Reklama

Jerzy Stuhr kręci autobiograficznego "Obywatela"

Jerzy Stuhr realizuje w Warszawie zdjęcia do "Obywatela"; reżyseruje ten film, a także w nim gra, razem z synem Maciejem. Akcja obejmuje sześć dekad z najnowszej historii Polski. Jak powiedział artysta, inspiracją dla scenariusza było jego własne życie.

Bohater, którego biografia przedstawiona będzie na ekranie, nazywa się Jan Bratek i jest reprezentantem pokolenia Jerzego Stuhra. Widz będzie śledził jego życie na różnych etapach. Scenariusz skonstruowany jest tak, że główna postać przedstawiana jest najpierw w wieku dojrzałym, potem, cofając się, akcja kończy się w okresie dzieciństwa Bratka. Film opowie o wydarzeniach z okresu od lat 50. po współczesność.

- Nie ma chyba w Europie ludzi, którzy mieli tak ciekawe życie, jak my: żeby zacząć pod popiersiem Stalina w środku reżimu jako dzieci, a kończyć w wolnym kraju, po drodze przeszedłszy między innymi Solidarność, stan wojenny, wybór papieża, wyzwolenie. To niezwykłe życie - podkreślił w środowej rozmowie Stuhr, mówiąc o biografii własnej oraz ludzi ze swojego pokolenia.

Reklama

W "Obywatelu" pokazane będą wydarzenia związane m.in. z: rokiem 1956, z Marcem'68, rokiem 1970, stanem wojennym, pierwszymi wolnymi wyborami. W bohatera w wieku dojrzałym wciela się Jerzy Stuhr, tę samą postać, ale w wieku młodszym, gra Maciej Stuhr, a Bratka w najwcześniejszym okresie życia aktor dziecięcy.

- Jesteśmy po pierwszym tygodniu zdjęć. Skończymy na początku grudnia - powiedział reżyser. Zdjęcia realizowane są w charakterystycznych punktach Warszawy, kręcono je np. przed Pałacem Kultury i Nauki. W listopadzie, po miesiącu prac w stolicy, ekipa przeniesie się do Łodzi. Film ma być gotowy w kwietniu, a do kin twórcy chcą wprowadzić go jesienią 2014 r.

Jerzy Stuhr gościł w środę na 29. Warszawskim Festiwalu Filmowym. W sekcji "Polska klasyka" przypominany jest tam "Amator" Krzysztofa Kieślowskiego z 1979 r. Stuhr zagrał w nim pamiętną główną rolę - Filipa Mosza, zatrudnionego w zakładzie przemysłowym zaopatrzeniowca, dla którego momentem przełomowym staje się kupno kamery. Bohater z ceniącego święty spokój szarego człowieka przeobraża się w artystę.

Końcowa scena "Amatora", gdy opuszczony przez bliskich Mosz kieruje obiektyw kamery na samego siebie, należy do najsłynniejszych w polskim kinie i bywa określana jako manifest programowy Kieślowskiego.


- To scena dodana do filmu. Nie było jej w scenariuszu - zaznaczył Stuhr. - Film kończył się wyrzuceniem taśmy. Bohater, widząc, że skrzywdził ludzi wokół siebie, postanawia zerwać z tym wszystkim. Wyciąga, nadawaną już na poczcie, kolejną partię materiału dla telewizji w Warszawie, otwiera pudełko, naświetla taśmę i wyrzuca ją w pięknym filmowym geście. Tak miał się kończyć "Amator" - opowiadał aktor.

- Nakręciliśmy to. Po dwóch tygodniach Kieślowski wezwał mnie jednak i powiedział: "Musimy nakręcić nowe zakończenie". Zapytałem, dlaczego, bo przecież wszystko się udało, przecież dobrze zagrałem. On na to, i to jest opowieść o Kieślowskim, o jego charakterze i jego etyce: "Musimy nakręcić nowe zakończenie, ponieważ to, co nakręciliśmy, to jest nieprawda". Zapytał: "Przestaniesz robić filmy? A czy ja przestanę? Czy wyrzucę taśmę? To jest nieprawda" - wspominał aktor.

- Tamta sytuacja była dla mnie wielką lekcją. Przyjechałem do niego, a Kieślowski powiedział: "Bądźmy uczciwi, weź kamerę i zacznij opowiadać swoje życie". Ta myśl przyświeca mi do dziś. Jeśli biorę kamerę, to po to, by opowiedzieć coś o sobie - mówił Stuhr.

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Stuhr
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy