"Indiana Jones i artefakt przeznaczenia": Gwiazda filmu namieszała w scenariuszu
Shaunette Renee Wilson, czyli filmowa agentka Mason, zdradziła w rozmowie z "Variety", że miała spory wpływ na końcowy kształt scenariusza nowej odsłony przygód Indiany Jonesa. Twórcy wzięli sobie do serca wiele z jej uwag.
Shaunette Renee Wilson w filmie "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" wciela się w rolę rządowej agentki Mason, która ściga głównego bohatera filmu, chcąc przejąć posiadane przez niego tytułowe urządzenie. W rozmowie z "Variety" opowiedziała nieco więcej o swojej postaci i zdradziła, że jej losy były w dużym stopniu zależne od niej. Przyznała, że dość mocno ingerowała w scenariusz produkcji.
"Byłam pod wrażeniem wielu rzeczy, jakie znalazły się w scenariuszu, ale miałam też trochę przemyśleń, szczególnie na temat mojej postaci, i chciałam się nimi podzielić. Chęć do współpracy Jamesa Mangolda to jego wspaniała cecha. Wysłuchał mnie, zapamiętał, co mu powiedziałam i wziął to pod uwagę w trakcie poprawek scenariusza. Była to prawdziwie wspaniała część pracy nad filmem. Poczułam, że jestem ważną częścią procesu i mam coś do powiedzenia, jeśli chodzi o scenariusz" - opowiadała.
Aktorka nie ujawniła jednak, które dokładnie uwagi twórcy wzięli pod uwagę.
"Jeśli chodzi o moją postać, to w pewien szczególny sposób żegna się z ekranem. Początkowo pomyślałam, że jest to trochę zbyt obraźliwy i problematyczny sposób. Powiedziałam więc, że nie musimy w tej scenie używać tych konkretnych słów i robić to w taki właśnie sposób. Było to coś, z czym czułam się niekomfortowo. Mangold przyznał mi rację i powiedział, że sam zastanawiał się nad tym, czy nie dokonać takich zmian." - dodała.
"Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" to piąta i zarazem ostatnia część kultowej serii, a także jeden z najbardziej oczekiwanych filmów ostatnich lat. Dla widzów to spotkanie z ich ulubionym bohaterem po piętnastu latach od premiery "Indiany Jonesa i Królestwa Kryształowej Czaszki". Z kolei dla 80-letniego Harrisona Forda obraz stanowi pożegnanie z legendarną kreacją. Natomiast dla debiutującego w roli reżysera cyklu Jamesa Mangolda jest sprawdzianem, czy może godnie zastąpić Stevena Spielberga.
Mangold dołączył do ekipy "Indiany..." w 2019 r. i przez blisko rok razem z Jezem i Johnem-Henrym Butterworthami pracował nad scenariuszem. Autorzy zdecydowali, że akcja filmu rozpocznie się w 1944 r. w ostatnich miesiącach II wojny światowej, gdy wycofujący się naziści ukrywali zrabowane przedmioty.
Zobacz również:
Russell Crowe: Watykan wywierał naciski na twórców "Egzorcysty papieża"
Mads Mikkelsen: Granie złoczyńców to jego specjalność. Nie ma z tym problemu