Reklama

Jadwiga Barańska: Czuję się spełniona!

Jadwiga Barańska obchodzi 55-lecie pracy artystycznej. Z tej okazji przyjechała do Polski i znalazła chwilę, by trochę powspominać.

Pamięta pani swoją pierwszą scenę przed kamerą?

Jadwiga Barańska: - To był 'Żołnierz królowej Madagaskaru', grałam kwiaciareczkę, a na planie poznałam Ignacego Gogolewskiego. Potem zagrałam z nim 7 dużych ról.

Za kreację hrabiny Cosel otrzymała pani nagrodę Złota Apsara...

- To było na festiwalu w Kambodży. Ktoś z naszej placówki dyplomatycznej ją odebrał, ale gdy weszli Rosjanie, została zakopana w ziemi na 5 lat. Potem przemycono ją do Polski... Kiedy grałam Cosel, byłam bardzo szczuplutka, ważyłam 47 kg. Trudność sprawiała mi jazda konna, ale miałam dobrego nauczyciela w osobie Daniela Olbrychskiego, który w tym filmie grał króla Szwecji.

Reklama

Z "Nocy i dni" kultowa jest scena z nenufarami i Karolem Strasburgerem.

- To piękny moment z cudowną muzyką. Ale bardziej wspominam scenę w cegielni, w której krzyczałam. Był tam straszny pył, który źle podziałał na moje gardło. Na dwa dni zaniemówiłam. Od tej chwili zmienił mi się głos.

Przeczuwali państwo, że film odniesie taki sukces?

- Nie. To była ciężka praca, 500 dni zdjęciowych. Powstał 4-godzinny film i 8-godzinny serial. Barbara zmieniała się na przestrzeni 60 lat. Czasem rano grałam młodą Barbarę, po południu starą. Film nie miał łatwego życia u władz. Na przykład na festiwal do Berlina wysłano go bez dwóch aktów i ówczesny dyrektor odrzucił taki obraz. Dopiero przez zaprzyjaźnione osoby dosłaliśmy brakujące akty.

Za tę rolę otrzymała pani Srebrnego Niedźwiedzia.

- Tak, ale z każdym rokiem było nam w Polsce gorzej, dlatego w 1979 r. wyjechaliśmy do USA.

Nie żałuje pani?

- Nie. Jestem spełniona. A teraz moje marzenie to być zdrowym.

Mąż Jerzy Antczak mówi o pani: kancelaria III Rzeszy, zaś o sobie - kartofel z Wołynia...

- Mamy różne natury. Antczak, który urodził się na Wołyniu, to rozwichrzony artysta, ja, łodzianka, jestem poukładana, lubię wszystko mieć pod kontrolą. Kocham ciepło i słońce, on zaś lubi wszystkie cztery pory roku.

Czyli klimat Kalifornii, gdzie państwo od lat mieszkacie, dobrze pani służy.

- O tak, nie tęsknię za mrozem i śniegiem. I do Polski zawsze przyjeżdżamy latem. Muszę to powiedzieć: to wielka przyjemność wysiąść z samolotu i zobaczyć, jak Warszawa wypiękniała, jak tu czysto, ile kwiatów.

Słyszałam, że w Los Angeles pani hoduje kwiaty.

- To Antczak sadzi i sadzi. Ja nie jestem specjalnie 'ogrodowa', ale jak już rośnie, to dbam. Raz w tygodniu do poważniejszych prac przychodzi ogrodnik.

Wiem, że oboje jesteście państwo "kociarzami".

- Nasze dwa koty dachowce zabraliśmy z Polski. Jeden, Cezarek, niestety odszedł w tym roku. Został Niuniek, który przyplątał się do nas w czasie kręcenia 'Chopina'.

Rozmawiała Ewa Modrzejewska.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy