Reklama

John Hurt wraca do Harry'ego Pottera

John Hurt sprawia wrażenie wyczerpanego. Jest boleśnie wręcz chudy, a w jego wymizerowanej twarzy błyszczą nawiedzone, błękitne oczy. Brudnoszare, długie włosy wiją się nieposłusznie. Ale nie lękajcie się - on tylko robi to, w czym jest najlepszy: gra.

Teraz właśnie, na planie "Harry'ego Pottera i Insygniów Śmierci", nominowany do Oscara Brytyjczyk ponownie wciela się w rolę Ollivandera, dobrodusznego mistrza sztuki wytwarzania różdżek. Po raz pierwszy - i, jak dotąd, jedyny - spotkaliśmy go w "Harrym Potterze i Kamieniu Filozoficznym" (2001).

Fani książkowego cyklu wiedzą, że to w sklepie Ollivandera Harry (Daniel Radcliffe) nabył swoją pierwszą różdżkę - w dodatku "siostrzaną" różdżkę tej, która należała do złego Lorda Voldemorta (Ralph Fiennes). Ten ostatni porwał później Ollivandera, a następnie poddał torturom w dworze Malfoyów, próbując poznać tajemnicę niezwykłej skuteczności różdżki Harry'ego. Po kilku godzinach spędzonych w Leavesden Studios na próbach i realizacji sceny, w której Zgredek (Toby Jones) niesie ratunek uwięzionym Harry'emu, Ronowi Weasleyowi (Rupert Grint), Griphookowi (Warwick Davis) i Lunie Lovegood (Evanna Lynch), Hurt odchodzi na bok, żeby ze mną porozmawiać.

Reklama

O niczym nie wiedziałem!

- Nie mam zbyt wiele do powiedzenia - ostrzega mnie weteran sceny i ekranu. - Co pan chce usłyszeć?

No cóż, interesuje mnie chociażby odpowiedź na następujące pytanie: Na ile on sam był przeświadczony - albo do jakiego stopnia miał nadzieję - że Ollivander wróci jeszcze do sagi o Harrym Potterze?

- Nie miałem pojęcia, że moja postać wróci - odpowiada aktor. - Absolutnie żadnego! Przecież po pierwszym filmie nie wszystkie książki były jeszcze napisane, więc nie wiedziałem zupełnie nic na ten temat. Aż kiedyś jeden z moich przyjaciół zagadnął mnie: "Hej, znowu będziesz grał w "Harrym Potterze!". Ja na to: "Poważnie? A więc Ollivander wraca?". Oto, jak dowiedziałem się o wszystkim.

Niewątpliwie zapewniło mu to godną pozazdroszczenia pozycję negocjacyjną, kiedy ogłoszono, że powstaje filmowa wersja "Harry'ego Pottera i Insygniów Śmierci". Hurt uśmiecha się przebiegle.

- O tym nie rozmawiamy - mówi. - A więc, nie miałem o niczym pojęcia. O niczym nie wiedziałem! Muszę jednak powiedzieć, że to świetna zabawa. Ten powrót jest dla mnie wielką frajdą.

Wszystko wskazuje na to, że sceny z udziałem Hurta rozciągnięte zostaną na obie części ostatniej odsłony filmowego cyklu. "Część I" wejdzie na ekrany kin 19 listopada, "Część II" - w lipcu przyszłego roku.

- Wciągnęli mnie w to z powrotem, bo przecież bohaterowi potrzebna jest różdżka, a Ollivander, rzecz jasna, jest mistrzem w ich wytwarzaniu - mówi Hurt. - Potem sprawy przybierają zły obrót. Moja postać zostaje poddana torturom. Ollivanderowi będzie później wstyd przed samym sobą, ponieważ wyśpiewuje wszystko. Większość z nas zapewne zachowałaby się w takiej sytuacji tak samo. W ten sposób do tego wątku zostaje wprowadzony taki ludzki akcent - powiedziałbym, że prawdziwie ludzki.

Chociaż makijażyści co kilka chwil muskają bawełnianym wacikiem twarz Hurta i targają jego włosy, aktor bagatelizuje znaczenie charakteryzacji dla całokształtu przedsięwzięcia, w którym bierze udział. Jak zauważa, potrzeba tylko 90 minut dziennie, by jego twarz stała się twarzą Ollivandera. Przeszedł przecież o wiele więcej, krocząc drogą, która doprowadziła go do statusu gwiazdy, jakim cieszy się wśród fanów science fiction, fantasy i horroru - statusu, do którego on sam ledwo się przyznaje.

- Tak, przypuszczam, że to prawda, z uwagi na "Obcego" - mówi, nawiązując oczywiście do klasyka z 1979 roku, w którym z jego piersi wychodzi potwór.

Naturalnie, stawiając sprawę w ten sposób, aktor pomija swój udział w takich projektach, jak "The Ghoul" (1975), animowane produkcje "Władca Pierścieni" (1978) i "Taran i magiczny kocioł" (1985), telewizyjny serial "Bajarz" (1988) czy "Frankenstein wyzwolony" (1990). Ach, tak - i jeszcze horror "Stracone dusze" (2000), "Hellboy" (2004), "V jak Vendetta" (2006), "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" (2008) oraz "Hellboy: Złota Armia" (2008).

Dziesięć lat temu mieli o połowę lat mniej

Hurt robi się za to gadatliwy wówczas, kiedy przypomni mu się o fakcie, że Radcliffe, Rupert Grint i Emma Watson nie byli jeszcze nastolatkami, kiedy po raz pierwszy zagrali u jego boku w "Harrym Potterze i Kamieniu Filozoficznym". Dziś Radcliffe ma 21 lat, Watson - 20, a Grint niedawno obchodził 22 urodziny.

- Odbieram to jako coś fascynującego - mówi, a jego oczy rozjaśniają się. - Dziesięć lat temu mieli o połowę lat mniej, niż teraz! Kiedyś zaprosiłem do studia moich dwóch synów - sprowadziłem ich aż z Irlandii. Nie mieli pojęcia, dokąd jadą. Wsadziłem ich po prostu w samochód i przyjechaliśmy do Leavesden. Spędzili tu cały dzień, a wieczorem grzecznie wrócili do domu. Świetnie się bawili - zapewne dlatego, że jeden z moich chłopaków jest w tym samym wieku, co Daniel.

- Obserwowanie Daniela na tym etapie jego kariery to dla mnie niesamowite doświadczenie - dodaje Hurt. -To przecież człowiek, który mógł nigdy w życiu nie zostać aktorem! Nic w jego osobie nie wskazywało na to, że miał zamiar studiować aktorstwo, ani że nadawałby do tego zawodu, ani nawet, że będzie chciał kontynuować tę przygodę - bo przecież nie jest to łatwa droga, nawet jeśli doświadcza się wielkiej pomocy ze strony pozostałych członków ekipy, będąc dziecięcym aktorem. Podczas realizacji takiego filmu, jak ten, takiej pomocy z pewnością nie brakuje. Na planie jest tłum ludzi, których zadaniem jest wesprzeć cię. Ale nawet takie doświadczenia niekoniecznie muszą zaowocować chęcią zostania aktorem. A w jego przypadku potoczyło się to fantastycznie. Fantastycznie!

- Emma, rzecz jasna, rozpoczęła studia na uniwersytecie - ciągnie aktor. - Wykorzystała swoją szansę i przeszła nad tym do porządku dziennego. A Rupert - cóż, od początku było widać, że Rupert to urodzony aktor.

Wydaje się, że Hurt nie ma nic przeciwko temu, by mówić dalej - ale właśnie wtedy pojawia się pierwszy asystent reżysera i klepie go w plecy. Czekają na niego na planie!

John Hurt podnosi się z uśmiechem. - Lepiej zajmę się tym, co do mnie należy.

Ian Spelling

"The New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: aktor | Harry Potter | film | John Hurt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy