboty - red.]. Dlatego dzieło Kieślowskiego często porównuje się do krzyku. Krótkiego, ale rozpaczliwego, porażającego" - czytamy opinię na temat filmu na stronie filmpolski.pl.
"Uważam, że film jest znakomity. (...) Szczegółowość, powaga, skupienie, z jakim film postępuje za mordercą i zarazem ofiarą, minuta po minucie, aż do jego stracenia, dają ową wszechstronność i zarazem tajemnicę charakteru ludzkiego, jaka jest cechą sztuki i jaką rzadko znajdujemy w kinie, czasem u jakiegoś Bunuela czy Bergmana" - zachwycał się Zygmunt Kałużyński na łamach "Polityki".
"W tym filmie widać najlepiej adwokacką koncepcję 'Dekalogu': autorzy przyjmują pozycje obrońców, nie sędziów człowieka. Stosunek do zła w 'Krótkim filmie o zabijaniu' jest podobny jak u Dostojewskiego, na którego reżyser czasem się powoływał w wywiadach. Podobny sprzeciw wobec kary śmierci jak w 'Krótkim filmie o zabijaniu' można znaleźć w 'Idiocie' Dostojewskiego" - pisał Tadeusz Sobolewski.
Film Kieślowskiego wpisał się w dyskusję o karze śmierci, tocząca się nie tylko w naszym kraju. Już po premierze wykonywanie najwyższej kary w Polsce zostało wstrzymane (w 1988 roku), a w 1997 roku w nowym Kodeksie karnym kara śmierci została ostatecznie wyeliminowana.
W maju 1987 roku "Krótki film o zabijaniu" zaprezentowano w konkursie głównym Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes. Film odniósł duży sukces, choć nie wszyscy wytrzymali do końca projekcji.
"Podczas tej sceny [egzekucji - red.] rozległy się okrzyki: 'Dosyć, dosyć'. Potem znany amerykański aktor Chuck Norris powiedział nam: 'Zabiłem w filmach kilku facetów, ale żeby w taki sposób...'" - wspominała Irena Strzałkowska ze Studia Filmowego "Tor".
Obraz Kieślowskiego wyróżniono Nagrodą Jury i nagrodą FIPRESCI - akredytowanych na festiwalu dziennikarzy. W grudniu 1988 roku "Krótki film o zabijaniu" otrzymał przyznawaną po raz pierwszy nagrodę Europejskiej Akademii Filmowej.