Reklama

Film akcji ery YouTube'a

"Bogowie ulicy" to produkcja, która ma wszystkie atuty, żeby zrewolucjonizować gatunek filmu policyjnego.

Krytycy zachwycili się nowatorskim sposobem prezentacji akcji, opartym na ujęciach pokazujących akcję z perspektywy bohaterów. Podkreślają jednak, że dynamika i wszystkie realizacyjne triki byłyby tylko gadżetami, gdyby nie talent i zaangażowanie obsady i twórców. Dzięki połączeniu tych czynników, "Bogowie ulicy" są pierwszym filmem akcji ery YouTube'a.

Główną rolę w filmie powierzono Jake'owi Gyllenhaalowi, znanemu szerszej publiczności przede wszystkim z roli Jacka Twista w oscarowej "Tajemnicy Brokeback Mountain". Najnowsza rola na pewno będzie zaskoczeniem, ponieważ Gyllenhaal zaprasza tu widzów do mrocznego świata twardych gliniarzy z Los Angeles.

Reklama

Aktor dostał do przeczytania scenariusz filmu od reżysera i praktycznie od razu potwierdził chęć udziału w produkcji. Oprócz głównej roli, Gyllenhaal wziął na swoje barki także rolę producenta wykonawczego "Bogów ulicy".

Partnerem Gyllenhaala został Michaela Pena, wschodząca gwiazda, jeden z nielicznych aktorów w historii Hollywood, którzy mogą się poszczycić występem w trzech oscarowych filmach z rzędu - "Miasto gniewu", "Za wszelką cenę" oraz "Babel".

Pena ma też na swoim koncie rolę policjanta w serialu "The Shield - świat glin", dzięki czemu miał ułatwiony start w świecie "Bogów ulicy".

Twórcy filmu znaleźli się w komfortowej sytuacji: na bardzo wstępnym etapie produkcji filmu mieli obsadzone dwie główne role. Aby nie tracić czasu, Gyllenhaal i Pema zostali wysłani do policji Los Angeles na pięciomiesięczne szkolenie, w ramach którego strzelali z ostrej amunicji, uczestniczyli w patrolach policji po niebezpiecznych dzielnicach, a nawet wzięli udział w zabezpieczaniu akcji gaszenia pożaru.

Prawie półroczne wchodzenie w świat ulicznych glin zaowocowało też prawdziwą przyjaźnią między Gyllenhaalem a Peną: chemia, którą prezentują na ekranie, jest przedłużeniem prawdziwej więzi, która wytworzyła się podczas ciężkiego treningu.

Przez cały czas prac nad filmem, obaj aktorzy prezentowali podziwu godne poświęcenie. Szczególnie Jake Gyllenhaal w oczach reszty obsady wyrastał na prawdziwego lidera, zawsze gotowego dać z siebie 150% swoich możliwości. To zaangażowanie nie wzięło się z przypadku: cała ekipa "Bogów ulicy" podkreślała, że był jeden zasadniczy czynnik, skłaniający ich do przekraczania swoich granic: reżyser i scenarzysta David Ayer i jego wyjątkowa wizja filmu policyjnego: filmu akcji zrealizowanego dla "pokolenia YouTube'a".

"Bogowie ulicy" łączą doświadczenie Gyllenhaala, świeżość Peni i realistyczną narrację Ayera. Wszystko to pokazane jest w nowatorski sposób: w większości są to kamery na maskach radiowozów, monitoring, śmigłowce policyjne, mini-kamery przyczepione do mundurów bohaterów a także... kamery, którymi gangsterzy uwieczniają dokonywane akty przemocy.

"Bogowie ulicy" są więc pierwszym filmem sensacyjnym, ukazanym w paradokumentalnej formie. Dzięki tej formie przekazu, którą David Ayer sprytnie "wbudował" w fabułę, można odnieść wrażenie nie tylko przyglądania się pracy policji, ale wręcz uczestnictwa w niej!


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bogowie ulicy | gatunek | Bogowie | filmy akcji | Bogowie ulicy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy