Jerzy Gruza, autor kultowych seriali "Wojna domowa" i "Czterdziestolatek", obchodzi we wtorek, 4 kwietnia, 85. urodziny.
Gruza urodził w 1932 roku w Warszawie. W 1956 roku ukończył Wydział Reżyserii PWST w Łodzi. W latach 1955-83 związany był z TVP, w której realizował oryginalne cykle rozrywkowe (słynne "Poznajmy się"). W latach 1983-91 pełnił obowiązki dyrektora Teatru Muzycznego w Gdyni.
Realizowana w latach 1965-1966 "Wojna domowa" to dziś jeden z najpopularniejszych polskich seriali komediowych. Licząca ponad 40 lat produkcja oparła się próbie czasu i cały czas bawi coraz to nowe pokolenia widzów.
"Wojna domowa" to opowieść o dorastaniu i rodzicielskich problemach przedstawiona z dystansem i przymrużeniem oka. Głównymi bohaterami serialu są 16-letni Paweł (Krzysztof Musiał) i 15-letnia Anula (Elżbieta Góralczyk) oraz ich rodziny i opiekunowie. Problemy nastolatków są punktem wyjścia fabuły każdego z odcinków serialu w zabawny sposób komentujących polską rzeczywistość połowy lat 60. ubiegłego wieku.
Na planie "Wojny domowej" spotkała się plejada wybitnych polskich aktorów. W rolach Pawła i Anuli wystąpili debiutanci: Krzysztof Musiał - prywatnie syn wielkiego Tadeusza Janczara oraz wyłoniona w castingu Elżbieta Góralczyk. Obok nich w serialu niezapomniane kreacje stworzyli: Irena Kwiatkowska i Kazimierz Rudzki w rolach rodziców Pawła oraz Alina Janowska i Andrzej Szczepkowski jako ciotka i wujek Anuli.
"Miałem wyjątkową sytuację" - wspomina Jerzy Gruza. "Oni mnie lubili, ja lubiłem ich. A byli bardzo pozajmowani. Pamiętam, że mieli po dwa kalendarzyki Orbisu z terminami swoich zajęć. Kwiatkowska pewnie ze trzy. Jednak wiedzieli, że rzecz jest fajna i - jak to się wtedy mówiło - niepartyjna" - dodaje reżyser.
Obok podstawowej obsady przez serial przewinęła się również w mniejszych rolach ówczesna aktorska śmietanka polskiej sceny.
"Po suchy chleb dla konia zachodzi ówczesny ulubieniec publiczności Jarema Stępowski - zbudował postać człowieka, którego zżera nałóg hazardu i miłość do wierzchowca, potomka klaczy Penelopy. Jako znajomy Ireny Kamińskiej z niezapomnianych czasów, niejaki Felek Siekierski, pojawia się na szkolnej wywiadówce Wiesław Michnikowski, który w roku premiery "Wojny domowej" stał się jednym z filarów kabaretu Dudek. Założycielem Dudka był Edward Dziewoński, występujący w serialu jako właściciel psa Lejka. W Dudku występował też Jan Kobuszewski wcielający się w serialu w hydraulika dewastatora i partacza" - wylicza w książce "Kultowe seriale" Piotr K. Piotrowski i dodaje, że w "Wojnie domowej" mogliśmy zobaczyć również: Mariana Kociniaka, Mieczysława Czechowicza, Jacka Fedorowicza, Bogumiła Kobielę, Magdalenę Zawadzką, czy Wojciecha Siemiona.
Przez kilka sekund w epizodzie na telewizyjnej widowni w odcinku "Życie jest ciężkie" oglądamy nawet Zbigniewa Cybulskiego - legenda Polskiej Szkoły Filmowej, niewykorzystywany przez kinowych reżyserów, dramatycznie szukał wtedy jakiejkolwiek możliwości występów.
W odcinku "Siła wyobraźni" mogliśmy zaś poznać "bardzo szczupłego chłopaka z bujną czupryną", znanego już z "Historii żółtej ciżemki" Marka Kondrata.
"Serial spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem. Nawet kilka tekstów z ciepłymi słowami poświęcili mu ówcześni krytycy, którzy niechętnie pisali o telewizji. Zwracano uwagę na udany mariaż kinematografii z telewizją i gwiazdorską obsadę. Chwalono też młodych debiutantów" - przypomina Piotrowski.
Wyjaśnia też, dlaczego nie powstała nigdy kontynuacja serialu.
"Ten 'mieszczański' serial był jednak trudną do przełknięcia żabą dla dziennikarzy walczących na froncie ideologicznym. Jerzy Gruza wspomina, jak to w pamiętnym 1968 roku 'Walka Młodych' pisała, że 'Wojna domowa' wyprowadziła młodzież na ulice. Serial miał wszelkie dane, by powstała jego kontynuacja. Do upadku 'Wojny domowej' doprowadził podobno piesek, zwany w serialu Lejkiem. Pojawia się on w domu Kamińskich w odcinku 'Nowy nabytek'. Gospodarze próbując ratować parkiet, uczą czworonoga załatwiania potrzeb na gazetę. Na pierwszy ogień idzie tygodnik 'Kultura'. Ta scena ponoć doprowadziła do furii Janusza Wilhelmiego, ówczesnego naczelnego zbeszczeszczonej gazety, człowieka o ogromnych wpływach, który kazał zakończyć produkcję 'Wojny domowej'" - czytamy w książce "Kultowe seriale".
Bohaterem kolejnego hitu Gruzy - serialu "Czterdziestolatek" - jest inżynier Stefan Karwowski (Andrzej Kopiczyński), przeciętny miejski inteligent, mąż energicznej Magdy (Anny Seniuk) i ojciec dwójki dzieci: Jagody (Grażyna Woźniak) i Marka (Piotr Kąkolewski). Poznajemy go w dniu jego czterdziestych urodzin, kiedy podczas niewesołej kolacji wspomina dawnych przyjaciół i znajomych zdając sobie sprawę, że połowę życia ma już za sobą.
Nie zamierza się jednak poddawać. W kolejnych odcinkach serialu inżynier Karwowski boryka się co prawda z problemami wieku średniego takimi jak łysienie czy spadek kondycji fizycznej, ale jednocześnie awansuje (przy pomocy komputera marki Odra trzeciej generacji), podejmuje próbę rzucenia palenia, a nawet wplątuje się w pozamałżeński romans.
Jego perypetie tworzą wyjątkowy, niezwykle prawdziwy portret przeciętnego Polaka lat 70.
"Dla mnie 'Czterdziestolatek' był Woody Allenem Polski lat 70. Idealista, pozbawiony sprytu, trochę fajtłapa, uczciwy i naiwny marzyciel. (...) Śmieszność Czterdziestolatka polegała na tym, że wszystkie zalecenia "odgórne", nawet te absurdalne i propagandowe, traktował serio i próbował je realizować. Dlatego nieuchronnie wpadał na minę prawdziwego życia" - mówił o swoim bohaterze reżyser serialu.
Jerzy Gruza napisał scenariusz "Czterdziestolatka" z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem, poczytnym w latach 70. felietonistą i publicystą; autorem książek o telewizji i kulturze popularnej, które to zainteresowania odcisnęły piętno w serialowych dialogach i postaciach (pierwszy odcinek "Czterdziestolatka" - "Toast, czyli bliżej niż dalej" - z uwagi na nawiązania do słynnego dramatu Tadeusza Różewicza, nazywano "Kartoteką" w wersji pop).
"System był taki. Krzysztof siedział przy maszynie, ja leżałem na tapczanie i wymyślałem jakieś pointy, sytuacje, ale główną robotę, czyli zamianę naszych pomysłów na litery, słowa, zdania - wykonywał KTT" - wspomina Gruza, który z Toeplitzem pracował już przy swym wcześniejszym kinowym filmie - komedii "Dzięcioł".
Efektem był specyficzny język serialu, któremu bliżej było do felietonowego stylu Toeplitza niż potocznej mowy.
"Serial o Karwowskich opiera się na dialogach, które w każdym odcinku dotyczą jednego tematu: np. łysienia mężczyzn, walki z nałogiem palenia, kupna działki, sposobu spędzania wolnego czasu. Każdy temat przechodzi w odcinku serialu kolejne 'szczeble'" - zauważył Piotr K. Piotrowski. Autor "Kultowych seriali" dodał jednak, że język "Czterdziestolatka" jest jedną z jego największych wartości. "Słowa i zdania nie mają tu znaczenia, są obowiązującymi kalkami i nieudolnym naśladownictwem wyszukanego stylu" - napisał.
Zdjęcia do "Czterdziestolatka" rozpoczęły się w 1974 roku. Początkowo planowano realizację 7 odcinków serialu, ale ich ogromna popularność wśród widzów sprawiła, że szybko podjęto decyzję o nakręceniu kolejnych 14.
Co ciekawe, krytycy początkowo nie byli produkcją zachwyceni. W prasie branżowej serialowi zarzucano "ostentacyjną banalność myślową", "pomieszanie kabaretu z produkcyjniakiem" i "niepokojąco bliskie sąsiedztwo z niechlubnymi produktami kultury masowej". Jednak już przy powtórnej emisji oceny krytyków było dużo bardziej życzliwe, a dziś nie ma chyba nikogo, kto nie zachwycałby się perypetiami inżyniera Karwowskiego i jego rodziny.
"Czterdziestolatek" odniósł olbrzymi sukces, ale dla jego aktorów okazał się nie lada problemem. Andrzej Kopiczyński do dziś kojarzy się wszystkim z rolą Karwowskiego, mimo iż ma na swoim koncie dziesiątki doskonałych, jeśli nie lepszych kreacji teatralnych. - "Czterdziestolatek" właściwie odciął mi drogę do ról dramatycznych - wspominał aktor w jednym z wywiadów ("Dziennik Polski", 2005).
Popularność serialu sprawiła, że w 1976 roku nakręcono jeszcze pełnometrażową opowieść o Karwowskim pt. "Motylem jestem, czyli romans 40-latka", a wcześniej w noc sylwestrową 1975 roku telewizja wyemitowała wielogodzinny program "Sylwester Rodzinny - program z rodziną Czterdziestolatka" z udziałem aktorów.
Do Karwowskiego Jerzy Gruza i Krzysztof Teodor Toeplitz powrócili w 1993 roku realizując 15-odcinkowy serial "40-latek. 20 lat później" opowiadający o perypetiach rodziny Karwowskich w wolnej Polsce.
Poza twórczością telewizyjną - Gruza jest również autorem popularnego serialu dla młodzieży "Pierścień i róża", w którym mogliśmy oglądać młodziutką Katarzynę Figurę - reżyser ma również na koncie szereg kinowych produkcji.
Jego pierwszym filmem z prawdziwego zdarzenia była komedia "Dzięcioł" (1970). Osią akcji są perypetie przeciętnego mężczyzny, pantoflarza z natury, który na kilka dni zostaje słomianym wdowcem i - zazdroszcząc kolegom ich podbojów erotycznych - postanawia spróbować romansu z jakąś atrakcyjną kobietą. Ale marzenia o wolności nie idą w parze z przygotowaniem praktycznym. Panie są wprawdzie wyzwolone i chętne, ale to - jak się niebawem okazuje - nie wystarczy. W głównej roli Stefana Waldka zobaczyliśmy Wiesława Gołasa, któremu na ekranie partnerowały m.in. Violetta Villas, Alina Janowska oraz Irena Kwiatkowska.
- Kiedy w 1971 r. "Dzięcioł" wszedł na ekrany kin, przebojem zdobył spragnioną rozrywki publiczność. Krytycy, nie bacząc na sukces kasowy, byli bardziej powściągliwi w zachwytach, narzekając na brak konsekwencji stylistycznej i niezbyt wyszukany dowcip, przyznawali jednak, że całość robi dobre wrażenie dzięki mocnemu osadzeniu w polskich realiach z lekka tylko skarykaturowanych, świetnemu aktorstwu i wartkiemu rytmowi - czytamy w opisie "Dzięcioła" na stronie Filmpolski.pl.
W 1972 roku Gruza nakręcił telewizyjny film "Przeprowadzka" - opowieść o pewnym inżynierze, który podejmuje decyzję zerwania z dotychczasowym życiem. W pierwszej wersji film miał być komedią satyryczną. Jej scenariusz powstał w połowie lat 60. według pomysłu Bogumiła Kobieli i Zdzisława Maklakiewicza. Tragiczna śmierć Kobieli, który miał zagrać główną rolę, przerwała pracę nad filmem. Po pięciu latach Jerzy Gruza powrócił do tego pomysłu, ale zamiast komedii zrealizował dramat psychologiczny, główną rolę powierzył zaś Wojciechowi Pszoniakowi.
Rok później Gruza kręci "Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy" - czarno-biały telewizyjny film na podstawie scenariusza Jana Himilsbacha. Obraz, który przedstawia Polskę tamtych lat i problemy na ówczesnym rynku pracy, nie spodobał się cenzorom i powędrował na półkę, gdzie przeleżał ponad siedem lat. Kiedy wreszcie wspólne dzieło Gruzy i Himilsbacha doczekało się premiery, wzbudziło wiele kontrowersji. Było tyluż przeciwników, co zwolenników filmu, którzy wbrew malkontentom uznali, że "Przyjęcie..." nawet po latach zabrzmiało przekonywająco.
W 1980 roku Gruza do spółki z Jackiem Bromskim porywa się na musicalową wersję "Alicji w krainie czarów". "Alice" była polsko-belgijsko-angielską koprodukcją z udziałem europejskich aktorów - Białego Królika zagrał słynny Jean-Pierre Cassel, rola Alicji powędrowała zaś do niejakiej Sophie Barjac. Dziś film Gruzy i Bromskiego pozostaje jednak zaledwie kinematograficzną ciekawostką dla fanów twórczości Lewisa Carrolla.
Najmłodsi kinomani pamiętać mogą jednak film "Gulczas, a jak myślisz?" (2001), w którym Jerzy Gruza zatrudnił bohaterów pierwszej edycji programu "Big Brother". Film, w którym na ekranie mogliśmy oglądać również polityków - wystąpił w nim Andrzej Lepper - spotkał się z miażdżącą krytyką.
Parę lat później Gruza wyjawił, że przymierza się do sfilmowania "niezwykłych perypetii" Jolanty Rutowicz."Jolanta Rutowicz to zjawisko, jakiego u nas jeszcze nie było" - mówił 9 lat temu w rozmowie z "Faktem". "Zabieram się za pisanie scenariusza, boję się tylko że ubiegnie mnie Krzysztof Zanussi" - dodawał z przekąsem. Medialna kariera Joli Rutowicz skończyła się, zanim Gruzie udało się napisać scenariusz.