Reklama

Joss Whedon wskrzesza superbohaterów

Joss Whedon jako mały chłopiec marzył o tym, by żyć w świecie superbohaterów. Wiele lat później, kiedy los spełnił jego marzenie, okazało się, że nie jest to aż taka wielka frajda.

Na czas montowania ostatecznej kinowej wersji superprodukcji "Avengers: Czas Ultrona", 50-letni filmowiec dosłownie zamieszkał w budynkach Walt Disney Studios. Jadł, pił i spał w uniwersum Marvela, z dala od żony i dzieci, za to w towarzystwie Kapitana Ameryki, Hulka, Iron Mana i spółki. Budził się w nie swoim łóżku, od razu zasiadał do komputera - i nie odchodził od niego przez cały dzień, padając z wyczerpania dopiero wtedy, kiedy noc ustępowała już miejsca kolejnemu porankowi.

- W tej historii występuje 47 superbohaterów. Okazało się, że w ogóle tego nie przemyślałem - wyjaśnia Whedon. - Podczas nadzorowania montażu zdarzały mi się takie momenty, kiedy nie byłem w stanie powiedzieć, kim oni są i co tam robią - ba, co ja sam tam robię i co się dookoła mnie dzieje.

Reklama

Ostatecznie jednak z chaosu wyłonił się ład. - W pewnym momencie wszystko się poukładało - mówi z szerokim uśmiechem reżyser. - Nakręciliśmy taki sequel, jaki chcieliśmy nakręcić. Każdej postaci przypadły w udziale sceny istotne dla fabuły. Nikogo nie pominęliśmy.

Czy zatem nadszedł wreszcie czas relaksu? - Teraz muszę zmierzyć się z oczekiwaniami fanów, których brzemię mnie przygniata - wyznaje Whedon. - Innymi słowy: nie, wciąż jeszcze nie śpię spokojnie.

Z Jossem Whedonem spotkałam się w siedzibie Walt Disney Studios w Burbank w Kalifornii, na dwa tygodnie przed premierą "Czasu Ultrona", zaplanowaną na 1 maja (polska premiera miała miejsce 7 maja - przyp. red.). Był ciepły, wiosenny dzień. Rozmawialiśmy przed budynkiem, którego fasadę ozdobiono figurami siedmiu krasnoludków z pierwszego pełnometrażowego filmu animowanego Disneya. W pewnym momencie mój gość rozłożył ramiona w geście bezradności, jak gdyby chciał dać mi do zrozumienia, że pewnych rzeczy nie jest w stanie "przeskoczyć".

Co z tego, że oczekuje się od niego, by przebił wynik pierwszej części "Avengers", która zarobiła na całym świecie półtora miliarda dolarów? Co z tego, że los największej atrakcji w stajni Marvela spoczywa w rękach faceta w dżinsach i pomiętej koszuli?

- Owszem, trochę mnie to onieśmiela - przyznaje Whedon. - Teraz, kiedy o tym myślę, dochodzę do wniosku, że tak naprawdę chodziło tu o to, żeby wszyscy ci superbohaterowie wyglądali po prostu dobrze. Przy takim filmie musisz mieć przede wszystkim dużo czasu, do tego potrzebna ci jest świetna obsada i wreszcie odrobina szczęścia.

Superprodukcja "Avengers: Czas Ultrona" otworzyła tegoroczny letni sezon kinowy w iście wielkim stylu. W tym filmie próżno szukać elementów małego kalibru.

Akcja podejmuje wątki przerwane w części pierwszej. Superbohaterowie walczą o jedność drużyny powołanej do życia przez Nicka Fury (Samuel L. Jackson) w celu stawienia czoła Lokiemu. Okazuje się, że drużyna ta znów musi pospieszyć światu z pomocą - a to dlatego, że na skutek eksperymentów Tony'ego Starka (Robert Downey Jr.) z obcą technologią narodził się Ultron (głos Jamesa Spadera), genialny i demoniczny twór w postaci sztucznej inteligencji dążącej do zniewolenia ludzkości.

Jak to bywa w świecie Marvela, na tym problemy się nie kończą. Avengers muszą też poradzić sobie z rodzeństwem Maximoff - Pietro i Wandą (znanymi jako Quicksilver i Scarlet Witch; w tych rolach Aaron Taylor-Johnson i Elizabeth Olsen), przywódcą organizacji Hydra Baronem Struckerem (Thomas Kretschmann), a także stworzonym przez Ultrona androidem o imieniu Vision (Paul Bettany).

- To dużo jak na jeden film - przyznaje Whedon. - Reżyser musi dopilnować, by każdy superbohater miał swój czas na ekranie. Musi też wyposażyć każdą z tych postaci w motyw spajający całe jej działanie. Wszystko musi się ze sobą łączyć; nie ma mowy o żadnych luźnych wątkach. I to właśnie było dla mnie najważniejsze.

Dla zagorzałego fana komiksów taka praca była jednak czystą przyjemnością. - Uwielbiam tych bohaterów - mówi reżyser. - W moim wyobrażeniu moja praca polegała na tym, żeby być na ich usługi. Musiałem też odpowiednio obdzielić ich czasem na ekranie. Przykładowo - wiedziałem, że Hulk i Hawkeye muszą być bardziej widoczni niż w pierwszej części, i tak też poprowadziliśmy ich wątki.

A z jakim nastawieniem trzeba podejść do pracy nad sequelem jednego z najbardziej kasowych filmów wszech czasów? - Jeśli chodzi o mnie, to jest to umiłowanie szczegółu - wyznaje Whedon. - To właśnie jest haczyk, który na nowo przyciągnął mnie do tego świata. Jakie smaczki mogę ukazać? Jakie rozmowy moi bohaterowie już odbyli, a jakie powinni byli odbyć? Co trzeba jeszcze powiedzieć? Jakie cechy odkryć? Jakich detali jeszcze nie pokazałem widzom? Zadawałem sobie te pytania nieustannie.

Reżyser i scenarzysta "Czasu Ultrona" przyznaje, że o ile ma słabość do "wybuchowych" scen akcji, to nie stanowią one jednak dla niego serca filmowej opowieści. - Nie skupiam się na tym, co dla wielu jest istotą superprodukcji - tłumaczy. - Nie zastanawiam się, jak upchnąć w filmie jakieś gigantyczne roboty. Owszem, gigantyczne roboty są fajne, ale dla mnie najważniejsze jest to, co dzieje się w duszach moich superbohaterów. Jak znaleźć klucz do ich psychiki? Które cechy czynią ich zabawnymi w oczach odbiorcy?

W "Czasie Ultrona" nie zabrakło wątku romansowego, który koncentruje się wokół Natashy Romanoff alias Czarnej Wdowy (Scarlett Johansson) i Bruce'a Bannera, czyli Hulka (Mark Ruffalo). - To historia w stylu Pięknej i Bestii - mówi Whedon - dla mnie absolutnie sensowna i uzasadniona. (...)


Pochodzący z Nowego Jorku Whedon od najmłodszych lat miał styczność z show biznesem: jego ojciec i dziadek byli uznanymi scenarzystami telewizyjnymi. Nic dziwnego, że po ukończeniu kierunku filmowego na Wesleyan University przeprowadził się do Los Angeles i postarał o angaż w zespole pracującym przy tworzeniu bijącego rekordy popularności serialu "Roseanne". Kolejne znaczące sukcesy na jego koncie pojawiły się w latach 1995-1997, wraz ze scenariuszami do "Toy Story" i "Obcego: Przebudzenie".

Prawdziwy przełom nastąpił jednak z chwilą, kiedy udało mu się przekonać raczkującą stację telewizyjną The WB do produkcji serialu "Buffy: Postrach wampirów" według jego autorskiego pomysłu. Jak powszechnie wiadomo, stał się on międzynarodowym hitem - i doczekał się nawet tak zwanego spin-offu (projektu pobocznego) pt. "Anioł Ciemności". Później telewizyjna kariera Whedona nieco przygasła (kolejne stworzone przezeń seriale, "Firefly" i "Dollhouse", nie cieszyły się zbyt wielką popularnością), ale "Avengers" wynagrodzili mu to z nawiązką.

- Urok tej konkretnej filmowej serii o superbohaterach polega na tym, że jej bohaterowie podchodzą do życia w sposób bardzo zwyczajny, mimo iż są wyposażeni w nadludzkie moce - wyjaśnia mój rozmówca. - Na co dzień nie różnią się od zwykłych śmiertelników: irytują się i cieszą na przemian; kłócą się i godzą z przyjaciółmi. Odczuwają miłość. To postaci zbudowane na autentycznych emocjach.

Chociaż Whedon został stałym współpracownikiem Marvel Studios, nie będzie stał za kamerą, kiedy padnie pierwszy klaps na planie dwuczęściowej produkcji "Avengers: Infinity War", której premierę zaplanowano na lata 2018-2019. Zastąpią go Joe i Anthony Russo, których najsłynniejsze dzieło to "Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz" z 2014 r.

Jeśli ktoś jednak zapragnąłby dowiedzieć się, jakie niespodzianki szykują nam jeszcze decydenci z Marvela, Whedon to właściwy człowiek... Jedyny problem w tym, że niełatwo skłonić go do mówienia. - Marvel zainstalował mi specjalną aplikację w telefonie - śmieje się reżyser. - Jeśli powiem coś nie tak albo powiem za dużo, zostanę po prostu "skasowany".

© 2015 Cindy Pearlman
Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Avengers: Czas Ultrona
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy