Elżbieta Czyżewska: Bezczelny talent
W środę, 17 czerwca, mija dokładnie 10 lat od śmierci „polskiej Marilyn Monroe” - Elżbiety Czyżewskiej.
W latach 60. Elżbieta Czyżewska była jedną z najpopularniejszych polskich aktorek. Urodziła się w Warszawie 14 maja 1938 roku. Jej ojciec, Jan, zginął podczas II wojny światowej, matka, Jadwiga Gimpel, była z zawodu krawcową. Część dzieciństwa przyszła aktorka spędziła w domu dziecka w Konstancinie. Po ukończeniu warszawskiej PWST współpracowała z STS-em. W 1961 roku zadebiutowała w Teatrze Dramatycznym, z którym związała się na sześć lat. Po świetnie zagranej roli Marilyn Monroe w sztuce Artura Millera "Po upadku" często nazywano ją "polską Monroe". Później, ze względu na charyzmę i talent, porównywano ją do Zbigniewa Cybulskiego.
"W jej przypadku dokładnie sprawdzało się to, co kiedyś napisała o niej Osiecka. Bezczelny talent, wybitna inteligencja, nadzwyczajne rozumienie czasów, niepospolita osobowość" - tak Daniel Olbrychski wspominał aktorkę w książce "Elka".
W ciągu kilku następnych lat Czyżewska zagrała w około 30 filmach. Jej talent komediowy można było podziwiać m.in. w filmach Stanisława Barei "Mąż swojej żony", "Żona dla Australijczyka", "Małżeństwo z rozsądku", a także "Giuseppe w Warszawie" i "Gdzie jest generał...". Była także odtwórczynią wielu ról dramatycznych np. w filmach Wojciecha Jerzego Hasa "Rękopis znaleziony w Saragossie" i "Złoto", Kazimierza Kutza - "Milczenie", Aleksandra Forda - "Pierwszy dzień wolności" oraz w etiudach ówczesnego męża Jerzego Skolimowskiego.
W 1967 roku na przyjęciu zorganizowanym po premierze spektaklu "Po upadku" Elżbieta Czyżewska poznała korespondenta gazety "New York Times" Davida Halberstama. Ten znany amerykański dziennikarz, laureat nagrody Pulitzera za książkę o wojnie w Wietnamie, wkrótce poprosił ją o rękę. Ślub odbył się w dniu, kiedy aktorka została nagrodzona prestiżową Złotą Maską, przyznawaną za szczególne osiągnięcia artystyczne w dziedzinie sztuki teatralnej.
Po opublikowaniu przez Halberstama w 1967 roku artykułu krytykującego Władysława Gomułkę, ówczesne władze zażądały, aby dziennikarz opuścił Polskę. Halberstam i Czyżewska przenieśli się do Nowego Jorku. W USA nie udało się jej w pełni kontynuować kariery aktorskiej. Grała głównie role epizodyczne, a jej jedyna pierwszoplanowa kreacja w kinie amerykańskim to rola polskiej emigrantki, Haliny Nowak w dramacie "Niewłaściwe miejsce" Louisa Jansena (1989 r.). Czyżewska nigdy nie wróciła do Polski na stałe.
W USA nie udało się jej kontynuować kariery aktorskiej na miarę jej talentu. Mimo że bardzo dobrze opanowała język angielski, to jednak mówiła z akcentem, a to utrudniało angażowanie jej do sztuk i filmów anglojęzycznych. Grała jednak role epizodyczne w teatrach off Broadway i off off Broadway, a także w teatrach środowisk polonijnych. Kiedy jednak w roku 1974 Andrzej Wajda wystawił w USA w teatrze Yale Repertory Theatre "Biesy" Fiodora Dostojewskiego właśnie Elżbiecie Czyżewskiej powierzył rolę Marii Lebiadkin. "W obsadzie była tam młoda amerykańska aktorka, która podglądała Czyżewską, starając się ją naśladować" ("Gazeta Wyborcza").
Jej jedyną pierwszoplanową kreacją w kinie amerykańskim była rola polskiej emigrantki Haliny Nowak w dramacie "Niewłaściwe miejsce" Louisa Jansena (1989 r.). Ale do znaczących należały jej kreacje epizodyczne, np. rola więźniarki obozu, zeznającej na procesie swego oprawcy w "Pozytywce" Costy-Gavrasa (1989).
W 1990 roku otrzymała prestiżową nagrodę teatralną Obbie, przyznawaną przez nowojorski tygodnik "Village Voice" za rolę w spektaklu "Crowbar" w reżyserii Maca Wellmana. W 1999 r. Czyżewska wystąpiła w roli doktor Shapiro w popularnym serialu "Seks w wielkim mieście" w odcinku "Was it Good for You?".
- Bardzo ciężko jest określić, co z aktorki czyni gwiazdę, co musi mieć, żeby chciało się na nią patrzeć, tak jak na Czyżewską - mówił po śmierci aktorki dramaturg i pisarz Janusz Głowacki.
- W jej przypadku to był niesłychany wdzięk - coś nieuchwytnego w uśmiechu, spojrzeniu, grze. (...) Kiedyś w Polsce kręciło się więcej komedii niż teraz, dlatego Elżbieta Czyżewska zagrała więcej ról komicznych, ale jej talent miał olbrzymią skalę - potrafiła zagrać prawdziwie w czymś tragicznym i komicznym - ocenił Głowacki.
Jak dodał, talent Czyżewskiej został trochę zmarnowany, nie wykorzystany we właściwy sposób, kiedy aktorka wraz z mężem wyemigrowała z Polski do Nowego Jorku.
Już na emigracji, Głowacki obsadził Czyżewską w swojej sztuce "Polowanie na karaluchy", wystawianej na początku w Woodstock. - Grała tam samą siebie - sławną aktorkę z Polski, która nie może dostać roli w amerykańskim teatrze ze względu na swój niewłaściwy akcent. Robiła to kapitalnie. Kiedy pytała ze sceny publiczność: "czy ja rzeczywiście mam zły akcent?", cała sala ryczała ze śmiechu, bo mówiła to ze swoim prawdziwym akcentem, którego nie udało się jej pozbyć - wspominał Głowacki.
Po jakimś czasie spektakl został przeniesiony na nowojorską scenę, a reżyser przedstawienia Arthur Penn rolę graną w Woodstock przez Czyżewską powierzył Dianne Wiest, która właśnie dostała Oscara. - Elżbieta bardzo żałowała, mnie też było przykro, że zamiast niej wzięli inną amerykańską aktorkę. (...) Taka jednak była decyzja reżysera - mówił Głowacki.
Czyżewska chętnie pomagała pojawiającym się w Ameryce Polakom. Znana jest historia jej znajomości, a potem przyjaźni z aktorką Joanną Pacułą, którą Czyżewska się serdecznie zajęła po jej przybyciu do USA. Historia ta posłużyła za kanwę filmu Yurka Bogayewicza pt. "Anna" (1987). "W historii jej filmowej kariery do pewnego momentu jest coś urzekająco baśniowego. Później następuje dramatyczny zwrot, który niszczy ten wcześniejszy 'bajkowy' porządek" - napisał o Czyżewskiej Krzysztof Demidowicz ("Film" 2001).
Elżbieta Czyżewska zmarła 17 czerwca 2010 w Nowym Jorku, gdzie mieszkała od 1967 roku. Aktorkę pochowano w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach Wojskowych. Czyżewska pochowana została w obrządku katolickim, ale nad jej grobem judaistyczną modlitwę odmówił Konstanty Gebert. Zrobił to na prośbę rodziny zmarłej, której w pewnym okresie życia religia judaistyczna była bardzo bliska.
- Halina Mikołajska mówiła o Elżbiecie Czyżewskiej, że jest "samoswoja", wymyśliła takie słowo, bo oryginalność w tym wypadku to było za mało, żeby podkreślić odrębność Eli. Jej obecność na ekranach a także w opowieściach i anegdotach była zawsze ożywcza. Wprowadzała niebywale dużo życia, nie tylko do swoich postaci, ale też na co dzień emanowała życiem i witalnością. Miała dwie cechy, które wydawały mi się sprzeczne: była symbolem pokolenia, symbolem szaleństwa, radości i niepokoju, jednocześnie grając w filmach takich jak "Małżeństwo z rozsądku" czy "Żona dla Australijczyka", była kochana przez wszystkie pokolenia - powiedziała nad grobem Elżbiety Czyżewskiej Joanna Szczepkowska, prezes Związku Artystów Scen Polskich.
- Zdawałem sobie sprawę, że Elżbiety Czyżewskiej nie będą żegnały tłumy, takie jak żegnały na przykład Zbyszka Cybulskiego, ale skromna publiczność na ostatnim spektaklu tej wielkiej aktorki, trochę mnie zasmuca. Jeżeli Ela, w swoim roztargnieniu tego nie zauważyła, to, gdy się spotkamy kiedyś tam, to jej powiem oczywiście, jako aktorce, że na ostatnim występie był komplet publiczności - mówił po pogrzebie Daniel Olbrychski.