"Imperium robotów. Bunt człowieka": Gratka dla fanów "Transformersów"
"Imperium robotów. Bunt człowieka" to apokaliptyczne widowisko zarówno dla dorosłych, jak i dla najmłodszych. Opowieść o inwazji robotów i dzieciakach, które chcą ratować świat, trafi na ekrany polskich kin w piątek, 31 lipca.
Na uwagę zasługują odtwórcy głównych ról: Gillian Anderson, Ben Kingsley, Ella Hunt oraz Callan McAuliffe. Kinowa propozycja w sam raz na letnie upały.
Nie tylko Amerykanie potrafią stworzyć pasjonujące kino dla młodych widzów z maszynami w rolach głównych. Udaje się to także Brytyjczykom. By się o tym przekonać, wystarczy dać szansę filmowi Jona Wrighta. Ale do rzeczy...
Ziemia właśnie doczekała się nowych władców: maszyn. Teraz ludzie żyją z kontrolującymi ich na każdym kroku implantami... Są przerażeni - wszak za najmniejsze wykroczenie przeciwko ustanowionemu przez roboty prawu grozi kara śmierci. Jak to w reżimach totalitarnych bywa, na rebelię nie trzeba długo czekać.
Tym razem wszystko zacznie się od 10-letniego Connora (czyżby nawiązanie do "Terminatora"?). Chłopiec (w tej roli Milo Parker) mieszka z Seanem (Callan McAuliffe), jego mamą Kate (Gillian Anderson) i parą nastolatków. Gdy odkryje, jak zneutralizować implanty, wszyscy razem postanowią rzucić wyzwanie bezdusznym maszynom. Uciekną z miasta, będą szukali taty Seana. Niestety, ruszy za nimi zdrajca na usługach "blaszaków", Robin Smythe (Ben Kingsley). Naszych bohaterów ogarnie zniechęcenie. I pewnie cała misja stanęłaby pod znakiem zapytania, gdyby Sean w porę nie odkrył w sobie mocy, które mogą zadecydować o wyniku nadchodzącej batalii.
Gratka dla fanów "Transformersów", "Wojny światów" i "Łowcy androidów". Warto też zwrócić uwagę na Bena Kingsleya: tak jak 63-letni Liam Neeson stał się gwiazdą kina akcji, tak Kingsley po 70. staje się mistrzem filmów SF ("Iron Man", "Gra Endera", "Klucz do wieczności").
Maciej Misiorny