Głąbczyńska-Komorowska: Polka w Kanadzie
Liliana Głąbczyńska-Komorowska od wielu lat mieszka w USA. Mimo burzliwego życia za granicą, grania u boku hollywoodzkich sław, polskość jest dla niej najważniejsza
Dlaczego wyjechała pani z Polski?
Liliana Głąbczyńska-Komorowska: - Stan wojenny, upadek Solidarności i wszystkich nadziei z nią związanymi spowodował, nie tylko u mnie, przygnębienie i poczucie, że w tym kraju i w tym systemie nic się nie da zrobić. Prawie wszyscy aktorzy odbierali to tak samo. Byłam wtedy bardzo młoda, kariera stała przede mną otworem, a w kraju był bojkot artystów, godzina policyjna i czołgi na ulicach. Zapragnęłam znaleźć się z dala od komuny i zawalczyć o karierę międzynarodową.
Gdyby nie stan wojenny byłaby pani gwiazdą w Polsce?
- Miałam na to duże szanse. Tuż po szkole dostałam angaż w Teatrze Dramatycznym, dostawałam role w filmach, a debiut w Teatrze TV przyniósł mi nagrodę... Obecność w Nowym Jorku takich polskich sław, jak: Janusz Głowacki, Michał Urbaniak, Urszula Dudziak, Rafał Olbiński, Ryszard Horowitz, czy Agnieszka Holland dodawała mi wiary, że za granicą też można się wybić.
Jak znalazła się pani w Montrealu?
- Mieszkałam już kilka lat w Los Angeles, gdzie stale grałam w filmach i TV. Moje prywatne życie też się ułożyło, zostałam żoną kanadyjskiego reżysera, Christiana Dugay, urodziłam synka, byłam w ciąży z córeczką. 17 stycznia 1994 roku wybuchło trzęsienie ziemi. Oboje postanowiliśmy wyjechać z Los Angeles i przeprowadzić się do rodzinnego miasta męża, do Montrealu. Nadal grałam w filmach, a z czasem, po opanowaniu języka, zaczęli mnie angażować do francuskojęzycznych produkcji.
A pani zaczęła spotykać się z potomkami polskiej arystokracji w Kanadzie.
- W 2004 roku założyłam Fundację Liliany Komorowskiej dla Sztuki, która miała na celu propagowanie polskiej kultury. Dwa lata później zorganizowałam w prestiżowej galerii "Espace" wystawę "Dialog", prezentującą sztukę współczesnych polskich artystów montrealskich oraz obrazy artystów przedwojennych - Juliusza Kossaka, Józefa Mehoffera, Leopolda Horowitza. Płótna dawnych mistrzów, użyczyli na wystawę polscy ziemianie i arystokraci mieszkający w Rawdon, miasteczku leżącym 100 km od Montrealu. I tak poznałam przedstawicieli tej niegdyś znaczącej polskiej grupy społecznej. Opowiedzieli mi swoje losy, a ja wyprodukowałam film "Raj utracony, raj odzyskany", w reżyserii Beaty Gołembiowskiej i Katarzyny Lech, opowiadający o Rawdon, największym skupisku polskiej szlachty w obu Amerykach.
Potem spakowała pani jedną walizkę...
- Fundacja sfinansowała powstanie i wydanie książki-albumu "W jednej walizce", autorstwa Beaty Gołembiowskiej, opowiadającej o losach osiemnastu polskich arystokratów pochodzących z tak znanych rodów jak Czartoryscy, Czetwertyńscy, Potoccy, Platerowie, Zamoyscy, Tyszkiewicze, Komorowscy, Tarnowscy... Wszyscy oni wyjeżdżając z kraju nie mogli zabrać nic z utraconej świetności. Przemycili jedynie drobne pamiątki, mieszczące się w symbolicznej jednej walizce.
A czy pani zamiar osiedlić się kiedyś w Polsce na stałe?
- Polskę odwiedzam tak często, że niemalże nie czuję się emigrantką. Tutaj mam wielu przyjaciół, rodzinę i myślę, że uda mi się zorganizować życie prywatne i zawodowe podobnie jak w Kanadzie.
- - - - - - - - - - - - - - - -
Liliana Głąbczyńska-Komorowska - polska aktorka, absolwentka warszawskiej PWST, od ponad dwudziestu lat mieszka w Ameryce Północnej. Karierę rozpoczęła w warszawskim Teatrze Dramatycznym u boku Gustawa Holoubka, Zbigniewa Zapasiewicza i Piotra Fronczewskiego. Przed wyjazdem z Polski zagrała wiele ról teatralnych, telewizyjnych i filmowych u znanych reżyserów, m.in. w "Austerii" Jerzego Kawalerowicza. Wcieliła się w postać Abigail w spektaklu Teatru Telewizji "Czarownice z Salem". W USA i w Kanadzie wystąpiła m.in. u boku Donalda Sutherlanda, Aidana Quinna i Wesleya Snipesa. Ma 55 lat.