Faye Dunaway: Jeszcze was zaskoczę
W latach 60. i 70. XX wieku była jedną z największych gwiazd Hollywood. Faye Dunaway zachwycała talentem, urodą i - jak mawiali ówcześni krytycy - chłodnym seksapilem.
Pierwsze aktorskie szlify Faye Dunaway zdobywała na bostońskim uniwersytecie, gdzie studiowała na wydziale teatralnym.
Jej talent już wówczas został doceniony. W 1962 roku Faye Dunaway otrzymała stypendium i angaż w jednym z nowojorskich teatrów. Na dużym ekranie zadebiutowała w komedii "The Happening" (1967). Potem był "Szybki zmierzch", a dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Występ w kultowym "Bonnie i Clyde" - opowieści o parze bandytów-kochanków - sprawił, że o 26-letniej Faye usłyszał cały filmowy świat. Nominacja do Oscara przetarła jej drogę na szczyt. Pozycję gwiazdy ugruntowała jako Evelyn z "Chinatown". Co ciekawe, Roman Polański chciał zaangażować do tej roli Ali MacGraw lub Jane Fondę. Ponownie nominowana, upragnioną statuetkę zdobyła dopiero za "Sieć" (1976).
76-letnia dziś aktorka ma na koncie ponad setkę filmowych kreacji, trzy Złote Globy oraz dwie Złote Maliny za najgorsze role. Rzadko pojawia się na ekranie, za co wini obowiązujący w Fabryce Snów kult młodości.
- Hollywood dyskryminuje aktorki po 60. - mówi Dunawaye. - A ja mam energię i apetyt na nowe role!
By go zaspokoić, przyjmowała propozycje europejskich filmowców. Trafiła nawet do Polski. W 2009 r. zagrała w "Balladynie" Dariusza Zawiślaka. Ponoć kaprysy aktorki dały się ekipie mocno we znaki. - By powstała perła, konieczne jest tarcie ziarnka piasku zamkniętego w muszli - komentowała dyplomatycznie te doniesienia.
Po głośnej pomyłce na tegorocznej oscarowej gali [przez pomyłkę wręczono Oscara innemu twórcy, a potem na scenie przekazano statuetkę właściwej osobie - red.], jej nazwisko znowu było na ustach całego świata, ale nie o taki rozgłos przecież chodzi. - Zawodowo nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa - przekonuje aktorka. Jej najnowszym filmem jest horror "Bye Bye Man" (2017).
JBJ