Gustaw Holoubek i "Dziady": Kurtynę podnoszono 11 razy
Stres związany z premierą "Dziadów" w 1967 roku przypłacił zdrowiem. Kiedy zasłabł na scenie, żartowano, że Gustaw Holoubek zachorował "na zapalenie Związku Radzieckiego".
Pierwsze próby "Dziadów" w reżyserii Kazimierza Dejmka rozpoczęły się w Teatrze Narodowym pod koniec czerwca 1967 roku. Gustaw Holoubek miał 44 lata, skronie przyprószyła mu lekka siwizna. Od kilku lat był mężem Marii Wachowiak. Propozycja, by zagrał Konrada w tym najsłynniejszym, ale też arcytrudnym polskim dramacie, połechtała jego zawodową ambicję, choć była obarczona dużym ryzykiem.
"Przypuszczaliśmy, że Holoubek będzie niedobry. Mieliśmy na to dowody, że jest znakomitym aktorem charakterystycznym i złym tragikiem" - notował teatrolog Zbigniew Raszewski.
Próby przebiegały w gorączkowej atmosferze. Dejmek, klnąc, wypalał dziesiątki papierosów. Nazywał wieszcza "załupieżonym Litwinem" i rugał aktorów. Premiera miała odbyć się pod koniec października 1967 roku w 50. rocznicę Rewolucji Październikowej. Ostatecznie przesunięto ją na sobotę, 25 listopada. Na widowni w pierwszych rzędach zasiadło kilku przedstawicieli "najwyższych władz PRL", wśród nich Zenon Kliszko, członek Biura Politycznego KC i najbliższy współpracownik Gomułki. Był wyraźnie niezadowolony. Podczas drugiego aktu nachylił się do dyrektora z Ministerstwa Kultury i Sztuki, Stanisława Balickiego i zapytał: "Dlaczego to przedstawienie jest takie pobożne?". Jego nieobecność na bankiecie popremierowym była wymowna.
Po spektaklu, późnym wieczorem, Kliszko zadzwonił z pretensjami do ministra kultury Lucjana Motyki, który spektaklu jeszcze nie widział. Oświadczył, że "Dziady" Dejmka są "fideistyczne" i "antyrządowe". Wkrótce pojawi się również najbardziej złowrogie określenie - "antyradzieckie".
Tymczasem reakcja publiczności przeszła najśmielsze oczekiwania twórców. Kurtynę podnoszono 11 razy. Holoubka, który fragment "Do przyjaciół Moskali" wypowiadał z kajdanami na rękach, nagrodzono krzykiem, skandowano nazwisko reżysera, zmuszając go do wyjścia na scenę. Uwadze widzów umknęło, że podczas sceny obrzędu zasłabł jeden z chłopców z chóru. Dopiero za kulisami okazało się też, że grający Pelikana Jan Kobuszewski złamał palec Józefowi Duriaszowi (w roli księdza Piotra).
Gustaw Holoubek przypłacił stres związany z premierą chorobą. Podczas czwartego przedstawienia, we wtorek, 12 grudnia, miał trudności z głosem, a w scenie egzorcyzmów zasłabł. Tylko dzięki temu, że skrócił "Wielką Improwizację", jakoś dotrwał do końca. Jednak kolejny spektakl trzeba było odwołać.
Ponieważ wieść o wymowie przedstawienia lotem błyskawicy obiegła Warszawę, zdarzenie spuentowano dowcipem: "Na co choruje Holoubek? Na zapalenie Związku Radzieckiego". Do szpitala trafił też reżyser. Tam dowiedział się, że w KC uznano "Dziady" za "antyrosyjskie". Wincenty Kraśko, nadzorca kultury z ramienia KC, rekomendował ministrowi Motyce natychmiastowe odwołanie Dejmka ze stanowiska dyrektora Teatru Narodowego. Tuż przed sylwestrem, podczas koktajlu dla działaczy kultury, Władysław Gomułka stwierdził, że "'Dziady' wbijają nóż w plecy przyjaźni polsko-radzieckiej".
W tej sytuacji Kazimierz Dejmek postanowił zagrać va banque. 5 stycznia 1968 roku, nadal nie do końca trzeźwy po hucznych imieninach dwóch Mietków (Kalenika i Mileckiego), nieoczekiwanie wszedł na scenę w kożuchu i cylindrem w dłoni podczas fragmentu spektaklu z udziałem Zdzisława Mrożewskiego i Henryka Wizelina. "Proszę chwileczkę zaczekać, najpierw muszę załatwić sprawę z tym panem" - powiedział Mrożewski do swego partnera, nie tracąc zimnej krwi. "Ze mną już nic pan załatwiać nie będzie" - odpowiedział mu Dejmek i zszedł ze sceny. "Zdejmą mnie, ale nie mają za co, więc ja im dam pretekst" - tłumaczył za kulisami Janowi Kobuszewskiemu. Następnego dnia sam wymierzył sobie karę, wpłacając na fundusz Rady Zakładowej 1000 złotych. Jego rezygnacja nie została przyjęta.
Po dziewiątym przedstawieniu władze podjęły decyzję o zdjęciu spektaklu z afisza. Wieść o tym rozniosła się po Warszawie. Po ostatnim, 11. przedstawieniu (30 stycznia 1968 roku) grupa młodzieży, wśród nich studenci szkoły teatralnej Andrzej Seweryn i Ryszard Peryt, w strugach deszczu ruszyła w stronę pomnika Adama Mickiewicza z przygotowanymi wcześniej transparentami o treści: "Żądamy przywrócenia 'Dziadów'" i "Wolność bez cenzury". Interweniowała milicja. Seweryn tę noc spędził w areszcie.
Zdjęcie z afisza "Dziadów" było jednym z powodów protestów studenckich 8 marca 1968 roku. Niewiele osób wie, że w kwietniu 1968 roku odbyły się jeszcze trzy "zamknięte" pokazy zakazanych"Dziadów" dla aktywu warszawskich zakładów pracy i działaczy partyjnych. Na portierni siedzieli cywilni funkcjonariusze z bronią. Mieli imienną listę, kogo wolno im wpuścić. Jedna z aktorek, której nazwisko pominięto na liście, bezskutecznie próbowała przekonać esbeków, że gra w tym spektaklu. "Nawykli do żywych, niekończących się reakcji, zostaliśmy uderzeni kompletną ciszą widowni" - wspominał te spektakle Gustaw Holoubek.
Latem 1968 roku Kazimierz Dejmek stracił stanowisko. Jego następcą został Adam Hanuszkiewicz, czego Dejmek nigdy mu nie wybaczył. Nie przyjął jego propozycji pozostania w teatrze jako reżyser. Do końca życia panowie nie zamienili ani słowa. Zespół Teatru Narodowego szybko się rozsypał. Gustaw Holoubek, który swoją rolą wywołał całą lawinę, odszedł do Teatru Dramatycznego. Pracowała tam młodziutka aktorka, Magdalena Zawadzka. Na początku lat 70. została jego trzecią żoną. Po latach, wspominając "Dziady", Kazimierz Dejmek żałował tylko jednego: że przed przedostatnim przedstawieniem nie wyszedł na scenę i nie powiedział, co myśli o władzy ludowej.
TP
(autor korzystał z książki Janusza Majcherka i Tomasza Mościckiego: "Kryptonim 'Dziady'")