"Kingsajz": Najsłynniejsze krasnoludki polskiego kina
To z tego filmu pochodzi najsłynniejsza erotyczna scena w historii polskiego kina. We wtorek mija dokładnie 35 lat od premiery komedii Juliusza Machulskiego "Kingsajz".
"A jednak istnieją! Noszą kolorowe czapeczki, żółto-czerwono-niebieskie kaftaniki i porcięta. Krzątają się wokół swoich spraw gaworząc o tym i owym. Są i inni, mniej eleganccy, w ubożuchnych kubraczkach. Bo społeczność krasnoludków, gdyż o nich tu mowa, jest zróżnicowana jak każda inna. Sa tam bogaci i biedni, dobrzy i źli. To my, pełnowymiarowi, wymyśliliśmy stereotyp dobrego krasnala, dyskretnie pomagającego nam w kłopotach. Ale nie wszyscy krasnale są tacy, lepiej pozbądźmy się złudzeń" - pisał w 1987 roku na łamach "Filmu" Mariusz Włodek, przybliżając czytelnikom tematykę nowej komedii Juliusza Machulskiego, twórcy popularnej "Seksmisji".
Bohaterem nowego obrazu młodego reżysera miał być redaktor pisma "Pasikonik" Olo Jedlina (Jacek Chmielnik), który pewnego dnia wyznaje narzeczonej, że... jest krasnoludkiem. Ewa (Liza Machulska) przyjmuje to oświadczenie z niedowierzaniem. Olo nie ma jednak czasu na szczegółowe wyjaśnienia, musi bowiem pospieszyć na ratunek przyjacielowi.
Adaś Haps (Grzegorz Heromiński), chemik, który od dłuższego czasu pracuje nad syntezą substancji pozwalającej powiększać krasnoludki do ludzkich rozmiarów, jest w niebezpieczeństwie. Na jego trop wpadli agenci Szuflandii - Zyl (Joachim Lamża) i Waś (Maciej Kozłowski). Od nadszyszkownika Kilkujadka (Jerzy Stuhr) otrzymali oni zadanie zniszczenia laboratorium Hapsa i sprowadzenia naukowca z powrotem do Szuflandii. Olo ma przejąć od Adasia bezcenny preparat, ale jest tylko świadkiem obezwładnienia i pojmania przyjaciela. W ostatniej chwili Adasiowi udaje się jednak fiolkę z "kingsajzem" włożyć do kieszeni płaszcza Ali (Katarzyna Figura). Jedlina rusza jej śladem - tak fabułę "Kingsajzu" streszcza opis zamieszczony w Internetowej Bazie Filmu Polskiego.
"Kingsajz" powstał na podstawie oryginalnego scenariusza Machulskiego we współpracy z Jolantą Hartwig-Sosnowską (wspólnie pracowali także nad "Seksmisją"; Hartwig-Sosnowska ma na koncie także współczesne seriale: "Kasia i Tomek", "Ojciec Mateusz" oraz "Ludzie Chudego"). Film miał być w zamierzeniu komedią korzystającą z bajkopisarskich tradycji i filmowego gatunku fantasy.
Jak przyznała Hartwig-Sosnowska w wywiadzie udzielonym "Kinu", w scenariuszu filmu znalazła się adnotacja: "Ambitne zadanie dla scenografa". Świat, który wymyślili scenarzyści "Kingsajzu", trzeba było bowiem stworzyć od podstaw.
"Niestety, w naszych polskich warunkach, nie dysponujemy pracownią trickową w pełnym rozumieniu słowa. Nie mamy np. możliwości skorzystania z przedniej projekcji, a więc tego, co wykorzystywał w swojej pracy Steven Spielberg i dzięki czemu widz nie dostrzegał na ekranie 'kuchni' filmowej (...) Dlatego podjęliśmy decyzję, iż posłużymy się częściowo zdjęciami trickowymi, rozwiązując wiele problemów metodami chałupniczymi we własnym zakresie" - zwierzał się z realizacyjnych problemów kierownik produkcji Andrzej Sołtysik.
"Nie żałowaliśmy sobie trudności" - dodawała Hartwig-Sosnowska. "Od razu wiedzieliśmy, że nie mając do dyspozycji technik trikowych na odpowiednim poziomie, będziemy musieli operować skalą, to znaczy wykonać rekwizyty w skali 20:1. Nietrudno sobie wyobrazić, ile dziś w Polsce jest kłopotów z wykonaniem 2-metrowej szklanki, czy 10-metrowego stołka" - mówiła po premierze współscenarzystka filmu i... żona scenografa Janusza Sosnowskiego.
"Kingsajz" wykiełkował w głowie Machulskiego w czasie powrotnego lotu do Polski po dwuletnim pobycie w Stanach Zjednoczonych w ramach stypendium naukowego. Wtedy to reżyser wpadł na pomysł, aby państwo krasnoludków (Szuflandię umieszczoną w zapomnianym archiwum) uczynić modelem PRL-u, a świat ludzi symbolem Zachodu. Analogia ta jest wyraźna w wielu kadrach. Przemówienia krasnoludzkich włodarzy brzmią jak cytaty z sejmowych wystąpień, państwo nazywane jest Rzeczpospolitą Krasnoludową, a braki w zaopatrzeniu zadziwiająco przypominają ówczesne realia.
Oceniając pomysł fabularny Juliusza Machulskiego recenzenci wskazywali na jego związki z nurtem tzw. utopii negatywnej (m.in. "Podróże Guliwera" Jonathana Swifta, "Rok 1984" Orwella) oraz pełną czarnego humoru twórczością Sławomira Mrożka. W krasnoludkowej rzeczywistości wyróżnił się zdecydowanie Jerzy Stuhr ("Duże zwierzę", "Persona non grata", "Mistyfikacja"), który jako bezlitosny nadszyszkownik Kilkujadek sparodiował sposób zachowania i mówienia typowego członka aparatu PRL-owskiej władzy.
Biorąc pod uwagę ówczesne możliwości techniczne, warta podkreślenia jest też strona wizualna filmu. W jej kreacji mieli duży udział czechosłowaccy specjaliści od zdjęć trikowych. Akcję ilustruje bogato zinstrumentalizowana, energiczna, zabawna muzyka Krzesimira Dębskiego ("Ogniem i mieczem", "Stara baśń. Kiedy słońce było bogiem", "1920 Bitwa Warszawska") oraz wpadające w ucho piosenki w wykonaniu Anny Jurksztowicz, Majki Jeżowskiej i Mieczysława Szcześniaka. Zdjęcia są dziełem Jerzego Łukaszewicza ("Vabank", "Seksmisja", "Siekierezada"). Na Festiwalu Filmów Fantastycznych w Avoriaz "Kingsajz" otrzymał Nagrodę Specjalną Jury, a Janusz Sosnowski ("Wrota Europy", "Quo vadis") Brązowe Lwy Gdańskie i nagrodę w Brukseli za scenografię.
Film przyjęty został jednak przez polską krytykę z rezerwą. Bożena Janicka na łamach "Filmu" narzekała dość ogólnie, że "obok pomysłów świetnych są słabsze, trafiają się dowcipy w nie najlepszym guście". Dodawała jednak z miejsca, że "są też sceny, których bronić przed nikim nie trzeba, świetne jako kino".
Na pochwałę recenzentki zasłużyła cała "warstwa trickowa". "Scena pogoni służb specjalnych za uciekinierem, który wywindował się na brzeg umywalki, wykorzystująca wszystkie przedmioty, które wchodzą w grę jako rekwizyty jest fascynującym, a przy tym pełnym dowcipu widowiskiem, nawet jeśli ogląda się ją po raz trzeci" - notowała Janicka.
Również Maciej Pawlicki z "Kina" docenił scenograficzny wysiłek twórców. "Wielkie nagromadzenie spektakularnych atrakcji złożyło się na film interesujący, ale pozostawiający wrażenie niewykorzystanej szansy. Choć rekwizyty zagrały znakomicie, inscenizacyjny trud nie poszedł na marne. Zbudowanie ogromnego klozetu miało sens, skoro Nadszyszkownik Kilkujadek odnalazł tam swe właściwe miejsce" - chwalił film Pawlicki.
Recenzent "Kina" nie mógł uciec jednak od porównań z poprzednim hitem Machulskiego "Seksmisją". Tu już "Kingsajz" prezentował się o wiele gorzej.
"Cudowny wdzięk 'Seksmisji' polegał między innym na tym, że dowcipne riposty płynęły wartkim strumieniem wtopione w narrację, przemijały jakby mimochodem, jako integralny element całości. Jak dowcipy opowiadane z kamienną twarzą. W 'Kingsajzie" jakby zmienił Machulski swą kamienną twarz. Zbyt wiele w założeniu dowcipnych point wyreżyserowanych i wydeklamowanych zostaje w taki sposób, że na długo przed nimi wiemy już, że za chwilę nastąpią. Niepotrzebnie celebruje Machulski te kwestie, zbyt uroczysty nastrój odbiera dowcipom wdzięk" - narzekał krytyk dodając, że filmowi nie pomogły "błędy obsadowe".
"Jacek Chmielnik nie ma ani komicznej siły, ani wdzięku Jerzego Stuhra, nie potrafi wyjść poza poprawność. Większość aktorów uległa zresztą pokusie szarży, potęgując tym wrażenie nieco wymuszonego szampańskiego nastroju" - pisał Pawlicki.
Do historii polskiego kina przeszła jednak z pewnością scena, w której krasnoludek przechadza się po akcie damskim.
"Niesłychanie mnie urzekła myśl, że ukochana jest w pełnej skali, a on się zmniejszył i nie może z powrotem powiększyć. I tu następuje osobliwa scena liryczna; ona spokojnie sobie śpi, mimo iż on po niej spaceruje" - opisywała swój pomysł Hartwig-Sosnowska.
Kobietę, po której przechadza się krasnoludek, zagrała Katarzyna Figura. "Początkowo główna bohaterka miała być modelką. Ale potem przyszło nam do głowy, że dobrze by było, gdyby tę rolę zagrała Katarzyna Figura, a ona w żadnym razie nie jest modelkowata - niewysoka, drobna, po prostu nie ten typ fizyczny. Więc zmieniliśmy jej zawód - będzie projektantką mody, a nie modelką" - zdradziła Hartwig-Sosnowska.
"Najpierw zostałam nakręcona nago na łóżku w zwolnionym tempie, a potem na podstawie nagrania w Barrandovie wybudowano moją wielką figurę, po której chodził Jacek Chmielnik. Później nałożono na siebie dwa obrazy w odpowiedniej konfiguracji" - wspominała aktorka w rozmowie z "Gazetą Wrocławską".
"Zabawne jest to, że oni się w tej scenie w ogóle z Jackiem nie spotkali. Jacek chodził po styropianie pół roku później, a Kasia leżała pół roku wcześniej w studiu w Łodzi. Piękna leżała i pachniała" - ujawnił reżyser.
W 2007 roku, z okazji 50-lecia Złotych Kaczek, czytelnicy magazynu "Film" uznali scenę z "Kingsajzu" za najlepszy erotyczny moment w historii polskiego kina. Chwila, w której Jacek Chmielnik przechadza się po nagim ciele Katarzyny Figury, wyprzedziła m.in. słynne zbliżenie Kaliny Jędrusik i Daniela Olbrychskiego w "Ziemi obiecanej", czy miłosne igraszki Grażyny Długołęckiej i Olgierda Łukaszewicza w "Dziejach grzechu".