Reklama

Jedna rola przyniosła mu światową sławę. Okazała się też jego koszmarem

Światową sławę przyniosła mu rola Moriartiego w serialu "Sherlock", ale Andrew Scott ma na koncie wiele innych doskonałych kreacji. Jedną z nich jest rola Adama w fantastycznych "Dobrych nieznajomych", którzy od kilku dni goszczą na ekranach polskich kin.

Światową sławę przyniosła mu rola Moriartiego w serialu "Sherlock", ale Andrew Scott ma na koncie wiele innych doskonałych kreacji. Jedną z nich jest rola Adama w fantastycznych "Dobrych nieznajomych", którzy od kilku dni goszczą na ekranach polskich kin.
Andrew Scott /Lisa O'Connor /Getty Images

Andrew Scott urodził się 21 października 1976 roku w Dublinie. Od dziecka interesował się aktorstwem, początkowo uczęszczał na weekendowe kółko dramatyczne. Jako nastolatek wygrał casting do reklamy telewizyjnej Fanty. "Ja, Myszka Miki, Goofy i Kaczor Donald. Był rok 1989 i byłem tym strasznie podniecony. Musiałem wypić 21 puszek Fanty" - wspominał po latach. - "Od tamtej pory żadna Fanta nie sprawiła mi już przyjemności".

Reklama

Andrew Scott: Początki kariery

W 1995 roku zadebiutował na dużym ekranie w pełnometrażowym filmie fabularnym "Korea". Następnie dostał się na studia aktorskie do Trinity College w Dublinie, ale już po kilku miesiącach z nich zrezygnował. Wolał "zajęcia praktyczne" i grę na scenie narodowego Abbey Theatre. Pod koniec lat 90. Irlandia była już dla niego za mała, więc przeprowadził się do Londynu, gdzie szybko zaczął odnosić sukcesy na teatralnych deskach m.in. słynnego Old Vic.

W filmach pojawiał się jednak głównie w epizodycznych rolach. Tak było między innymi w "Szeregowcu Ryanie" Stevena Spielberga. Scott musiał jednak wpaść w oko reżyserowi, bo ten obsadził go niedługo później w roli szeregowca Johna "Cowboya" Halla w serialu "Kompania braci". Aktor pojawił się również w "Norze" Pata Murphy'ego "Długości geograficznej" Charlesa Sturridge'a oraz "Zwłokach" Roberta Quinna. W 2004 roku na festiwalu w Berlinie otrzymał tytuł Shooting Star, czyli wschodzącej gwiazdy kina.

Popularność w Wielkiej Brytanii przyniosła mu jednak dopiero rola Paula McCartneya w biograficznym dramacie telewizyjnym "Lennon: Naga prawda". Z kolei międzynarodową rozpoznawalność zyskał za sprawą kreacji Jima Moriarty'ego w serialu "Sherlock", emitowanym od 2010 do 2017 roku. Otrzymał za nią nagrody BAFTA TV i IFTA.

Andrew Scott: Światową sławę zapewnił mu Moriarty

Tytułowemu bohaterowi zapewnił w produkcji BBC wytrawnego wroga. Jego niepozorny, wręcz chłopięcy urok, kontrastował z osobowością geniusza zła. I choć rola Moriarty'ego przyniosła mu sławę, jednak skrywała się za tym również obawa, że zostanie wrzucony do szufladki ekranowych dziwaków i szaleńców.

"Byłem trochę zmęczony graniem dziwaka. To, czego naprawdę szukam i co przyciąga mnie w innych ludziach, to wrażliwość. Zatem bycie znanym z grania tych wszystkich potwornych ludzi, sam rozumiesz..." - przyznał w rozmowie z "The Guardian".

Z kolei rozmawiając z "Vanity Fair" o swojej filmografii, Scott zdradził swój pomysł na kultową postać w "Sherlocku". Aktor tłumaczył, że część tego, co może przerażać widza, to atmosfera tajemniczości towarzysząca jego bohaterowi i fakt, że tak wiele informacji na jego temat jest nieznanych. 

Scott zapewnił, że to jego wizja postaci Moriarty'ego spowodowało konieczność wprowadzenia zmian.

W 2015 roku gwiazdor pojawił się w filmie z serii o Jamesie Bondzie. W "Spectre" wcielił się w postać Maxa Denbigha, szefa Joint Intelligence Services.

"Zawsze myślałem, że chciałbym zagrać złoczyńcę, ale zawsze byłem obsadzany jako ten niewinny typ. Po roli Moriarty'ego wyzwaniem jest ucieczka od grania złoczyńców. Oczywiście byłem proszony wielokrotnie o granie postaci podobnych do niego. Ale jeśli nie chcesz grać zbira, to po prostu go nie grasz. Co oznacza, że szukasz innych ról albo myślisz o nich inaczej. Chociaż muszę przyznać, że jedną z największych zalet Moriarty'ego, jest to, że wcielając się w jego postać mogłem w pewnym sensie grać wiele różnych postaci. Był kameleonem ..." - przyznał w wywiadzie dla "Denofgeek".

Antidotum dla obaw aktora okazała się rola w "Hamlecie". Jego teatralna interpretacja została bardzo dobrze przyjęta przez krytyków. Kolejną odsłonę jego barwnej, aktorskiej palety osobowości można było podziwiać w serialu "Fleabag", gdzie wcielił się w postać księdza, w którym zakochana jest główna bohaterka. Scott pojawił się również w epizodzie zatytułowanym Smithereens" w piątym sezonie głośnego "Czarnego lustra".

Zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym, gwiazdor stara się wymknąć wszelkim definicjom. Wraz z aktorską dojrzałością zrozumiał również, że nie zawsze trzeba sięgać po skrajności. "Dramat istnieje w życiu każdego człowieka, również w tych cichych postaciach" - zapewnił.

Przyznał również, że popularność i rozpoznawalność nie zawsze są wyznacznikiem aktorskiego sukcesu. "W moim odczuciu aktor, który odnosi sukces, to ten, który może poruszać się między różnymi gatunkami, grać różnorodne role i kreować coś. Czasem zdarza się, że ludzie wpadają w pewną pułapkę. Mieszkają w tych fantastycznych domach, grają cały czas te same role i są znudzeni. Zawsze uważałem, że życie jest bardzo, bardzo krótkie, więc trzeba robić to, co się chce" - zaznaczył.

Andrew Scott: Rola życia?

Najnowsza kreacja artysty pochodzi z filmu "Dobrzy nieznajomi" Andrew Haigha. Wcielił się w samotnego mężczyznę opustoszałego londyńskiego bloku, którego życie zmienia się po spotkaniu z tajemniczym sąsiadem, Harrym (Paul Mescal). W miarę rozwoju ich relacji Adama coraz bardziej pochłaniają wspomnienia z przeszłości. W pewnym momencie mężczyzna postanawia wrócić do miasteczka, w którym dorastał. Gdy trafia do rodzinnego domu, odnajduje swoich rodziców (Claire Foy i Jamie Bell) takimi, jakimi ich zapamiętał z dnia ich śmierci przed trzydziestu laty.

Kreacja Adama przyniosła 47-latkowi pierwszą w karierze filmową nominację do Złotych Globów. "To jest film Andrew Scotta. Jego dar wyrażania drobnych zmian nastroju w celu nadawania skomplikowania postaci jest szczery, a kreacja Adama jest przejmująca. Dzięki temu film dostarcza sporo wzruszeń na granicy ckliwości, choć są to czyste uczucia. Pod powierzchnią wizualnej elegancji i słownej powściągliwości, wyczuć można gwałtowne namiętności" - pisał nasz recenzent Marcin Radomski.

Już niebawem Scotta zobaczymy również w nowym serialu Netfliksa. 4 kwietnia ofertę streamingowego giganta wzbogaci kolejna adaptacja popularnej powieści Patricii Highsmith o perypetiach Toma Ripleya. Aktor wcieli się w nim w tytułową rolę. Na ekranie partnerować mu będą Dakota Fanning oraz Johnny Flynn. Osiem odcinków "Ripleya" zostało napisanych i wyreżyserowanych przez Stevena Zaillina.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Andrew Scott
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama