Gustaw Holoubek: Genialny aktor, skromny człowiek
We wtorek, 6 marca, mija 10 lat od śmierci legendy polskiego kina i teatru oraz cenionego pedagoga. Prywatnie Gustaw Holoubek imponował dystansem do siebie, wielkim poczuciem humoru i pogodą ducha.
Kuba z "Pętli", Kenig z "Prawa i pięści", doktor Gotard z "Sanatorium pod Klepsydrą" czy Gustaw-Konrad ze słynnej, historycznej inscenizacji "Dziadów" (1968) w reżyserii Kazimierza Dejmka - wyliczać można by długo. Gustaw Holoubek to bowiem obok Tadeusza Łomnickiego jeden z symboli wielkiego polskiego kina i teatru.
Zagrał w ponad 100 spektaklach Teatru Telewizji i 50 filmach. A jednocześnie był skromnym człowiekiem, który miał świetny kontakt zarówno z kolegami po fachu, jak i pracownikami technicznymi z filmowego planu. Nikogo nie wyróżniał i nie oceniał ludzi powierzchownie.
Miał dystans do siebie i potrafił żartować, np. ze swojego wyglądu. Jedną z często opowiadanych przez niego anegdot była historia o tym, jak w latach 50. potraktował go pewien fryzjer z Warszawy. Po dwóch godzinach oczekiwania mistrz nożyczek krytycznym okiem omiótł aktora, zapytał, kto go strzygł, a gdy usłyszał, że fryzjer z Krakowa, powiedział: "Tak jest! Z tą głową nie da się nic zrobić".
Ze swoją trzecią żoną Magdaleną Zawadzką Gustaw Holoubek stworzył jeden z najwspanialszych duetów w filmowym środowisku.
Doskonale się uzupełniali. Ona dbała m.in. o to, by z roztargnienia nie włożył butów nie do pary i zajmowała się planowaniem np. wakacyjnych wyjazdów, bo aktor jak ognia unikał ustalania czegokolwiek kilka miesięcy naprzód. Z kolei on zarażał ją sportową pasją. W życiu miał bowiem dwa nałogi: sport i papierosy. Był zagorzałym kibicem boksu, piłki nożnej i lekkoatletyki.
Magdalena Zawadzka w książce "Gustaw i ja" podkreśla, że nawet podczas pobytu w Sztokholmie codziennie kupował gazetę "Svenska Dagbladet". Twierdził, że stronę poświęconą sportowi zrozumie w każdym języku. A palaczem był namiętnym. To m.in. łączyło go z jednym z jego największych przyjaciół, Tadeuszem Konwickim.
O wielkiej przyjaźni obu panów w 2007 roku syn aktora, operator Jan Holoubek nakręcił film dokumentalny "Światło i cień" - emisja 6 marca w TVP Kultura.
Gustaw Holoubek mawiał: "Tylko wtedy można dobrze grać na scenie czy w filmie, jeżeli się w życiu nie gra".
Sam był "chodzącym dowodem" na to, że to najprawdziwsza prawda. Kreował genialne role, o których marzy każdy aktor, a jednocześnie prywatnie nie gwiazdorzył, nie kaprysił, był życzliwy wobec innych. Po prostu był sobą.
Zmarł w 2008 roku w wieku niespełna 85 lat.
W wydanej nakładem wydawnictwa Marginesy autobiografii Gustawa Holoubka "Wspomnienia z niepamięci" można znaleźć takie słowa aktora:
"Są tacy ludzie, którzy na przykład wykupują miejsca na cmentarzach... Pomniki sobie szykują już z napisami... Celebrują. Dla mnie to jest nie do pojęcia. Ja po prostu nie wierzę w śmierć, nie wierzę. To jest strasznie głupie, co mówię, ale to jest wynikiem po pierwsze mojego lęku przed śmiercią, a po drugie pewnego takiego domniemania, czy ja wiem, jak to nazwać, jakiegoś przeczucia, poczucia, że nikt nigdy jeszcze nie umarł. Wszyscy, którzy odeszli, cały krąg moich przyjaciół, znajomych, ludzi, których kochałem, z którymi obcowałem bez przerwy, łącznie z moimi rodzicami, którzy odeszli, nie umarli. Oni wszyscy nie umarli, w dalszym ciągu żyją w mojej wyobraźni...".