Reklama

"Kaskader": Jest jak strzał w dziesiątkę. To jeden z najlepszych filmów roku

"Kaskader" to kolejna superprodukcja Hollywood w gwiazdorskiej obsadzie z masą spektakularnych wybuchów. Jedni ją pokochali, drudzy znienawidzili. Dla mnie to jeden z najlepszych do tej pory filmów tego roku. Przypomniał o czymś, o czym w ostatnim czasie kino zdaje się zapomniało.

Kino nie zawsze musi być takie poważne

Mam wrażenie, że od pewnego czasu za dobre kino uważa się tylko to, które moralizuje i pokazuje historie, które mają coś zmieniać. Zapomina się o tym, że kino to przede wszystkim wyraz pewnej wizji, a tych jest tyle, ile ludzi na ziemi. Jeśli więc ktoś czerpie przyjemność z oglądania produkcji Marvela o superbohaterach i to w nich dostrzega siebie, świetnie. Nie każdy wyciągnie coś dla siebie z przepełnionego cierpieniem dramatu psychologicznego lub biograficznego.

Kino nie zawsze musi być takie poważne. Czasami wystarczy, gdy nas rozśmieszy i rozgoni szare chmury codzienności. W końcu od początku istnienia kina, jedną z funkcji, które pełniło, było niesienie dobrej rozrywki. Tą dostarczył właśnie "Kaskader" - film akcji z Emily BluntRyanem Goslingiem w rolach głównych.

Reklama

"Kaskader": O czym opowiada?

Ten ostatni wciela się w filmie w doświadczonego dublera Colta Seaversa, który zyskał sławę dzięki brawurowym akrobacjom robionym w imieniu zarozumiałego gwiazdora Toma Rydera (Aaron Taylor-Johnson). Colt jest u szczytu kariery i w szczęśliwym związku z operatorką Jody Moreno (w tej roli Blunt), kiedy doznaje fatalnego w skutkach upadku, w wyniku którego łamie kręgosłup i odtrąca ukochaną.

Widzowie filmu "Kaskader" poznają go 18 miesięcy po feralnym wypadku, kiedy producentka nowego hitu z Tomem Ryderem przekonuje go, by wrócił do pracy. Colt zgadza się tylko dlatego, że chodzi o debiut reżyserski Jody, którą wciąż kocha. Po przybyciu na plan szybko orientuje się, że Jody wcale nie chce, by pracował przy jej filmie, a producentka Toma ściągnęła go tylko dlatego, że Tom zaginął i Colt ma go odnaleźć. To doprowadza do szeregu nieoczekiwanych zdarzeń, szaleńczych pościgów, kilku zamachów na Colta i poszukiwania go przez policję. Co ciekawe, Jody nie będzie miała o niczym pojęcia, co wcale nie pomoże Coltowi odzyskać jej serca.

Hołd dla kaskaderów

"Kaskader", luźno inspirowany serialem z lat 80. XX wieku o tym samym tytule, jest przede wszystkim hołdem dla dublerów, którzy niejednokrotnie narażają swoje życie i zdrowie, zastępując aktorów w scenach akcji. 

Nowa superprodukcja z Ryanem Goslingiem nie tylko oddaje im cześć, ale w kilku scenach przyznaje, że przez lata Hollywood ich źle traktowało. Czuć to choćby w sekwencji, w której producentka Toma przedkłada swój i Toma interes nad dobre imię Colta, czy wtedy, gdy nie przejmuje się jego losem po wypadku z początku filmu.

Dobra rozrywka z nutą morału

"Kaskader" to też dobra rozrywka z nutką morału. Choć momentami może i dziwi, że Gosling wychodzi bez szwanku z każdego ciosu w trakcie pościgu ulicami Sydney z udziałem śmieciarki, zapomina się o tym, gdy zaczyna lecieć ballada Phila Collinsa i widzimy, co Colt robi z chęci uratowania produkcji Jody.

Poza tym film poruszył jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii głośnego strajku Hollywood sprzed kilku miesięcy. Pokazuje skanowanie wizerunku aktorów na potrzeby wytwórni, nawiązując do nowego świata sztucznej inteligencji, której obecność w kinie zdaje się nieunikniona. Aż kłuje to w oczy, gdy filmowa producentka stwierdza, że nikt się nie zorientuje, że nie ma Toma, bo twarz Colta podmieni się z jego buzią. Historia skłania tym samym widza do wyrobienia sobie własnej opinii w sprawie AI w aktorstwie i udowadnia, że nawet na pozór prosta komedia sensacyjna może czego nauczyć.

Dla jednych morałem "Kaskadera" będzie to, że warto dawać drugie szansy. Inni zrozumieją na przykładzie wypadku Colta i sceny, gdy płacze do melodii Taylor Swift, że okazywanie emocji nie jest niczym złym i warto przyjąć pomoc. Większość widzów będzie się jednak po prostu dobrze bawić, i to też jest w porządku. W końcu czasami wystarcza, gdy kino jest jedynie rozrywką. Szczególnie gdy ma tak doskonale dobraną do pościgów i wybuchów muzykę. Przyznam, że kilka razy chodziła mi stopa podczas seansu "Kaskadera", zwłaszcza gdy słychać było utwory AC/DC, Kiss i The Darkness.

Poruszyć tak ważne we współczesnym świecie i mediach tematy sztucznej inteligencji i umiejętności okazywania emocji, w tak zabawnej formie, jest dla mnie strzałem w dziesiątkę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kaskader (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy