Geena Davis walczy o prawa kobiet
63-letnia Geena Davis nigdy nie czuła się tak młoda. Honorowy Oscar za pracę na rzecz równouprawnienia kobiet, który aktorka odebrała 27 października 2019 roku w Hollywood, utwierdził ją w przekonaniu, że może zmienić świat.
Złośliwi twierdzą, że jej kariera dobiegła końca. Wytykają Geenie Davis brak ról i energii, by o nie zabiegać. Niektórzy twierdzą, że sama jest sobie winna: ma "trudny" charakter, na planie nie potrafi "ułożyć się" z ekipą i zraża do siebie kolegów. Wskazują też na to, że jest czterokrotną rozwódką. Ponoć przed rozstaniem z ostatnim mężem, dr. Rezą Jarrahy, wmawiała mu, jakoby nigdy nie wzięli ślubu!
Czy jednak pomówienia wystarczą, by twierdzić, że Davis nic już nie znaczy?
- Bzdura! Po prostu wyznaczyła sobie inne cele. Działa na rzecz równych praw kobiet - mówi jej serdeczna przyjaciółka Susan Sarandon (razem zagrały w filmie "Thelma i Louise").
Uważa wręcz, że plotki rozsiewają mężczyźni, których uwiera jej aktywność. A że Davis właśnie otrzymała honorowego Oscara, nieprzychylnym jej ludziom zrzedły miny. Chodzi o nagrodę za działalność humanitarną im. Jeana Hersholta, przyznawaną przez Amerykańską Akademię Filmową od 1956 roku obok zwykłych statuetek. Geena odebrała ją 27 października w Hollywood, nie kryjąc dumy. - Motywuje mnie do działania - wyznała.
Przyznaje, że jako dziecko marzyła o sławie. Miała kompleksy - za duże stopy, zbyt wysoki wzrost i masę powodów do użalania się nad sobą. Śpiewała w kościelnym chórze i słuchała mamy, która kazała jej być grzeczną, szarą myszką. Początkowo nie zdawała sobie sprawy z tego, że posiada nieprzeciętnie wysoki iloraz inteligencji. Swoją wartość oceniała po tym, czy podoba się innym.
Skończyła studia na uniwersytecie w Bostonie, a w 1977 roku zaczęła dorosłe życie w Nowym Jorku. Jak wiele innych dziewczyn z prowincji, pracowała dorywczo jako kelnerka, modelka i "manekin", przesiadujący w oknie wystawowym. Podobno jeden z producentów przeglądał katalog damskiej bielizny, gdzie wypatrzył jej zdjęcie. Wtedy Geena trafiła do filmu.
- Dostałam rolę za ładne majtki i zgrabną pupę. A tak nie powinno być - wspomina.
Jej wiarę w siebie podniósł sukces filmów "Tootsie" (1982), "Mucha" (1986), "Przypadkowy turysta" (1988) oraz "Thelma i Louise" (1991). Stała się gwiazdą. Miała odwagę odrzucić rolę nimfomanki w "Nagim instynkcie", którego scenariusz uznała za seksistowski. Wolała wystąpić w "Ich własnej lidze" (1992). W głębi ducha czuła jednak, że gdyby przytyła, zbrzydła albo się zestarzała, jej dobra passa dobiegłaby końca.
- Miałam milion kompleksów i obsesję na punkcie wyglądu. Nie umiałam bronić się przed molestowaniem. Właśnie to sprawiło, że zapragnęłam pomagać kobietom. Wkurzało mnie, jak wiele z nich tkwi w pułapce, w której i ja się znajdowałam. Wierzą, że muszą być pożądane, a ze względu na płeć zasługują na gorsze zarobki oraz mniej fajnych ról niż faceci. Uznałam, że czas to zmienić - wyznała.
Tak oto zahukana Geena stała się kimś, kto odważnie patrzy w oczy rozmówcy. Jako 41-latka zaczęła trenować łucznictwo. Postawiła się kilku reżyserom.
W 2004 roku założyła Geena Davis Institute on Gender in Media, dbający o równy status kobiet w branży filmowej. A w 2015 roku zainaugurowała Bentonville Film Festival, który nazwała festiwalem równych szans. Znowu też zaczęła grać.
- Obraz "Thelma i Louise" uświadomił mi, jak rzadko kobiety wychodzą z kina z uczuciem wzmocnienia przez bohaterki. Zaczęłam badać, jak jesteśmy pokazywane. Chcę, by było więcej fajnych żeńskich postaci, by kino nas inspirowało i dawało siłę do stawania się szczęśliwymi, wolnymi osobami, które nie dadzą się poniżać, wykorzystywać ani obrażać - mówiła, odbierając honorowego Oscara.
Maciej Misiorny