Reklama

Johnny Depp za zagranie jednej sceny otrzyma... 10 mln dolarów

W następstwie kontrowersji wokół jego życia prywatnego, Johnny Depp został "poproszony" o opuszczenie obsady kolejnej części serii "Fantastyczne zwierzęta". Otrzyma jednak całą swoją gażę w wysokości 10 mln dolarów. Będzie to zawrotna kwota, zważywszy, że nakręcił tylko jedną scenę...

W następstwie kontrowersji wokół jego życia prywatnego, Johnny Depp został "poproszony" o opuszczenie obsady kolejnej części serii "Fantastyczne zwierzęta". Otrzyma jednak całą swoją gażę w wysokości 10 mln dolarów. Będzie to zawrotna kwota, zważywszy, że nakręcił tylko jedną scenę...
Johnny Depp nie będzie już wcielał się w Gellerta Grindelwalda /Jaap Buitendijk/Everett Collection /East News

Po tym, jak Johnny Depp przegrał sprawę sądową z brytyjskim dziennikiem "The Sun" (gazeta oskarżyła go o przemoc względem jego byłej żony, Amber Heard), spotkał go kolejny cios. "Chciałbym poinformować, że zostałem poproszony przez Warner Bros. o rezygnację z mojej roli Grindelwalda w 'Fantastycznych zwierzętach'. Uszanowałem tę prośbę i zgodziłem się" - poinformował na Instagramie hollywoodzki gwiazdor.

Depp dostanie jednak coś na otarcie łez. Na jego konto spłynie pełne honorarium za rolę w "Fantastycznych zwierzętach 3", czyli ponad 10 mln dolarów - donosi serwis Hollywood Reporter. Brzmi to nad wyraz atrakcyjnie, jeśli weźmie się pod uwagę to, że aktor pojawił się na planie tylko jeden raz. I nagrał jedną scenę od czasu, kiedy 20 września wznowiono zdjęcia.

Reklama

Konieczność wypłacenia całej gaży wynika z zapisu w jego kontrakcie, zgodnie z którym aktor otrzyma pełne wynagrodzenie, bez względu na to, jakie będą losy filmu i czy jego rola nie przypadnie innemu aktorowi.

"Fantastyczne zwierzęta" to spin-off cyklu o Harry’m Potterze. Początkowo premierę trzeciej części planowano na listopad 2021 roku, ale ostatecznie została przeniesiona na lato 2022. Depp zagrał w dwóch poprzednich częściach cyklu. Wcielił się w czarnoksiężnika, który chce zawładnąć światem.

Decyzja Warner Bros o zakończeniu współpracy z Johnnym Deppem ma związek z trwającą od 2018 sądową batalią między gwiazdorem a byłą żoną Amber Heard.

W jednym z artykułów opublikowanych wtedy na łamach brytyjskiego tabloidu"The Sun" Johnny Depp określony został mianem osoby bijącej żonę ("wife beater"). Popularny aktor postanowił wtedy wkroczyć na ścieżkę sądową i pozwał o zniesławienie wydawcę gazety, wydawnictwo News Group Newspapers oraz jej redaktora naczelnego Dana Woottona. W wydanym w tym tygodniu wyroku sąd orzekł na korzyść angielskiego brukowca.

"Chociaż Depp udowodnił ważne elementy swojego roszczenia w sprawie zniesławienia, oskarżeni wykazali, że to, co opublikowali było zasadniczo prawdziwe. Doszedłem do tego wniosku po szczegółowym zbadaniu czternastu incydentów, do jakich odnosili się pozwani, a także wziętych przeze mnie pod uwagę tłumaczeń powoda" - orzekł sędzia Andrew Nicol.

W lipcu tego roku londyński sąd wysłuchał zeznań osób związanych ze sprawą. Podczas trwających trzy tygodnie przesłuchań pojawili się zarówno Johnny Depp, jak i jego była żona, aktorka Amber Heard. To właśnie ona oskarża Deppa o stosowanie wobec niej przemocy. Podczas przesłuchań zeznawali również przyjaciele obojga aktorów, a także dwie byłe partnerki Deppa: Winona Ryder i Vanessa Paradis.

Według angielskiego prawa to pozwany o zniesławienie musi udowodnić, że jego zarzuty są prawdziwe. Daje to przewagę pozywającemu. Należące do Ruperta Murdocha wydawnictwo News Group Newspapers broniło swoich słów, opierając się na zarzutach o stosowanie przemocy domowej skierowanych przez Heard pod adresem Deppa. Gwiazdor "Piratów z Karaibów" twierdził, że to wszystko zostało ukartowane przez byłą żonę i że to ona stosowała przemoc w ich związku.

"Nie ma wątpliwości, że pan Depp regularnie i systematycznie stosował przemoc wobec żony. Opisywanie go jako osoby bijącej żonę jest więc jak najbardziej prawdziwe" - przekonywała w mowie końcowej reprezentująca "The Sun" Sasha Wass. Przeciwnego zdania był adwokat Deppa, David Sherborne. "W całym swoim życiu nigdy nie uderzył kobiety" - powiedział w mowie końcowej.

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy