Reklama

Gdańska premiera "Strajku"

Premiera filmu Volkera Schloendorfa "Strajk" odbyła się w poniedziałek, 19 lutego, w gdańskim kinie Neptun. Wśród uczestników pokazu był m.in. były prezydent, przywódca sierpniowego strajku w Stoczni Gdańskiej Lech Wałęsa.

"Strajk" jest inspirowany biografią działaczki "Solidarności" Anny Walentynowicz. Opowiada m.in. o wydarzeniach sierpnia 1980 roku w Stoczni Gdańskiej. "Strajk - bohaterka z Gdańska" jest wspólną produkcją Polski i Niemiec. Wystąpili w nim m.in. polscy aktorzy - Wojciech Pszoniak, Andrzej Chyra i Andrzej Grabowski.

We wtorek, 20 lutego, film zaprezentowany zostanie w Warszawie.

"Reżyserowi udało się dość daleko pokazać prawdę o tamtych czasach, o tamtych ludziach. Źle się stało, że pan reżyser nie porozmawiał jeszcze z kilkoma ludźmi, świadkami tamtych zdarzeń. Gdybyśmy dołożyli jeszcze trochę prawdy do tak ładnie pokazanego scenariusza, to byłoby piękne" -powiedział po projekcji Lech Wałęsa.

Reklama

Zdaniem byłego prezydenta film jest zrobiony w taki sposób, że zrozumie go zarówno publiczność w Polsce, Europie Środkowej, jak i na Zachodzie. Według Lecha Wałęsy obraz pokazuje "spontaniczne, proste zachowania".

Były prezydent dodał, że film w pełni nie odzwierciedlił strategii, którą w 1980 roku kierowali się strajkujący. "Właściwie ten film dobrze odzwierciedla sprawy, ale do roku 70." - podkreślił Wałęsa.

Zdjęcia do "Strajku" kręcono jesienią 2005 roku, w większości na terenie Stoczni Gdańskiej. Główną bohaterką filmu jest Agnieszka Kowalska, dla której pierwowzór stanowiła postać Walentynowicz. Agnieszkę zagrała pochodząca z Berlina wschodniego Katharina Thalbach, znana z innego głośnego filmu Schloendorffa, "Blaszany bębenek" (1979).

Anna Walentynowicz pracowała w Stoczni Gdańskiej jako spawacz i operator urządzeń dźwigowych. 9 sierpnia 1980 roku została bezprawnie zwolniona z pracy, 5 miesięcy przed przejściem na emeryturę. Jej zwolnienie przyczyniło się do rozpoczęcia strajku w stoczni 14 sierpnia 1980, który doprowadził do powstania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Solidarność". Walentynowicz została członkinią Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej.

Po obejrzeniu filmu Schloendorffa na specjalnym pokazie w sierpniu ubiegłego roku, Walentynowicz miała do niego wiele zastrzeżeń. Powiedziała, że dzieło niemieckiego twórcy nie podoba się jej, ponieważ "przeinacza historyczne fakty".

Tuż po sierpniowej projekcji Walentynowicz podkreśliła, że film zawiera niewielki procent jej biografii, a "wiele rzeczy zostało zmyślonych" jak np. ta, że jej syn służył w ZOMO. "To jest oburzające" - mówiła legendarna działaczka związku.

"Źle się odbiera taki film o sobie. Gdybym miała na to wpływ, nigdy nie uczestniczyłabym w tym filmie ze względów osobistych i historycznych" - podkreśliła Walentynowicz.

Jako przykład fałszowania wydarzeń ze strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku wymieniła m.in. scenę pobicia przez robotników sekretarza partii oraz pijaństwo stoczniowców.

Walentynowicz sprzeciwiała się produkcji niemieckiego reżysera, twierdząc, że nowe dzieło Schloendorffa "plugawi" nie tylko ją, lecz także "cały ruch Solidarności". Legendarna działaczka związku groziła nawet pozwem sądowym z żądaniem wstrzymania kręcenia filmu; ostatecznie jednak odstąpiła od tego zamiaru.

Lech Wałęsa, na pytanie, czy jego zdaniem Anna Walentynowicz miała słuszne pretensje do twórców filmu, odpowiedział: "Nie". Tłumaczył, że pretensje te byłyby uzasadnione, gdyby film Schloendorfa był historyczny. A według Wałęsy taki do końca nie jest.

"Parę rzeczy na pewno było trochę inaczej" - ocenił. "Natomiast to nie jest historyczny film. To jest film o zachowaniach pewnego pokolenia" - podkreślił były prezydent.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama