Reklama

Gaspar Noe ujawnił, że był bliski śmierci

Słynny reżyser Gaspar Noe niedawno zaniepokoił fanów, publikując na Instagramie zdjęcie ze szpitala, które opatrzył podpisem: "Udar krwotoczny mózgu". Noe w najnowszym wywiadzie wyjaśnił, że fotografia została wykonana półtora roku temu, gdy na skutek owego udaru omal nie umarł. Doświadczenie to sprawiło, że rzucił narkotyki i papierosy. A wkrótce potem nakręcił kameralny dramat "Vortex", który miał właśnie premierę na festiwalu filmowym w Cannes.

Słynny reżyser Gaspar Noe niedawno zaniepokoił fanów, publikując na Instagramie zdjęcie ze szpitala, które opatrzył podpisem: "Udar krwotoczny mózgu". Noe w najnowszym wywiadzie wyjaśnił, że fotografia została wykonana półtora roku temu, gdy na skutek owego udaru omal nie umarł. Doświadczenie to sprawiło, że rzucił narkotyki i papierosy. A wkrótce potem nakręcił kameralny dramat "Vortex", który miał właśnie premierę na festiwalu filmowym w Cannes.
Gaspar Noe / Pascal Le Segretain /Getty Images

Tego samego dnia, gdy w Cannes premierę miał najnowszy film w reżyserii Gaspara Noe, znany filmowiec opublikował na Instagramie fotografię, która mocno zaniepokoiła jego fanów. "Udar krwotoczny mózgu - Dzień 11 - Życie staje się lepsze" - napisał twórca "Climax" pod zdjęciem, na którym leży na szpitalnym łóżku i jest podłączony do respiratora. Odbiorcy wyrazili w komentarzach lęk o życie reżysera i życzyli mu rychłego powrotu do zdrowia. "Wszechświat wciąż potrzebuje twoich filmów" - napisał jeden z użytkowników serwisu.

Reklama

Szybko okazało się, że zdjęcie zamieszczone na Instagramie przez filmowca zostało wykonane półtora roku temu. Wówczas, tuż przed wybuchem pandemii, Noe doznał wylewu krwi do mózgu. "Półtora roku temu miałem udar krwotoczny mózgu i prawie umarłem. Wydarzył się cud, bo przeżyłem, a mój mózg nie został uszkodzony. Dwa miesiące po moim wyjściu ze szpitala wybuchła pandemia i wszędzie rozpoczęła się izolacja. Przez pół roku siedziałem w domu i oglądałem filmy Mizoguchiego. Każdego dnia oglądałem jedno lub dwa japońskie arcydzieła. To był chyba najspokojniejszy czas w moim życiu" - wyznał Noe w rozmowie z portalem "IndieWire".

Jak sam przyznaje, doświadczenie to spowodowało, że w większym stopniu zdał sobie sprawę z własnej śmiertelności, co skłoniło go do radykalnej zmiany stylu życia. "Mogłem zostać tak po prostu wymazany z tego świata, ale dostałem drugą szansę. Po czymś takim na pewnych rzeczach nagle przestaje ci zależeć. Od tamtej pory ani razu nie zażyłem narkotyków i natychmiast rzuciłem palenie. Przestałem nawet dodawać sól do jedzenia. Dzięki udarowi dotarło do mnie, że kiedyś umrę, że to wszystko się kiedyś skończy" - wyznał reżyser.

Słynący z przesyconych erotyzmem, psychodelicznych obrazów twórca na początku tego roku nakręcił film mocno odbiegający od swoich dotychczasowych dzieł. Kameralny dramat "Vortex", który kilka dni temu zaskoczył canneńską publiczność, opowiada o ostatnich dniach życia pewnej starzejącej się pary. Dla uznawanego za jednego z największych prowokatorów światowego kina reżysera jest to najbardziej osobisty film w karierze.

"Ta historia jest dla mnie bardzo ważna. Mój ojciec, który ma 88 lat, jest wciąż niesamowicie aktywny. Maluje, pisze, rok temu zachorował na COVID-19 i wyszedł z tego cało. Moja matka natomiast osiem lat temu zaczęła tracić rozum na skutek choroby i później zmarła. Kiedy ludzie zaczynają rozumieć, że ich rodzice mają Alzheimera, myślą, że muszą nieść ten krzyż i nie chcą tego rozgłaszać. To bardzo dziwne. Robiąc ten film odkryłem, że wiele osób codziennie troszczy się o swoich rodziców i nigdy o tym nie mówi. To była część mojego życia, życia mojego ojca, gdy opiekował się matką. Mówienie o tym jest bardzo oczyszczające. Chciałem zadedykować ten film wszystkim osobom, które tracą rozum zanim stracą serca" - zaznaczył Noe.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Gaspar Noé | Vortex
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy