Klaus Kinski: Widzowie go uwielbiali. Córki cieszyły się, gdy umarł
Klaus Kinski bez wątpienia należy do grona największych gwiazdorów światowego kina. Przez wielu do dziś jest uznawany za geniusza i doskonałego artystę. Chociaż na ekranie zachwycał, to swoim współpracownikom oraz rodzinie zgotował prawdziwe piekło. "Cieszę się, że ojciec już nie żyje" - przyznała po latach córka artysty, Nastassja Kinski.
Zanim Klausa Kinskiego okrzyknięto jedynym z najbardziej charyzmatycznych i kontrowersyjnych aktorów w dziejach kina, wystąpił w ponad 120 filmach. Większość z nich to średnio sklecone produkcyjniaki, kilka aspiruje jednak do miana arcydzieł i weryfikuje Kinskiego jako geniusza, a nie tylko szaleńca i ekscentryka.
Urodzony w Sopocie Nikolaus Nakszycki był synem farmaceuty Bruno Nakszyńskiego, Polaka z pochodzenia, i córki niemieckiego pastora Susanne Lutze. Na początku lat 30. XX wieku rodzina Kinskich przeniosła się do Berlina. Po latach, gdy Kinski zrobił już karierę w licznych wywiadach nazywał Sopot "zapadłą dziurą". Po ucieczce z Wermachtu, Kinski przyłączył się do wędrownej trupy teatralnej, by na początku lat 50. zawędrować gdzieś na meandry świata filmowego.
Tuż po wojnie zdecydował na poważnie zająć się aktorstwem i rozpoczął pracę w berlińskich teatrach. W żadnym z nich nie zagrzał jednak długo miejsca przede wszystkim ze względu na swoją wybuchowość i nieprzewidywalny charakter. W 1950 r. trafił do szpitala psychiatrycznego, bo przez trzy dni śledził kobietę, która mu się podobała. Z początku lekarze uważali, że cierpi na schizofrenię, ale ostateczną diagnozą była psychopatia. "Jego przemówienia są gwałtowne, a jego egocentryczna i wymykająca się spod kontroli osobowość jest dowodem na to, że nie może wtopić się w społeczeństwo" - napisano w karcie Kinskiego.
Kinski na ekranie zadebiutował w 1948 roku w filmie wojennym "Morituri". Podczas całej kariery wystąpił w 134 filmach, serialach i sztukach teatralnych. Najbardziej nieznośny aktor niemiecki XX wieku dla wysokiego kina został odkryty przez Wernera Herzoga. Ich współpraca rozpoczęła się w 1972 roku od dramatu z czasów konkwisty "Aguirre - gniew boży". Kinski był tytułowym bohaterem horroru "Nosferatu - wampir", remake'u klasycznego horroru W.F. Murnaua. Film był nominowany do Złotego Niedźwiedzia na Berlinale. O aktorze Herzog mawiał: "Każdy siwy włos na mojej głowie zawdzięczam Kinskiemu".
Na planie "Cobra Verde" pokłócił się z Herzogiem. Reżyser często publicznie wypowiadał się na temat aktora, nie szczędząc mu komplementów, ale i ostrych słów: "Klaus był jednym z największych aktorów ubiegłego stulecia. Był jedynym geniuszem, jakiego udało mi się spotkać, ale był także potworem i zarazą". W 1999 roku Herzog nakręcił o Kinskim film dokumentalny zatytułowany "Mój ukochany wróg".
Kinski, pałający chorobliwą nienawiścią do reżyserów i wszelkiej maści ludzi kina, nie widział równicy między kinem dobrym a złym. Wszystkie filmy, w których wystąpił oceniał źle, a wszystkich reżyserów miał za idiotów. Z wyjątkiem Wernera Herzoga - jego nienawidził najbardziej ze wszystkich. Swój zawód traktował jednak tylko w kategoriach czysto pragmatycznych - jako sposób na zarabianie pieniędzy. "Jestem dz***ą. Robię to tylko dla pieniędzy" - mawiał.
W latach 60. Kinski wystąpił w ponad 50 filmach, m.in.: "Winnetou II: Ostatni regenci" Haralda Reinla, "Za kilka dolarów więcej" Sergio Leone i "Doktorze Żywago" Davida Leana. W kolejnych latach mogliśmy go oglądać także w: dramacie Andrzeja Żuławskiego "Najważniejsze to kochać", nominowanym do Oscara izraelskim "Mivtsa Yonatan" oraz komedii Billy'ego Windera "Najlepszy kumpel". Ostatnim filmem, w którym wystąpił, a równocześnie jego debiutem reżyserskim był dramat biograficzny "Kinski Paganini". W filmie wystąpił jego syn Nikolai.
Życie prywatne aktora było równie burzliwe, co jego kariera zawodowa. Kinski był czterokrotnie żonaty i doczekał się trójki dzieci - Poli, Nastassji i Nanhoï Nikolai. Z żadną z żon nie potrafił stworzyć silnej relacji, fatalne relacje łączyły go z córkami. Pod koniec życia Kinski wydał autobiografię "Ja chcę miłości" - jeden ciąg pornograficznych, dosadnych opisów niezliczonych stosunków seksualnych oraz obfite porcje inwektyw pod adresem reżyserów i aktorów, z którymi Klausowi zdarzyło się pracować.
W 2013 roku córki Klausa Kinskiego, Pola i Nastassja, oskarżyły ojca o molestowanie seksualne i tyranizowanie całej rodziny. Pola Kinski, córka artysty z jego pierwszego małżeństwa z Gislinde Kühbeck, zdecydowała się wyznać prawdę 22 lata po śmierci gwiazdora. W autobiograficznej książce "Dziecięce usta" napisała, że ojciec molestował ją od piątego roku życia, a po raz pierwszy zgwałcił, gdy miała dziewięć lat. Sławny aktor zarzucał córkę drogimi prezentami, nakazując jej milczenie.
Dopiero jako 19-letnia dziewczyna Pola zdobyła się na odwagę, by opowiedzieć o wszystkim matce. W tym też czasie Kinski zaprzestał molestowania. "Ignorował wszystko, nawet to, że próbowałam się bronić i mówiłam 'Nie chcę!'. Nie obchodziło go to. Po prostu brał to, co chciał. Zrobił ze mnie swój mały, seksualny obiekt, umieszczony na jedwabnej poduszce" - mówiła w rozmowie z magazynem "Stern". Koszmar dziewczyny trwał kilkanaście lat. Jako dorosła kobieta zerwała kontakt z ojcem i zaczęła układać sobie życie na nowo.
Po głośnym wyznaniu na łamach książki, siostrę poparła również Nastassja, która także uważała ojca za tyrana. Aktorka wyznała, że ją także ojciec próbował molestować. "Całował mnie w policzek, ale ja źle się z tym czułam. Bałam się go. Instynktownie czułam, że nie jest to tylko czułe ojcowskie objęcie, lecz coś więcej" - powiedziała. Nastassja Kinski opisywała na łamach "Bild am Sonntag" atmosferę strachu panującą w domu. "Nie był ojcem. 99 procent czasu panicznie się go bałam. Był nieobliczalny, terroryzował całą rodzinę" - przyznała aktorka. "Cieszę się, że ojciec już nie żyje" - dodała Kinski.