Reklama

Gra rzecznika prasowego Watykanu

Jerzy Stuhr przyjechał do Warszawy, by zagrać z Krystyną Jandą w jej teatrze. Ale już 15 kwietnia odbędzie się premiera filmu "Habemus Papam", w którym aktor zagrał rolę rzecznika Watykanu. - Ten film mogli zrobić tylko Włosi - zapewnia Stuhr.

15 kwietnia we Włoszech jest premiera filmu "Habemus Papam", w którym zagrał pan jedną z głównych ról.

- Spędziłem pół roku w Rzymie, kręcąc ten film. To jest bardzo ważny obraz. Już w czasie zdjęć cała ekipa miała poczucie, że robi film, który zabierze głos w poważnej dyskusji, na temat kondycji Kościoła katolickiego na świecie. Bardzo się cieszę, że mogłem pracować przy tym filmie, że mój głos przyczynia się do tej dyskusji.

- Ten film mogli zrobić tylko Włosi, którzy mają tradycje i żyją w symbiozie z Watykanem przez wieki. Oni mają największe prawo zabrać głos w tej sprawie. Ten film odbywa się w pięknym entourage'u Rzymu, Watykanu. Michel Piccoli wspaniale gra papieża, oczywiście wykreowanego. Nie ma tu odniesień do żadnego ze znanych nam papieży. No i bardzo się cieszę z mojej roli, która jest bardzo ważna w tym filmie. Poza tym spełniło się moje marzenie. Nie miałem nawet agenta na zachodzie, ponieważ nie chciałem brać udziału w komercyjnych produkcjach ani w Polsce, ani za granicą. A tutaj ta postać została napisana specjalnie dla mnie. Włożyłem bardzo dużo pracy w tę rolę. Gram rzecznika prasowego Watykanu. To może być cudzoziemiec, ponieważ często tak bywa w Watykanie, że wszyscy mówią po włosku, a Włochami nie są. Natomiast jeżeli kogoś się wybiera na rzecznika prasowego Watykanu, to on musi mówić po włosku perfekcyjnie. Ten człowiek w każdej chwili musi poradzić sobie z plejadą dziennikarzy. Papież może mówić z obcym akcentem, a rzecznik już nie...

Reklama

- Film zwieńcza także moją przyjaźń z Nannim Morettim, z którym znam się już dość długo. To jego filmy były inspiracją dla mnie, do tego, by zacząć robić własne. Potem pomógł mi wypromować moje "Historie miłosne" i był ich dystrybutorem. Zagrałem także u niego w filmie o Berlusconim "Kajman". Dla Włochów to był bardzo ważny film. Niestety, nie będzie mnie na premierze "Habemus Papam", ale mam nadzieję, że przy okazji innych pokazów się pojawię.

Tego dnia będzie pan grał z Krystyną Jandą na deskach jej teatru w "32 omdleniach", które są połączeniem trzech nowel Czechowa.

- Za moich studenckich czasów repertuar, który tu gramy, był obowiązkowy. Wszyscy musieliśmy przejść przez "Oświadczyny" i można powiedzieć, że swoją karierę zaczynałem i kończę "Oświadczynami" i "Niedźwiedziem". Więc jeżeli będą to oglądać aktorzy, to przypomną się im zmagania z czasów szkolnych.

27 marca obchodzono 50. Międzynarodowy Dzień Teatru. Mamy się z czego cieszyć, ponieważ publiczność wróciła do teatru.

- Bardzo optymistycznym znakiem jest to, że ludziom opłaca się otwierać prywatne teatry. To znaczy, że jest zapotrzebowanie na tę sztukę. Cudowne w teatrze jest to, że on nigdy nie umrze. Zawsze znajdzie się grupa ludzi, która będzie chciała się spotkać z ludźmi teatru i wspólnie uwierzyć w fikcję. Nawet w dzisiejszym stechnokratyzowanym, ogołoconym z poezji świecie. Znajduje się raz mniejsza, raz większa grupa ludzi, która mówi do nas: pokażcie nam losy ludzkie, a my w to na chwilę uwierzymy. To jest piękne. Teatr może się kurczyć, ale będzie zawsze...

Rozmawiała: Dominika Gwit (PAP Life)

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Stuhr | film | granie | Watykan | Habemus papam
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy