Reklama

Interia na oscarowym spotkaniu z reżyserami. Kogo zabrakło i co zaskoczyło?

Przed oscarową galą tradycyjnie odbyło się spotkanie nominowanych reżyserów. Nie zabrakło emocji - dwóch twórców wybrało francuskie Cezary zamiast Hollywood. Nominowani reżyserzy mieli okazję komentować swoje filmy, ale dyskusja ujawniła coś więcej - kategoria filmu międzynarodowego wciąż wydaje się zagadką dla Amerykanów.

Interia na oscarowym spotkaniu z reżyserami. Dla niektórych Cezary są ważniejsze od Oscarów?

W Muzeum Akademii w Los Angeles na kilka dni przed ceremonią oscarową rokrocznie odbywają się spotkanie nominowanych osób w kilku kategoriach. Dla nas, Polaków, najciekawsze są spotkania w kategorii filmu międzynarodowego, bo to w niej najczęściej nominowani są twórcy z Polski. Nie inaczej jest i w tym roku - na statuetkę szansę ma Magnus von Horn, Szwed, który w wieku 20 lat przyjechał do Polski na studia w Łodzi. Dziś ma polski paszport, założył tutaj rodzinę. Jego „Dziewczyna z igłą” reprezentuje w oscarowym wyścigu Danię.

Pozostali kandydaci to: "Im Stille Here" w reżyserii Waltera Sallesa, "Emilia Pérez" Jacques’a Audiarda (Francja), "Flow" Gintsa Zibalodisa (Łotwa) i "Nasienie świętej figi" Mohammada Rasoulofa (wystawili go Niemcy, choć film jest w farsi, a akcja dzieje się w Iranie, gdzie został nielegalnie nakręcony).

Reklama

I choć spotkania reżyserów nominowanych filmów to już tradycja, to na tym, które odbyło się w tym roku, zabrakło aż dwóch twórców. Nie było Jacques’a Audiarda i Mohammada Rasoulofa, którzy uznali, że od panelu ważniejsze są dla nich Cezary, nagrody przyznawane przez Francuską Akademię Filmową, które w tym roku świętowały jubileusz pięćdziesięciolecia. Musical Audiarda dostał aż siedem statuetek. Film Rasoulofa - żadnej.

Producent Mani Tilgner, który zastępował Rasoulofa na spotkaniu, żartował, że za każdym razem, kiedy do jakiejś nagrody nominowana obok "Nasienia świętej figi" jest także "Emilia Pérez", wygrywa ta druga. 

"W naszym przypadku jest tak samo" - wtrącił Magnus von Horn.

Hollywood nie rozumie koprodukcji? Tak Oscary traktują międzynarodowe filmy

Niektórym Amerykanom pewnie mogło się nie spodobać, że ktoś stawia uroczystość wręczenia Cezarów wyżej niż Oscary, ale na spotkaniu można było się przekonać, z jaką nonszalancją Akademia traktuje filmy europejskie. Zarządzający kategorią filmów międzynarodowych Rajendra Roy przywitał publiczność poprzez wymienienie słowa "dobry wieczór" w kilku językach, żeby przywitać delegacje poszczególnych filmów w ich ojczysty sposób.

Tylko że w przypadku koprodukcji, jaką jest "Dziewczyna z igłą", ograniczył się do języka duńskiego. Chociaż przy filmie pracowało ponad 100 osób z Polski, dla Akademii to film duński i tyle. Cóż, rynek koprodukcji to dla Hollywood teren słabo rozpoznany, co na spotkaniu dało się wyczuć, gdy prowadzący z wielką ekscytacją wypytywał von Horna i Tilgnera o współprace z innymi krajami.

"Mieszkam w Polsce. Poczułam, że duńska historia sprzed 100 lat, która rozegrała się w bardzo opresyjnego społeczeństwie, ma pewne podobieństwa do świata, w którym żyję, gdzie kobiety nie mają wyboru. W 2020 roku w Polsce wprowadzono jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących aborcji. Więc choć posuwamy się naprzód, niektóre rzeczy cofają się wstecz" - odpowiadał Magnus Von Horn na pytanie, jak to możliwe, że szwedzko-polski reżyser nakręcił film o Danii.

"W latach 70. ludzie ze Szwecji przyjeżdżali do Polski, ponieważ tutaj aborcja była legalna, a w Szwecji nie. Świat jest niezwykle dynamiczny. To wszystko dotyka mojego własnego terytorium i sprawia, że temat jest dla mnie jako Polaka bardzo istotny. Dało mi to także szansę zaangażowania wszystkich osób, z którymi uwielbiam pracować w Polsce. Lubię pracować z moją filmową rodziną. Dlatego musiałam przywieźć ten film również do Polski" - dodał. 

Roy dopytywał, jak reżyserowi udało się nakręcić film w języku, którego nie zna. 

"Zawsze postrzegam bycie outsiderem poprzez nieznajomość języka w perfekcyjny sposób jako swego rodzaju supermoc. To coś, co daje wyjątkową perspektywę na opowiadanie historii. Już kiedy reżyserowałem krótkie filmy w polskiej szkole filmowej, nie znając dobrze języka, to było dla mnie pewnym wyzwaniem. Nie dorastając w Danii ani nie mając w tym kraju korzeni, zyskałem spojrzenie outsidera na historię, która jest bardzo duńska. Myślę, że pozwala mi to patrzeć na opowieść z nieco innej perspektywy. Lubię myśleć o tym jako o rodzaju zdrowej arogancji albo zdrowej ignorancji wobec rzeczy, które przyjmuje się jako oczywiste, dorastając w danym kraju. Kiedy nie jest się częścią danej kultury, widzi się ją z innego punktu widzenia. W moich trzech pełnometrażowych filmach takie spojrzenie zawsze odgrywało kluczową rolę, podobnie jak brak pełnej przynależności do danej kultury czy języka" - tłumaczył von Horn.

"Zawsze mam też wrażenie, że najtrudniej jest mi wyrażać się po szwedzku" - podsumował.

Z kolei Mani Tilgner przybliżył kulisy pracy nad filmem, który w Iranie, ojczystym kraju Mohammada Rasoulofa został nakręcony nielegalnie. 

"Pracuję z Muhammadem od 13 lat i przez cały ten czas nasze prace tak powstawały. Tajna komunikacja, brak możliwości wysyłania scenariusza, zakaz publicznego mówienia o filmie - to wszystko sprawiało, że praca była niezwykle trudna. I oczywiście dochodził do tego strach o ekipę w Iranie" - opowiadał producent.

"Mieszkam w Hamburgu, więc moja perspektywa była znacznie bezpieczniejsza. Jednak ten projekt był prawdopodobnie najbardziej ryzykownym ze wszystkich. Wiele dni zdjęciowych, mały zespół, trudne warunki. Każdego dnia baliśmy się, że informacja o filmie wyjdzie na jaw i narazi ekipę. Dla tych, którzy nie wiedzą – cały film został nakręcony w tajemnicy, nielegalnie. To naprawdę cud, że udało nam się dotrwać do końca zdjęć. Niestety po zakończeniu pracy doszło do represji wobec osób zaangażowanych w projekt. I one wciąż trwają. Wszczęto proces sądowy przeciwko wszystkim aktorom i producentom, a Muhammad musiał uciec z kraju. Mimo to cieszymy się, że udało nam się ukończyć film i być tutaj dziś wieczorem" - deklarował. 

"O tym, jak powstawało „Nasienie świętej figi” ktoś nakręci kiedyś film" - skomentował Rajendra Roy.

Spotkanie nominowanych do Oscara: Reżyserzy o filmach, które zmieniają świat

Tradycją przedoscarowych spotkań jest to, że reżyserzy komentują na nich nawzajem swoje filmy. Z racji nieobecności Jacques’a Audiarda o "Dziewczynie z igłą" wypowiedział się Rajendra Roy. 

"To, co uderzyło mnie najmocniej, to niezwykła immersyjność tej opowieści. Zostałem wciągnięty w ten świat, który jest oczywiście historyczny, ale jednocześnie wydaje się aktualny, wręcz współczesny - miał w sobie coś z baśni, choć wiem, że opiera się na prawdziwej historii. Udało ci się to osiągnąć na wiele sposobów - poprzez intensywne, zmysłowe zdjęcia, niezwykle namacalną i, można powiedzieć, niemal sakralną scenografię. Czułem się, jakbym żył w tych wnętrzach razem z bohaterami, a do tego dochodziły przejmujące kreacje aktorskie. Stworzyłeś dzieło, które chwyta widza za gardło w najlepszej tradycji horroru, ale jednocześnie skłania do refleksji. Gratulacje" - powiedział.

Magnus von Horn został poproszony o skomentowanie animacji "Flow" z Litwy. 

"Oglądałem "Flow" razem z moim pięcioletnim synem i to była jedna z tych rzadkich chwil, kiedy obaj byliśmy całkowicie pochłonięci tym, co dzieje się na ekranie. Obaj byliśmy nim bardzo poruszeni – i już to samo w sobie jest niezwykłym osiągnięciem. Zazwyczaj to, co on ogląda, mnie nie interesuje, a to, co ja oglądam, nie interesuje jego" - żartował von Horn. 

"Tymczasem twój film sprawił, że razem zasiedliśmy na kanapie, bez żadnego dialogu, i wspólnie przeżywaliśmy historię. Pomyślałem też o Dogmie 95 - duńskiej tradycji rozwiniętej przez Winterberga, Larsa von Triera, Lone Scherfig i wielu innych znakomitych duńskich filmowców, którzy odrzucili wszystkie efekciarskie elementy kina, skupiając się wyłącznie na opowieści. Udowodnili, że wystarczy dobrze opowiedziana historia, by przyciągnąć widzów - nie potrzeba wielkich eksplozji ani imponujących efektów dźwiękowych. Film może być surowy i nieokrzesany, ale jeśli historia jest wciągająca, widz i tak pozostanie przy ekranie. Mam wrażenie, że w inny sposób udało ci się osiągnąć coś podobnego. Udowodniłeś, że najważniejsze jest skupienie się na opowieści i relacjach między postaciami - w tym przypadku zwierzętami. Nie potrzeba do tego dialogu, wystarczy wciągająca narracja. Gdy historia mnie porwie, nie potrzebuję niczego więcej - szybko przestaję myśleć o tym, że to animacja, że nie ma słów, a w końcu nawet zapominam, że to kot" - dodał reżyser.

Kto zdobędzie Oscara? Bukmacherzy mają już typy

Bukmacherzy obstawiają, że na nadchodzącej gali Oscarów w kategorii film międzynarodowy wygra "I'm Still Here". Za jednego postawionego dolara w przypadku wygranej dostaje się 1,55. Na drugim miejscu jest "Emilia Pérez" (dolar do 2,40). W przypadku "Dziewczyny z igłą" za jednego dolara w przypadku zwycięzca obstawiający dostaliby aż pięć dolarów

ZOBACZ TEŻ:


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy