Reklama

Ian McKellen broni swoich ról

Sir Ian McKellen broni swoich ról w filmach "X-Men" i "Władca Pierścieni", twierdząc, że wszystkie dotyczyły "czegoś ważnego".

76-letni aktor, znany z roli czarodzieja Gandalfa z trylogii "Władca Pierścieni" i "Hobbit", niedawno ponownie wcielił się w rolę mutanta Magneto w filmie "X-Men: Przyszłość, która nadejdzie". McKellen odcina się od osób krytykujących jego udział w powyższych produkcjach, mówiąc, że te filmy "poruszają ważne tematy" tak jak dzieła Szekspira, w których według powszechnej opinii powinien grać prawdziwy aktor.

"To wszystko praca. Nie męczy mnie. To po prostu Tolkien. Uważam, że to nieco dziwne, że ludzie widzą w graniu w tego typu filmach jakaś ujmę. Mogę napisać poruszającą pracę dotyczącą filmów o "X-Menach" i z kulturowego punktu widzenia nie różniłaby się ona od tej opowiadającej o dziełach Szekspira. To wszystko tematy, które mają jakieś znaczenie" - przekonuje gwiazdor.

Reklama

Aktor wcielił się ostatnio w tytułową rolę w mającej niebawem premierę produkcji "Mr. Holmes". Mimo tego że spotkał się z krytyką za przyjęcie roli, z którą zmierzyło się już tak wielu aktorów, McKellen znowu porównuje tę sytuację z dziełami Szekspira.

"Jeśli zagrasz Romea lub Hamleta to wiesz, że mnóstwo aktorów zrobiła to przed tobą, ale nie zniechęca cię to. Koncepcja grania roli, która wielokrotnie była interpretowana, nie jest niepokojąca" - tłumaczy artysta.

Aktor pracował w ostatnim czasie także nad animowaną adaptacją "Pięknej i bestii", w której użyczy głosu gadającemu zegarowi o imieniu Cogsworth. Sam aktor nazwał tą rolę "błogosławieństwem".

Jak powiedział dziennikarzowi "Sunday Times: "Bezwstydnie populistyczny spektakl! Muszę tańczyć i trochę podśpiewywać".

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama