Filmowe podsumowania. Polskie kino w 2024 roku? Nietypowy ranking

Łukasz Simlat, Agnieszka Dylęba-Kasza i Andrzej Seweryn w filmie "Sezony" /Natalia Łączyńska /materiały prasowe

Koniec roku. Kolejne redakcje i portale proszą mnie o podanie listy tegorocznych olśnień i zachwytów. Lubimy takie gry i zabawy (dziecięce). Zazwyczaj jednak typujemy laureatów w najprostszym wydaniu: najlepszy film, najlepszy reżyser, ewentualnie pierwszoplanowe role. Chciałbym trochę zmącić ten porządek. Każdy element filmu pracuje przecież na pozostałe, a praca w filmie jest kreacją zbiorową. Właśnie dlatego chciałbym zaproponować w tym roku alternatywną listę: zbaczając z najczęściej uczęszczanej trajektorii typów, dostrzec inne profesje, które w moim przekonaniu również decydowały o sukcesie konkretnego tytułu. Myślę o montażystach, scenografach, producentach, o rolach drugoplanowych i epizodycznych. Jednym słowem o tych, których nazwiska nie zmieszczą się w pozostałych podsumowaniach filmowego roku.

Inaczej niż z generalnym stanem polskiej kinematografii (nie było najlepiej), przygotowując ten ranking, zmagałem się z problemem nadmiaru. W każdej niemal kategorii miałem co najmniej dwie lub trzy kandydatury artystów zasługujących na wyróżnienie niemal w tym samym stopniu, co wymienieni przeze mnie.

Zdecydowałem się zatem na intuicyjny pierwszy błysk - złapanie światła, trochę mgławicowe, nieobarczone wielominutową dedukcją czy merytoryczną kwerendą. Pomyślałem, zapisałem i mam.

Oto moje alternatywne błyski polskiego kina!

Najlepsze role drugoplanowe:
Anna Nehrebecka
- Helena w "Ciszy nocnej" Bartosza M. Kowalskiego (z uwzględnieniem roli Babońki w serialu "Śleboda" Michała Gazdy i Bartosza Blaschke)
Małgorzata Hajewska-Krzysztofik - Karolina w "Rzeczach niezbędnych" Kamili Tarabury
Sebastian Dela - "Pipek" w "Innego końca nie będzie" Moniki Majorek

Reklama

Najlepsze role epizodyczne:
Tamara Arciuch
- dziekan w "Utracie równowagi" Korka Bojanowskiego
Olga Bołądź - Hanna Gucwińska w "Simonie Kossak" Adriana Panka

Casting:
Viola Borcuch
- "Innego końca nie będzie" Moniki Majorek, "Rzeczy niezbędne" Kamili Tarabury

Kostiumy:
Zofia Urszula Komasa
- "Wrooklyn Zoo" Krzysztofa Skoniecznego

Scenografia:
Jagna Dobesz
- "Dziewczyna z igłą" Magnusa von Horna 

Dekoracja wnętrz:
Kinga Babczyńska
- "Kulej. Dwie strony medalu" Xawerego Żuławskiego 

Charakteryzacja:
Renata Najberg
- "Sezony" Michała Grzybowskiego 

Montaż:
Rafał Listopad
- "Pociągi" Macieja J. Drygasa

Muzyka:
Stefan Wesołowski
- "Minghun" Jana P. Matuszyńskiego 

Dźwięk:
Joanna Napieralska
- "Pod szarym niebem" Mary Tamkovich

Producenci:
Mikołaj Lizut, Agnieszka Jastrzębska
- "Pod wulkanem" Damiana Kocura

Zdjęcia:
Wojciech Staroń
- "Wróbel" Tomasza Gąssowskiego

Scenariusz:
Maria Zbąska
- "To nie mój film" Marii Zbąskiej

2024 rok w polskim kinie należał do kobiet

W kategorii ról drugoplanowych (celowo zrezygnowałem z typowania ról głównych, a także reżyserii, czy wybierania filmu roku) panowała mocna konkurencja. W "Ciszy nocnej", nietypowym neohorrorze Bartosza M. Kowalskiego, zachwyciła mnie Anna Nehrebecka. Postać Heleny łącząca dawne role tej aktorki z jej o wiele szerszymi możliwościami. Panna wyszła z dworku, został jej uśmiech, "ten słynny uśmiech Nehrebeckiej", ale i zniecierpliwienie, trochę miłości i trochę złości. Jak w życiu. Natomiast prawdziwie wybitną kreację Nehrebecka stworzyła w serialu "Śleboda", i chociaż - z braku miejsca - w ogóle nie piszę o serialach, w tym przypadku niezauważenie Babońki w wykonaniu Nehrebeckiej, byłoby grzechem. Góralka, góralica z tajemnicą, z przeszłością, z tragizmem wypisanym na twarzy, zaklętym w ciele. Kreacja.

Małgorzata Hajewska-Krzysztofik to ekstraliga aktorstwa - teatralnego od zawsze, filmowego od bardzo dawna. Tylko nie ma w kinie szczęścia. Cóż z tego, że w "Kobiecie z..." jest wybitna, skoro film mierny. Na szczęście w "Rzeczach niezbędnych" dostała szansę na pełną postać. Skorzystała i zrobiła swoje. Jako matka Roksany (Katarzyna Warnke), niesie w sobie tajemnicę i pogardę. Przede wszystkim pogardę wobec siebie. Niepamięć o zbrodniach wobec dziecka jest pozornie łatwiejsza, ale łamie życie. I Hajewska pięknie to pokazała.

Nie ma co ukrywać, że zarówno na pierwszym, jak i na drugim planie, a także w epizodach, 2024 rok w polskim kinie należał do kobiet, do aktorek, dlatego tym bardziej warto zauważyć nieliczne udane drugoplanowe role męskie. W wartościowym debiutanckim filmie Moniki Majorek, "Innego końca nie będzie", kreację w roli neurotycznego "Pipka", brata bohaterki granej przez Maję Pankiewicz, stworzył Sebastian Dela, jeden z najzdolniejszych aktorów najmłodszego pokolenia (świetny także w dużej roli w "Błaznach" Gabrieli Muskały).

W kategorii ról epizodycznych wyrazu podziwu dla Tamary Arciuch - kilka scen w "Utracie równowagi" w roli dziekan Wydziału Aktorskiego, mierzącej się z narastającą spiralą przemocy podczas przygotowania do dyplomu, wystarczyło, żeby pokazać wiarygodny portret kobiety uwikłanej w procedury, ale usiłującej utrzymać status quo uczelni. Więcej materiału dostała Olga Bołądź w "Simonie Kossak". Przede wszystkim miała malowniczy pierwowzór - Hannę Gucwińską, ikonę PRL'owskiej telewizji, współautorkę programu "Z kamerą wśród zwierząt". Bołądź, w ładnym duecie z Dariuszem Chojnackim w roli pana Antoniego Gucwińskiego, delikatnie ironizując z bohaterki, nie wyśmiewa jej. Tak buduje się filmową postać.

W kategorii casting również konkurencja ogromna, ale po namyśle wybrałem Violę Borcuch. Zawdzięczamy jej znakomity wybór obsady do wspomnianego filmu Moniki Majorek, "Innego końca nie będzie", przemyślany od początku do końca (wreszcie duża rola Mai Pankiewicz, ale i znakomita Agata Kulesza) oraz do "Rzeczy niezbędnych" Kamili Tarabury.

Kostiumy - Zofia Urszula Komasa. W filmie "Wrooklyn Zoo" miała arcytrudne zadanie. Oldskul i nowoczesność, retro i futuryzm. Wizual dla skate'owców i odrębność społeczności romskiej z jej tożsamością, również w kolorze, w dress-codzie. Te odmienne światy nie tylko nie wchodzą w filmie w kolizję, ale wręcz zazębiają się.

Jeżeli chodzi o warstwę wizualną, w kategorii scenografii filmowej, w tym roku właściwie poza konkurencją była Jagna Dobesz, słusznie nagrodzona Europejską Nagrodą Filmową. W "Dziewczynie z igłą" Magnusa von Horna, Dobesz dokonuje cudu właściwie. Skandynawska ulica z lat dwudziestych, przy pełnej wierności detalu, staje się ulicą współczesną. Pigalakiem i Marszałkowską. Bo o tym mówi ten niezwykły film: przeszłość jest wmówieniem, problemy zarezerwowane dla przeszłości także. Wszystko, niestety, trwa.

W kategorii "dekoracja wnętrz" bezbłędna wydała mi się praca Kingi Babczyńskiej. W "Kuleju. Dwóch stronach medalu" w reżyserii Xawerego Żuławskiego, Babczyńskiej udało się dokonać mimikry niemożliwej. Rekonstrukcja świata z pocztówek, z gazetowych wycinków, z pamięci własnej. W dekoracji, w rekwizycie, wybrzmiewa jakby czas naprawdę stanął w miejscu, przysnął na chwilę.

Charakteryzacja: Renata Najberg"Sezony" Michała Grzybowskiego. To wcale nie było łatwe. Znamy określenie tak zwanego makijażu scenicznego. Jest przerysowany, zbyt mocny, ostentacyjny. Do teatru się nadaje, poza nim niekoniecznie. W filmie "Sezony", zderzającym pracę w teatrze z relacjami pozascenicznymi, opowiadającym o aktorach i o aktorstwie, Najberg udało się odnaleźć złoty środek. Ucharakteryzowane postaci sceniczne kontra cywile: a w ostatecznym  rozrachunku aktor w człowieku - bezbłędnie w charakteryzacji odnaleziony.

Jeśli chodzi o montaż, w tym roku zdecydowanie wyróżniam Rafała Listopada. Jego artystyczny wkład w sukces "Pociągów" Macieja J. Drygasa, jest gigantyczny. Listopad razem z Drygasem zestawili kilometry obejrzanych taśm filmowych, setki archiwaliów, w taki sposób, żeby ułożyły się w potoczystą opowieść o pociągach, czyli o historii podróży bez końca i bez początku. Podróży, która trwa. 

Stefan Wesołowski swoją pracą w "Minghunie" Jana P. Matuszyńskiego w moim przekonaniu trafia do pierwszej ligi kompozytorów muzyki filmowej. Ten ceniony za utwory autonomiczne kompozytor, znalazł idealny rytm dla metafizycznej opowieści Matuszyńskiego. Muzyka egzotyczna, a przecież bliska, znajoma, zrozumiana. Chodzi przecież o to, żeby odnaleźć właściwą melodię dla treści i to się w "Minghunie", dzięki pracy trójmiejskiego kompozytora, udało.

Doceniam również artystyczny wkład Joanny Napieralskiej, autorki dźwięku do przejmującego debiutu Mary Tamkovich"Pod szarym niebem". W tym kameralnym, wyciszonym filmie, ważny jest każdy szept - stłumiony krzyk skrzywdzonych i poniżonych Białorusinów niezgadzających się z tyranią Łukaszenki. I Napieralska ów szept i krzyk słyszy, rytmizuje idealnie. Fonsofera, dźwiękosfera jest w "Pod szarym niebem" muzyką.

W kategorii producenci roku (znowu konkurencja niemała) wyróżniam bez mała debiutantów w tej profesji - Mikołaja Lizuta i Agnieszkę Jastrzębską. Zaryzykowali, zaufali Damianowi Kocurowi. Dla mnie "Pod wulkanem" jest potwierdzeniem talentu reżysera, jego autonomii artystycznej. Kocur wielokrotnie podkreślał wkład i pomoc producentów w realizację jego marzenia. Oscara w tym roku (jeszcze!) nie będzie, ale film jest wspaniały. Nie pozwólcie sobie tego odebrać.

Zdjęcia, operatorzy, operatorki - tutaj znowu tłoczno, zawsze polskie kino stało operatorami i nic się pod tym względem nie zmienia. Zmagając się w tej kategorii z embarras de richesse (Dymek - "Dziewczyna z igłą", Marcin Koszałka - "Biała odwaga"), wybrałem Wojciecha Staronia. W  udanym "Wróblu" Tomasza Gąssowskiego, rozwija własną metodę. Dokumentalna wizja rzeczywistości fikcjonalnej pasuje idealnie do tytułu, którego patronami mogliby być Menzel, Hrabal czy Kondratiuk. Okruchy rzeczywistości, okruchy czułości, okruszki z pańskiego stołu. Staroń dostrzega detal i we "Wróblu" widać to najpełniej.

Najlepszy scenariusz: w tym roku dla mnie poza konkurencją Maria Zbąska i jej autorski, przenikliwy i po prostu udany concept album pod przewrotnym tytułem "To nie mój film". Autorski stempel nowego głosu w polskim kinie. Głosu wiedzącego o kim pisze, kogo portretuje i dlaczego. Wzorcowo wymyślony i przemyślany.

"To nie mój film": tak myśleliśmy smutno w tym roku często o rodzimym kinie. Przykłady wyróżnionych przeze mnie artystów wskazują, że "mój film" można było jednak znaleźć. Na antypodach, nie na pierwszym planie, jednak się udawało. Kto szukał, nie zabłądził.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Filmowe podsumowania 2024
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy