Koniec wampirycznego romansu
Idąc w ślady producentów serii o Harrym Potterze, twórcy sagi "Zmierzch" postanowili wykorzystać genialny w swej prostocie marketingowy pomysł i wampiryczny finał podzielili na dwie "krwawe" części. Skoro koniec bliski, czas na podsumowania.
Przed fenomenem "Zmierzchu" trudno uciec. Można komentować w tonie kpiarsko-żartobliwym, można podchodzić na serio i z fanowską miłością. Jednak trzeba przyznać, że - czy tego chcemy czy nie - powieści, nawet jeśli słabe, pewnej pani domu z Arizony zawładnęły nastoletnią wyobraźnią w ostatnich latach.
Ponad 100 mln sprzedanych kopii na całym świecie i tłumaczenia na 37 języków robią jednak wrażenie. Dzięki temu Stephenie Meyer zarabia rocznie ponad 50 mln dolarów. To powieści, a warto do tego dołożyć 2,4 mld dolarów zarobione przez filmowy cykl.
Przeczytaj naszą recenzję filmu "Saga 'Zmierzch': Przed świtem - część 2"!
Finał finału pochłonął 136 mln dolarów, ale w ciemno można przewidzieć, że koszty zwrócą się z nawiązką, biorąc pod uwagę, że ostatnie trzy części zarobiły (każda) po 700 mln. To liczby, które ukazują skalę fenomenu, ale go nie tłumaczą.
Niejednokrotnie niespełna 40-letnią Meyer, należącą do wspólnoty mormońskiej (religijne wpływy i moralizatorskie na hektolitry wylewają się z sagi), porównuje się do J.K. Rowling. Obie, niedoświadczone pisarki w ciężkiej sytuacji osobistej, wystartowały z powieściami, które niespodziewanie zawładnęły masową wyobraźnią, a same autorki stały się celebrytkami. Rowling w pewnym sensie wychowała Meyer czytelników. Bezsprzecznie matka Harry'ego Pottera jest lepszą pisarką, a na pewno z o wiele większą wyobraźnią. Meyer zamiast przepracowywania znanych kulturowych motywów, woli raczej prostą imitację bez próby podjęcia wysiłku ich artystycznej interpretacji.
Saga "Zmierzch" wpisała się w nurt, który do kultury popularnej zawitał wraz z "Wywiadem z wampirem", gdy zaludniające od wieków ludzką wyobraźnię demony, wysysające z nas krew, zmieniły się w tajemniczą i tragiczną postać o twarzy Brada Pitta. Zamiast metafory AIDS, stał się on symbolem starego świata, gdy mężczyźni byli dżentelmenami, a dyskusje na temat dobra i zła naprawdę ludzi interesowały. Wampir okazał się idealnym bohaterem współczesnych romansów. Książki Meyer udowodniły, że wampir to wręcz idealny bohater pokolenia emo. I choć obok pojawiły się wariacje na wampiryczne tematy - "Buffy. Postrach wampirów" czy "Czysta krew" - to sukces "Zmierzchu" jest niezaprzeczalny.
Sama fabuła sięga po motywy z "Dumy i uprzedzenia", "Romea i Julii", "Wichrowych wzgórz", utytłanych w harlequinowym, melodramatycznym sosie. To nieustające "złośliwe uśmiechy olśniewającego pół-Boga", melodramat z elementami sadomasochistycznymi (gwarantowana trauma wobec seksu - przed czy poślubnego to nieistotne - oraz ciąży i porodu z motywem godnym "Obcego").
Bella i Edward, bohaterowie nastoletniej masowej wyobraźni, to dość niezwykła para kochanków. Ona - nieśmiała nastolatka, która przyjeżdża do zabitej dechami dziury, w której mieszka jej ojciec (rodzice oczywiście rozwiedzeni). Z miejsca zakochuje się w szkolnym koledze z bardzo bogatej rodziny, który okazuje się wampirem o gołębim sercu, geście rycerza i manierach dżentelmena. Zamiast białego konia jest super drogi samochód, a żeby było ciekawiej, w roli jego konkurenta do serca Belli, Indianin-wilkołak.
Pomijając wszystkie poboczne wątki, jak wampiryczną rodzinę Edwarda z ojcem lekarzem na czele (sic!), w tym dość istotne zatargi z okrutnymi Volturi, historia w gruncie rzeczy obraca się wokół podstawowego pytania: kiedy oni w końcu prześpią się ze sobą?! Moment ten nadszedł w pierwszej części finału, grzecznie, po ślubie głównych bohaterów, a zaraz potem Bella zmaga się z trudną ciążą. Poród kosztuje ją życie, lecz zyskuje nowe, jako pociągająca wampirzyca z krwistymi oczami. W wielkim finale Edward i Bella pokonać muszą jedynie ostatnią przeszkodę ku wiecznej, rodzinnej szczęśliwości. Volturi bowiem czyhają na życie ich córeczki.
Zakończenia łatwo się domyślić. Saga "Zmierzch" ma podtrzymać wiarę tysięcy nastolatek w triumf romantycznej miłości. Paradoksalnie jej filmowe adaptacje wypadają niejednokrotnie lepiej od pierwowzoru. Jak w przypadku Harry'ego Pottera, przysporzyły niezwykłej popularności odtwórcom głównych ról, przede wszystkim Kristen Stewart i Robertowi Pattinsonowi. Aktorzy spełnili najskrytsze marzenia producentów i stworzyli związek także poza planem, ostatnio przeżywający małe turbulencje z powodu nagłośnionej zdrady Stewart z o wiele starszym, żonatym reżyserem Rupertem Sandersem.
W najlepszej, pierwszej części sagi Catherine Hardwicke starała się zbudować klimat historii, mglistego Forks i lasów otaczających miasteczko. Widać, że reżyserka ma w gruncie rzeczy większe doświadczenie jako scenografka (z pożytkiem dla filmu z zresztą). Ideą producentów było, by każdy kolejny film reżyserował ktoś inny. I tak Chris Weitz zajął się ekranizacją "Księżyca w nowiu", David Slade "Zaćmieniem", a najbardziej znany w tym gronie Bill Condon ("Kinsey", "Dreamgirls") finałem. Każdy kolejny film nie starał się już nadrobić tego, czego brakowało u Meyer - atmosfery, skupiając się raczej na wątku romansowym.
W gruncie rzeczy to, że kolejne filmowe odsłony sagi jakoś się ratują, choć arcydziełami nie są, jest w dużej mierze zasługą scenarzystki Melissy Rosenberg, której nazwisko jako jedyne z ekipy (prócz aktorów) przetrwało w czołówce kolejnych filmów. Rosenberg robi, co może, niejednokrotnie z sukcesem, choć nadal brak w świecie przedstawionym wyrazistości, dzięki której magiczna rzeczywistość wilkołaków i wampirów nabrałaby rumieńców.
Na czym zatem zbudowany został fenomen "Zmierzchu"? Prócz oczywiście doskonałej marketingowej machiny, zagrało kilka elementów. Popularność XIX-wiecznej literatury w stylu Jane Austen i sióstr Brönte (trwająca od lat 90. i połączona z nią tęsknota za romantyzmem) oraz połączenie starego i nowego świata, czego ucieleśnieniem jest Edward - mieszanka współczesnego, metroseksualnego SNAGa (Sensitive New Age Guy) z dawnym, dzielnym rycerzem-dżentelmenem. Z pewnością jest coś, czego Rowling nie do końca udało się osiągnąć - połączyć pokolenia. Dziś bowiem historię Edwarda i Belli śledzą zarówno nastolatki, jak i niejednokrotnie ich matki.
Koniec pracy nad "Zmierzchem" to wielka ulga dla Kristen Stewart, która sławę zyskała dzięki roli Belli i zarobiła na niej prawie 35 mln dolarów.
"Wszyscy myślą, że tak ciężko jest się pożegnać ze 'Zmierzchem', ale mi ciężej jest rozstać się z ekipą, z którą pracowałam pięć tygodni, niż z ludźmi, z którymi pracuje się od czterech lat. Jestem gotowa powiedzieć do widzenia zarówno Belli, jak i całej ekipie i czuję się z tym całkiem dobrze" - powiedziała otwarcie w jednym z wywiadów 22-letnia aktorka.
Wraz ze "Zmierzchem" kończy się także historia miłości Kristen i Roberta Pattinsona, który był jej partnerem nie tylko na ekranie, ale i w życiu prywatnym. Do tej pory kontrakt i promocja filmu zobowiązywały ich do wspólnych sesji i spotkań z mediami. Prawdopodobnie, dlatego też koniec serii to dla aktorki duża ulga.
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!