"Godzilla", która nigdy nie powstała. Co nas ominęło?
Zanim powstała "Godzilla" z 1994 roku w reżyserii Rolanda Emmericha, była szansa na całkowicie inne podejście do amerykańskiej wersji kultowego potwora. Kto miał stanąć za tą produkcją i co się z nią stało?
Ostatnie lata są wyjątkowo obfite dla Godzilli i możemy oglądać naprawdę wiele ciekawych produkcji, w których pierwsze skrzypce odgrywają ogromne potwory siejące grozę. Zaczynając od serialu Apple TV "Monarch: Dziedzictwo potworów", przez przyszłoroczny film "Godzilla i Kong: Nowe Imperium", a kończąc na świetnie ocenianym japońskim filmie: "Godzilla Minus One", fani naprawdę nie mogą narzekać na niedobór produkcji.
Ale zanim nastały dobre czasy, musiało minąć odpowiednio wiele lat od pewnej filmowej porażki, która mogłaby się nie wydarzyć. W 1998 roku za "Godzillę" postanowił wziąć się Roland Emmerich, który dość brutalnie odarł postać potwora ze wszystkiego, co kochali fani. Niepowodzenie tej produkcji skutecznie odstraszyło kolejnych amerykańskich producentów od tworzenia filmów o Godzilli.
W pewnym momencie kinowej przygody japońskiego potwora powstawał film, który potencjalnie mógł być lepszy. Za reżyserię odpowiadał Jan de Bont i chciał stworzyć film dużo bliższy duchem oryginalnym produkcjom, choć miało nie być się bez pewnych zmian, które mogły wywołać kontrowersje. Jedną z nich miało być pokazanie innej genezy Godzilli. Ale warto zadać sobie pytanie, czy film, który nie powstał, mógłby być lepszy od tego z 1998?
W październiku 1992 roku firma TriStar Pictures ogłosiła, że zabezpieczyła prawa do stworzenia amerykańskiej wersji Godzilli. Nalegano, by film nie porzucił polityczno-społecznego podtekstu oryginału. Do reżyserii zatrudniono Jana de Bonta, który był autorem zdjęć do "Szklanej pułapki", a później wyreżyserował "Speed" z Keanu Reevesem w roli głównej. Firma TriStar uznała, że trafiła w dziesiątkę, a sam de Bont był entuzjastycznie nastawiony do projektu.
Firma miała wydać naprawdę dużo na nowatorskie efekty wizualne, które miały powołać do życia bestię, jakiej jeszcze nie widziano. Powstały nawet rzeźby, stworzone przez Stana Winsona ("Park Jurajski", "Predator"), ukazujące Godzillę i inne potwory, z którymi miała zmierzyć się japoński gigant.
Co ciekawe, te potwory nie miały być kalką z poprzednich filmów, lecz powstały nowe, które jednocześnie zmieniały genezę samej Godzilli. W tej wersji wielka jaszczurka miała pochodzić z Atlantydy, a jej przeciwnikiem byłby m.in. Gryf. Interesujące jest też to, że pomysł ten powrócił wiele lat później w filmie "Godzilla: Król potworów".
Plany były ambitne, ale wydaje się, że aż za bardzo. W 1994 roku projekt upadł ze względu na koszty. W 2020 roku de Bont wspominał, nie bez ironii, że jego pomysł został odrzucony z powodu planowanych 100 milionów dolarów budżetu, a film Emmricha, który powstał w 1998 roku, mocno przekroczył tę kwotę.
Nie bez znaczenia jest też kierunek, w którym chciał podążyć Jan de Bont. W swoim filmie chciał pokazać Godzillę walczącą z innymi potworami, im oddać centralne miejsce w filmie, a aktorzy mieli być zaledwie dodatkiem. Jest to całkowicie odmienna koncepcja do tego, co było popularne w kinie lat 80. i 90., które stawiało na pokazywanie bohaterów w trudnej sytuacji, by musieli jakoś się wykazać.
Jan de Bont nieco wyprzedził swoje czasy, bo obecnie większość filmów MonsterVerse wybiera drogę, w której liczą się w głównej mierze potwory. Pozostało nam wyobrażać sobie, jak wyglądałby film de Bonta i cieszyć nowymi produkcjami.