Jowita Budnik: Czemu znika?
Po sukcesie filmu "Plac Zbawiciela" Jowita Budnik na siedem lat zniknęła z ekranów kin. Teraz powraca rolą niezwykłej, romskiej poetki - Papuszy.
Jowitę Budnik widzowie znają z roli Marty Białek w pierwszej polskiej telenoweli "W labiryncie". Środowisko filmowe doceniło ją znacznie później. Choć nie ukończyła żadnej szkoły teatralnej, w 2006 roku zdobyła najważniejsze nagrody filmowe w Polsce (m.in. Złote Lwy) za rolę w "Placu Zbawiciela" (2006). Po tym sukcesie aktorka długo kazała czekać na swoją kolejną ważną kreację. Od listopada 2013 roku serca widzów zdobywa film "Papusza", w którym Budnik gra główną rolę - pierwszej romskiej poetki Bronisławy Wajs.
W filmie "Papusza" mówi pani w języku romskim. Jak długo uczyła się pani tego języka?
Jowita Budnik: - Postanowiliśmy, że nauczymy się tego języka tak dobrze, jak tylko będzie to możliwe. Nie chcieliśmy uczyć się samych dialogów ze scenariusza. Razem z Antkiem Pawlickim braliśmy lekcje u Jacka Milewskiego, który jest znawcą kultury romskiej i był założycielem oraz nauczycielem pierwszej romskiej szkoły w Polsce. Przez wiele miesięcy chodziliśmy do niego na lekcje po kilka razy w tygodniu. Na rynku nie ma żadnych pomocy naukowych, więc wszystkiego dowiadywaliśmy się od Jacka. Zależało nam, aby jak najlepiej zagrać nasze postaci.
Wcześniej miała pani styczność z romską kulturą?
- Dawno temu zetknęłam się z kulturą Romów. Moja mama była nią zafascynowana. U nas w domu było mnóstwo muzyki romskiej, książki Jerzego Ficowskiego. Zetknęłam się zarówno z historią Papuszy, jak i z samymi Romami, dużo, dużo wcześniej. Moja mama jeździła na festiwale kultury romskiej. Nigdy nie byłam z nią za granicą, ale do Gorzowa zabierała mnie często. Poznałam wspaniałych Romów, uwiodła mnie ta kultura. Jest w niej coś magicznego. Praca nad "Papuszą" utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
Czego nauczyła panią ta przygoda?
- Rola Papuszy była dla mnie na pewno największym zawodowym wyzwaniem. Nie grałam jeszcze tak trudnej roli. To był film, któremu oddałam najwięcej czasu i zaangażowania. Rok, w którym przygotowywałam się do tej roli, był jednym z najlepszych w moim życiu. To wszystko spowodowało, że na zawsze będę tę pracę pamiętać.
Z Joanną i Krzysztofem Krauze zna się pani od lat. Kiedy zaproponowali pani tę rolę?
- Znamy się od lat i od dawna wiedziałam, że przygotowują film o Papuszy i szukają aktorki do głównej roli. Na początku jednak przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym zagrać, choć jedną dziewczynę z taboru. Miałam nadzieję, że powierzą mi jakąś małą rólkę. Oczywiście pamiętam ten dzień, w którym Krzysztof i Joanna zaproponowali mi główną rolę. Byłam zaskoczona. Nie wyobrażałam sobie tego, jak mogłabym wcielić się w Papuszę. Przeprowadziliśmy rozmowę, w której dałam im do zrozumienia, że nie jestem dobrą kandydatką. Jednak każdy mój argument był natychmiast przez nich zbijany. Po tej rozmowie poczułam się przekonana i postanowiłam, że zrobię wszystko, aby jak najlepiej zagrać Papuszę.
Jedną z najbardziej charakterystycznych cech Romów są ich stroje. Miała pani wpływ na kostiumy swojej postaci?
- Całkowicie oddałam się kostiumografom. Jednak podczas prób wybierałam, w której spódnicy lepiej się czuję, którą wolę koszulę. Na etapie przygotowań do zdjęć, najważniejsze było dla mnie to, żeby zapamiętać jak najwięcej szczegółów z rozmów z ludźmi, którzy pamiętają tamte czasy. Spotkałam się m.in. z panią, która wiele lat temu jeździła taborami. Pytałam ją o wszystko, starałam się dowiedzieć jak najwięcej. Pokazała mi m.in. swój fartuch, który nosiła w tamtych czasach. Kobiety miały wielkie kieszenie zamiast torebek, a jeżeli nie dało się wszystkiego w nich schować, trzeba było zrobić sobie specjalny tobołek. Taka wiedza bardzo mi pomagała. Chciałam mieć poczucie, że wiem, co to był za świat. Najważniejsze są szczegóły.
Od ostatniej pani dużej roli filmowej w "Placu Zbawiciela" minęło siedem lat. Rolą Papuszy powróciła pani na duży ekran. Dlaczego tak długo trzeba było na panią czekać?
- Zawsze, gdy ktoś mnie pyta, dlaczego tak znikam, odpowiadam: nie mam pojęcia! Być może, oprócz Joanny i Krzysztofa, nikt inny nie ma na mnie pomysłu w kinie. Nie wiem, co będzie dalej... Po "Placu Zbawiciela" rzeczywiście miałam najdłuższą przerwę w graniu, jedyną większą propozycją był trzydziestominutowy film Jakuba Czekaja "Ciemnego pokoju nie trzeba się bać". Po "Papuszy" natomiast udało mi się zagrać jeszcze kilka ról m.in. w filmie Anny Kazejak-Dawid "Obietnica". Zagrałam matkę nastolatka.
Nie każdy wie, że nie musi się pani przejmować brakiem pracy, ponieważ na co dzień można spotkać panią w agencji aktorskiej. Dlaczego właśnie tam zdecydowała się pani pracować?
- O wszystkim zdecydował przypadek. Rozpoczęłam współpracę z agencją w roli asystentki, jeszcze podczas studiów. Był to wówczas dział modelek, później przeniosłam się do działu aktorskiego i tak już jestem tam od kilkunastu lat. Na szczęście jest to praca, którą lubię i która sprawia mi satysfakcję.
Jowita Budnik - polska aktorka niezawodowa. Jest absolwentką Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim. Znana m.in. z ról w serialach "W labiryncie", "Fitness Club", "Matki, żony i kochanki". W 2006 roku w kinach pojawił się film Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze "Plac Zbawiciela" z Budnik w roli głównej. Za swoją kreację aktorka została nagrodzona Złotym Lwem na festiwalu w Gdyni oraz Orłem - Polską Nagrodą Filmową. W listopadzie 2013 roku do kin wszedł najnowszy film małżeństwa Krauze - "Papusza". Obraz ten opowiada o życiu pierwszej romskiej poetki Bronisławy Wajs.
Rozmawiała Dominika Gwit (PAP Life).
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!