Jennifer Lopez zdradzi na nowej płycie sekrety związku z Benem Affleckiem!
"Gdy czuję się dobrze, tworzę muzykę" - wyznała Jennifer Lopez. I podobnie jak dwadzieścia lat temu miłość do Bena Afflecka zaowocowała płytą "This is me... Then", tak i teraz uczucie do aktora zachęciło Lopez do wejścia do studia i nagrania pierwszego po ośmiu latach krążka... "This is me ...Now". To płyta niezwykle osobista, o czym może świadczyć chociażby to, że sam Affleck miał wątpliwości, czy aby wszystkie zwierzenia piosenkarki powinny znaleźć się na niej.
Jennifer Lopez (zobacz!) wielokrotnie na ekranie odgrywała sceny szczęśliwych, miłosnych zakończeń. Jednak jej życie prywatne wciąż zdawało się dalekie od komedii romantycznych, w których zdobyła sympatię widzów. W podcaście Apple Music wyznała, że znalezienie prawdziwej miłości było jej największym pragnieniem, i wiele lat upłynęło zanim to upragnione szczęście znalazła u boku Bena Afflecka. Tym samym, z którym już raz była zaręczona. Wraz z nowym związkiem odnalazła motywację do tego, aby ponownie wejść do studia i zacząć pracę nad płytą.
"Kiedy pojawił się w moim życiu, zdarzyła się ta sama rzecz - poczułam niezwykłą inspirację, poczułam się przytłoczona wieloma emocjami, które dosłownie wylewały się ze mnie. Musiałam znaleźć dla nich ujście. A gdy czuję się dobrze tworzę muzykę. Swoim producentom, z którymi pracowałam nad płytą powiedziałam: '20 lat temu pokochałam miłość swojego życia i to było wspaniałe, chciałam uchwycić tamten moment. Teraz wydarzyło się coś wspanialszego, wprost niesamowitego i powodem, dla którego jesteśmy w studio jest chęć uchwycenia tego właśnie momentu, bo jest jeszcze lepszy niż za pierwszym razem'" - wyznała w podcaście gwiazda.
W trzynastu utworach Lopez zdecydowała się opowiedzieć bardzo szczerze historię prawdziwej miłości, którą wieńczy wymowny utwór "Greatest Love Story Never Told" (Nigdy nieopowiedziana najwspanialsza historia miłosna). Jak sama przyznała, jej historia ma posłużyć za przykład, aby nigdy nie tracić nadziei, bo drugie szanse są możliwe podobnie, jak ekranowy "happy end".
"Przeszłam przez kilka trudnych momentów w życiu i jeśli komuś się wydaje, że jest ono jedynie usłane różami, nie jest. Ale wszystkie te momenty doprowadziły mnie do chwili, kiedy ponownie jednoczę się z miłością swojego życia. Dlatego przesłanie tego albumu jest następujące - jeśli tak, jak ja zrezygnowałeś, poddałeś się, prawie straciłeś nadzieję, nie rób tego, bo prawdziwa miłość naprawdę istnieje i niektóre rzeczy naprawdę są wieczne. I taką wiadomość chciałam przekazać światu. To wymagało pewnej wrażliwości, otwartości, ale nie mogłam się powstrzymać. W pewnym sensie to mnie oczywiście przerażało i Bena również. Wielokrotnie pytał: 'czy aby na pewno chcesz to tam umieścić?'. A ja wiedziałam, że muszę to zrobić, że nie znam innego sposobu" - wyznała. Mimo tych obaw aktor wspierał cały proces pracy nad płytą, doskonale zna teksty wszystkich utworów i jest fanem nadchodzącego albumu.
"On jest moim największym wsparciem i jednocześnie największym fanem. To niesamowite" - zapewniła Lopez. Dodała jednocześnie, że z niecierpliwością czeka na reakcje fanów, obawia się bowiem, jak tak szczery i osobisty album zostanie przez nich odebrany. "Dlatego muzyka jest dla mnie tak ważna, w żaden inny sposób nie potrafię się tak otworzyć, jak właśnie poprzez muzykę, występy. To jest przerażające, gdy oddajesz całego siebie, całe swoje serce i nie wiesz, jak ludzie to odbiorą" - przyznała.