Jim Carrey jako Polak. Największa porażka w jego karierze
Jim Carrey jako polski śledczy miał zapewnić sukces thrillerowi „Prawdziwe zbrodnie”, w którym wystąpił u boku Roberta Więckiewicza i Agaty Kuleszy. Zamiast triumfu produkcja zyskała miano jednej z największych porażek gwiazdora.
W 2018 roku hollywoodzki gwiazdor, Jim Carrey, znany z kultowych ról w filmach takich jak "Maska", "Ace Ventura" czy "Truman Show", zaskoczył fanów występując w polskim thrillerze "Prawdziwe zbrodnie". Partnerował mu Robert Więckiewicz, a na ekranie pojawiły się także takie nazwiska jak Agata Kulesza i Zbigniew Zamachowski. Wszystko zapowiadało sukces, ale rzeczywistość okazała się inna. Produkcja, która miała być wielkim krokiem w promocji polskiej kinematografii, zebrała fatalne recenzje i na Rotten Tomatoes uzyskała okrągłe 0% od krytyków.
"Prawdziwe zbrodnie" to film inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Scenariusz oparto na sprawie Krystiana Bali, autora powieści "Amok", w której opisane zostało zabójstwo łudząco przypominające realną zbrodnię. To właśnie ta książka naprowadziła śledczych na trop i ostatecznie doprowadziła do skazania Bali. Twórcy filmu postanowili tę historię przekształcić w mroczny thriller, którego akcja toczy się głównie w Krakowie.
Jim Carrey wcielił się w postać śledczego o imieniu Tadek, który prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa biznesmena. Podczas śledztwa odkrywa powiązania między morderstwem a książką napisaną przez tajemniczego autora Kozlova, granego przez Martona Csokasa. Wśród polskiej obsady znaleźli się również Danuta Kowalska, Anna Polony i Piotr Głowacki, co na pierwszy rzut oka wydawało się gwarancją jakości.
Produkcja "Prawdziwe zbrodnie" była jednym z bardziej ambitnych projektów, które miały przyciągnąć uwagę międzynarodowej publiczności do polskiego kina. Część budżetu w wysokości 4 milionów euro pochodziła z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który dołożył niemal 2 miliony złotych. Wybór Jim Carreya w roli głównej miał zapewnić produkcji globalny rozgłos. Tym bardziej, że powstawała ona w czasach, kiedy sukces "Idy" Pawła Pawlikowskiego odbił się szerokim echem na świecie.
Mimo solidnej podstawy fabularnej i znanych nazwisk na planie, efekt końcowy okazał się katastrofalny. Film zebrał negatywne recenzje zarówno od polskich, jak i zagranicznych krytyków. Na Rotten Tomatoes krytycy przyznali mu 0% świeżości - wynik, który dla wielu produkcji jest równoznaczny z klęską. W oczach widzów było trochę lepiej, bo uzyskał 37% na tej samej platformie.
Polscy odbiorcy byli nieco bardziej łaskawi. Na Filmwebie krytycy przyznali filmowi średnią ocenę 3,5 gwiazdki, a widzowie 4,2. Jednak nawet te wyniki pozostają dalekie od oczekiwań, jakie wiązano z projektem.
Jednym z najczęściej powtarzanych zarzutów wobec filmu była jego atmosfera - zamiast trzymać widza w napięciu, historia nużyła i sprawiała wrażenie rozwleczonej. Reżyser Alexandros Avranas, znany z mrocznych obrazów, takich jak "Miss Violence", nie zdołał w pełni wykorzystać potencjału ani historii, ani aktorów. Krytycy podkreślali również brak chemii między bohaterami, a także niedopracowany scenariusz, który zamiast budować napięcie, wprowadzał chaos.
"Prawdziwe zbrodnie" to nie jedyna porażka w dorobku Jima Carreya, ale zdecydowanie największa. Wśród jego innych filmów, które nie zachwyciły krytyków, znajdują się "Raz ugryziona" (11% na Rotten Tomatoes) oraz "Ace Ventura: Zew natury" (21%). Choć Carrey wielokrotnie pokazywał swoje umiejętności zarówno w komediach, jak i dramatach, ten projekt okazał się wpadką, której nie udało się zamaskować ani jego talentem, ani solidną polską obsadą.
Dla polskiej kinematografii "Prawdziwe zbrodnie" miały być krokiem w stronę międzynarodowego uznania, jednak finałowy efekt pokazał, że nie każda produkcja z wielkim nazwiskiem w obsadzie jest gwarancją sukcesu.
Zobacz też:
Niespodziewany sukces koreańskiego filmu. Nowy hit w bibliotece Netfliksa