Jacek Bławut: Najtrudniejsza scena "Dnia świra"
Nagradzany reżyser filmów dokumentalnych oraz wybitny operator Jacek Bławut skończył właśnie 70 lat.
Jacek Bławut jest absolwentem Wydziału Operatorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi (1982). Zaczynał karierę jako operator filmów fabularnych, oświatowych i dokumentalnych, dopiero w 1984 roku zadebiutował jako samodzielny reżyser filmem "Superciężki" - opowieści o ważącym 140 kg zapaśniku Adamie Sandurskim.
Rozgłos przyniósł mu jednak dopiero zrealizowany w 1990 roku film "Nienormalni" - fabularyzowany dokument zrealizowany w ośrodku dla osób z upośledzeniem umysłowym w Kozicach Dolnych.
W kolejnych latach Bławut nakręcił wiele nagrodzonych na festiwalach filmowych dokumentów: historię więźnia-recydywisty "Born Dead" (2004), podejmującego temat alkoholizmu "Szczura w koronie" (2005), intymny portret kickboksera Marka Piotrowskiego "Wojownik" (2007) czy "Wirtualną wojnę" (2012) - opowieść o mężczyznach zafascynowanych drugą wojną światową i realizujących swoją historyczną pasję za pomocą najnowszych zdobyczy techniki.
Bławut ma również na koncie realizację dokumentalnego serialu "Ja alkoholik". "Ja nie filmuję, tylko jestem z nimi" - mówił o empatycznym podejściu do zawodu dokumentalisty w rozmowie z miesięcznikiem "Kino". Z kolei w rozmowie z "Polityką" ubolewał, że śmierć bohatera "Szczura w koronie" była także jego - reżysera - porażką. "Nie mogłem uwierzyć, że przegrałem ten pojedynek. Jak to jest, pytałem sam siebie, że nie można pomóc drugiemu człowiekowi? Ba, ja nadal wierzę, że bym wygrał, że bym go wyciągnął, gdyby mi tylko nie umarł, gdybym miał więcej czasu" - przyznawał Bławut.
Krytyk Łukasz Maciejewski pisał, że Bławut "wierzy w dobro". "Alkoholik staje się cudownym gawędziarzem, kryminalista spełnia się w pracy społecznej z dziećmi, a sławny, dzisiaj ciężko chory bokser po latach zapomnienia znowu odnosi triumf" - Maciejewski zauważał w "Tygodniku Powszechnym".
Jacek Bławut jest także znany jako autor zdjęć wielu docenianych filmów fabularnych. W trakcie kariery współpracował m.in. z Krzysztofem Kieślowskim (jeden z odcinków "Dekalogu") i Markiem Koterskim.
To przed jego obiektywem rozbierała się Grażyna Trela w skandalizującym "Łuku Erosa" Jerzego Domaradzkiego. "Wysmakowana plastycznie ekranizacja powieści Kadena-Bandrowskiego, która wywołała skandal towarzysko-obyczajowy. Pozbawiona kontekstu politycznego, zyskała dużą popularność jako film o kobietach wyzwolonych i niezależnych" - czytamy na stronie Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
Bławut był również odpowiedzialny za zdjęcia do filmu "Porno" Marka Koterskiego - erotycznego komediodramatu, który do dziś uchodzi za "najbardziej roznegliżowany polski film", jak po premierze w 1990 r. nazwali go krytycy. W filmie Koterskiego oglądaliśmy na ekranie niespotykaną jak na warunki rodzimego kina liczbę roznegliżowanych aktorek. Dla niektórych z nich był to jedyny występ przed kamerą, inne oglądamy na kinowych ekranach do dziś.
Bławut stanął też za kamerą najbardziej kultowego filmu Koterskiego "Dnia świra". Mimo iż głównym atutem historii Adasia Miauczyńskiego jest scenariusz Koterskiego, warto pamiętać, że dokumentalne doświadczenie operatora przydało się na planie.
Błewut opowiedział Witoldowi Szabłowskiemu, że najtrudniejszym operatorskim zadaniem w "Dniu świra" była scena... sikania w pociągu. "Specjalnie wybraliśmy takie boczne tory, żeby mocno rzucało. Kondrat stał nad tym kiblem, miał pojemniczek z wodą i z niego polewał. Ale jak zaczęło rzucać, to po chwili byliśmy wszyscy mokrzy. A Koterski jest profesjonalistą. 'To źle, to nie tak. Cięcie. Od początku'. Dwa dni żeśmy tą jedną, krótką scenę kręcili. Dwa dni mokrzy od stóp do głów" - wspominał Bławut.
Jak pisał krytyk Andrzej Bukowiecki, w Bławucie znalazł Koterski "autora zdjęć potrafiącego uchwycić obiektywem realia, a przy tym niepozbawionego wybitnych zdolności kreacyjnych, pomocnych we współtworzeniu na ekranie właściwej tym filmom groteskowo-surrealistycznej tkanki rzeczywistości".
Nie wszyscy wiedzą, że przygodę z kinem Jacek Bławut rozpoczynał jako dziecko od występów aktorskich.
Jako 8-latek pojawił się w filmie Janusza Kubika i Stanisława Lotha "Biały rycerz" (1958). Angaż zawdzięcza ojcu, który był kierownikiem zamku Grodno. Kiedy filmowcy szukali pleneru do filmu, "trafili na takiego małego człowieczka biegającego po zamku i ciągnącego za sobą czaszki powiązane sznurkiem, które miały udawać pociąg". Tak Bławut zadebiutował w kinie.
Dwa lata później stanął przed kamerą jako 10-latek w przeznaczonym dla młodzieży filmie "Marysia i krasnoludki" (1960).
Najważniejszą rolę zagrał jednak cztery lata później - w "Echu" Stanisława Różewicza wcielił się w syna głównych bohaterów (Barbara Horawianka i Wieńczysław Gliński). W tym samym roku w "Agnieszce 46" Sylwestra Chęcińskiego mignął na ekranie w roli chłopca Totka Przywłockiego - jego kreacja była jednak na tyle epizodyczna, że zabrakło w napisach końcowych.
"Wszystkim się wydawało, zwłaszcza mojej mamie, że skoro zagrałem kilka ról jako dziecko, to muszę zostać aktorem. A przecież być aktorem dziecięcym i uprawiać ten zawód jako osoba dorosła to dwie całkowicie różne sprawy. Poza tym, ja byłem dość specyficznym aktorem dziecięcym. Dzisiaj dzieci grające w filmie są wygadane, odważne, śmiałe, w pewnym sensie to dorośli ludzie w pełni świadomi tego, co robią. Ja nie miałem tych cech. A do filmów brali mnie może dlatego, że byłem trochę inny" - Bławut mówił po latach Jerzemu Armacie ("Magazyn Filmowy SFP").
Bławut dwa razy zdawał na Wydział Aktorski Szkoły Filmowej w Łodzi. Po dwóch nieudanych próbach porzucił myśl o karierze aktora.
W 2008 roku Jacek Bławut zadebiutował jako reżyser filmu fabularnego. Akcja obrazu "Jeszcze nie wieczór" rozgrywała się w Domu Aktora w Skolimowie, do którego przyjeżdża na rekonwalescencję gwiazdor kina i teatru Jerzy (Jan Nowicki). Przybycie niepoprawnego ekscentryka zakłóca ustabilizowane życie mieszkańców, tym bardziej, że Jerzy namawia ich do wspólnego wystawienia "Fausta" J. W. Goethego. Równocześnie flirtuje z Małgorzatą - zmysłową pracownicą ośrodka (Sonia Bohosiewicz).
Inspiracją do powstania filmu była historia, którą Jacek Bławut poznał przy okazji produkcji filmu dokumentalnego o domach starości dla niemieckiej telewizji ARD, podczas wizyty w Domu Aktora w Weimarze. Reżyser uznał wtedy, że jest zbyt piękna by poruszać ją w dokumencie i postanowił zrealizować na jej podstawie film fabularny, ale pomysł czekał na realizację aż 11 lat.
Wraz z upływem czasu, a także z powodu odejścia wielu znakomitych aktorów, Jacek Bławut musiał kilkakrotnie zmieniać scenariusz, zwłaszcza, że początkowo jedną z głównych ról miał zagrać Leon Niemczyk, którego w nowo napisanej roli zastąpił Jan Nowicki. To właśnie goszcząc w położonym na Kujawach domu Nowickiego reżyser nadawał ostateczny kształt scenariuszowi.
"Jeszcze nie wieczór" to film o miłości, przemijaniu i aktorach - ich ekscentryczności, marzeniach zagrania jeszcze jednej, może ostatniej, wielkiej roli. W obsadzie - obok Jana Nowickiego i Sonii Bohosiewicz - pojawiły się wybitne osobowości polskiego kina i teatru, między innymi - Danuta Szaflarska, Irena Kwiatkowska, Nina Andrycz, Beata Tyszkiewicz, Ewa Krasnodębska, Roman Kłosowski, Wieńczysław Gliński oraz Antoni Pawlicki.
Na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni "Jeszcze nie wieczór" uhonorowano prestiżowymi Srebrnymi Lwami, zaś Jan Nowicki - za rolę Jerzego - odebrał nagrodę dla Najlepszego Aktora.
Na premierę czeka kolejny reżyserski projekt Jacka Bławuta. "Orzeł. Ostatni patrol" ma być spektakularną produkcją o legendarnym okręcie podwodnym ORP "Orzeł", który w czasie II wojny światowej wsławił się bohaterskimi czynami w starciach z niemiecką flotą. Film przedstawia trzymającą w napięciu i owianą tajemnicą historię ostatniej misji jednostki. Jego scenariusz oparto na znanych już faktach, jak i zupełnie nowych dokumentach na temat możliwych losów okrętu.
W rolach głównych zobaczymy gwiazdy polskiego kina, m.in. Tomasza Schuchardta, Adama Woronowicza, Tomasza Ziętka, Antoniego Pawlickiego, Mateusza Kościukiewicza, Filipa Pławiaka i Rafała Zawieruchę.