Reklama

Kazik to szczęściarz

Fragment książki "Cały ten Kutz. Biografia niepokorna" autorstwa Aleksandry Klich. Pozycja ukazała się nakładem krakowskiego wydawnictwa ZNAK.

Matka, Anastazja Kuc z domu Kamińska rodem z Bojszów na Śląsku,mawiała, że drugie z pięciorga jej dzieci urodziło się w czepku. Kazik to szczęściarz. Do niego los zawsze się uśmiechał. Po pierwsze: Niemcy nie wzięli go do Wehrmachtu (zabrakło mu dwóch lat do dorosłości), więc nie zginął pod Stalingradem ani nie zwariował. Po drugie: nie poszedł do huty, na kopalnię ani na kolej, tylko do gimnazjum w Mysłowicach. Po trzecie: zawsze był zdrowy jak rydz. Ale w 1929 roku - kiedy Kazik się urodził - nic nie zapowiadało tego szczęścia.

Reklama

Rok 2008. Szopienice pod Katowicami. Administracyjnie dzielnica stolicy województwa, ale ni wieś, ni miasto, ni robotnicza osada. Miejsce, gdzie Kutz przyszedł na świat, urocze. Widać, że powoli wraca do stanu sprzed rewolucji przemysłowej. Oaza zieleni w sercu przemysłowego potwora. Pachnie łąkami. Woda w stawach (miejscowi mówią na nie glinioki, bo przed wojną wydobywano stąd piasek i glinę, a potem doły zalano) przejrzysta, brzegami prowadzą urokliwe ścieżki. Wąziutkie, porośnięte krzewami. Mieszkańcy Katowic i Sosnowca jeżdżą na rowerach, biegają, łowią ryby. I nikt już nie pamięta, że sto lat temu, na początku XX wieku, to było zupełnie inne miejsce. Ledwie sześćset metrów stąd, na rzece Brynicy, biegła granica między państwem niemieckim a monarchią rosyjską.

Dom przy ulicy Szabelnianej, numer 14 - brudnoczerwona, zwalista czynszówka, w której mieszkania wynajmowali kolejarze i hutnicy - stał w Niemczech. We wsi Schoppinitz, dzisiejszych Szopienicach, jak skrzętnie podliczono podczas spisu powszechnego, w 1910 roku żyje 9729 ludzi. Większość z nich czuje się Polakami - podczas wyborów komunalnych w 1919 roku na listę polską głosuje gros tych, którzy poszli do urn. Aż dziewięć z dwunastu mandatów w radzie przypada polskim radnym. W plebiscycie 1921 roku, gdy Ślązacy głosują, komu ma przypaść ich ziemia, Polska dostaje w Schoppinitz 3568 głosów, a Niemcy 1458.

W dniu narodzin Kazika Szopienice to już jest Polska, choć młoda, zaledwie siedmioletnia. Anna Kamińska , jego babka, dobrze pamięta, jak 20 czerwca 1922 roku witała na moście nad Brynicą generała Stanisława Szeptyckiego i jego wojaków. Choć niziutka i drobna, w jakli, czyli śląskim żakiecie ozdobionym koronkami, promieniuje majestatem. Na Śląsku o takich jak ona mówili "polskie królowe".

W "Paciorkach jednego różańca", trzynastym filmie wyreżyserowanym przez Kutza, wnuk zmienia babce imię i nazwisko, ale nie na tyle, żeby nie można się było domyślić, o kogo chodzi. Stary Kosmala, jedna z epizodycznych postaci fi lmu, mówi do Habryki - głównego bohatera: " - Śniył mi się generał Szeptycki , jak w dwudziestym drugim na moście w Szopienicach broł z rąk Hanki Kimińskiej chleb i sól, pamiętosz? - Pamiętam? płakali my jak dzieci. Polska się zaczynała".

Ludzie w Szopienicach też pamiętają: polski generał wyprostowany jak struna, na koniu, chyba z szablą, ach, jaki przystojny. Kwiaty, chleb, sól. Czy babka płacze ze wzruszenia, czy śmieje się z radości? Nie wiadomo, bo rodzinne przekazy Kuców milczą na ten temat. Szeptycki przyłącza wschodnią część Śląska do Polski. Tak jak chcą powstańcy, którzy idą bić się z niemieckim wojskiem, a w plebiscycie głosują za Polską. Ale wielu ich krajanów głosuje za Niemcami i chce, by Śląsk został w Niemczech.

Kutz pyta często: - Co by moi dziadowie, którzy walczyli o polskość Śląska, powiedzieli dziś, gdy Polska porzuciła Śląsk, zapomniała o nim? I pokazuje na tynk sypiący się z familoków (wielorodzinnych domów wybudowanych dla robotników) i muł, który płynie wąską rzeczką Rawą - tuż pod domem, jak kilkadziesiąt lat temu. Jesienią 2006 roku pisze w jednym z felietonów: "Dziś nie ma już hut, nie ma proletariatu. Wymarł. A ci, co dogorywają, ostatni Mohikanie "klasy robotniczej", klepią starą biedę, podobną do czasu Wielkiego Kryzysu. Świat zmienia się, a ubóstwo poszerza się jak nieleczony liszaj. Świat staje otworem i to główna zaleta dokonanych przemian. Stare idiotyzmy niemiecko-polskiego pogranicza odchodzą do lamusa i stają się bogoojczyźnianymi klechdami z czasów wieku pary. Tylko co dalej?".

- Nie lubię tam wracać. To takie zdegradowane miasto - krzywi się Kutz na myśl o Szopienicach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kazimierz Kutz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy