"Dzień świra": 15 lat od premiery
"To mój najbardziej zakręcony projekt - tak, jak zakręcony jest jego bohater. Mimo to, a może właśnie dlatego - ufam, że niejeden z widzów będzie się z nim identyfikował" - powiedział o "Dniu świra" Marek Koterski. W środę, 7 czerwca, mija 15 lat od premiery tego głośnego i wielokrotnie nagradzanego filmu.
To film o mnie - pomyślał lub powiedział głośno prawie każdy, kto oglądał "Dzień świra", gorzką komedię o Adasiu Miauczyńskim, człowieku, dla którego prawdziwym piekłem jest najbliższe pięć minut życia.
- W związku z filmem "Dzień świra" odbieram wiele sygnałów, często dla mnie niepojętych. Potrafią do mnie podejść przedstawiciele trzech pokoleń - wnuczek, syn oraz dziadek i powiedzieć, że oglądali ten film już siedemnaście razy i że to film o każdym z nich z osobna - powiedział Marek Koterski w 2007 roku w rozmowie z Interią, przy okazji odebrania Złotej Kaczki za najlepszy żart w "Dniu świra".
Na czym zatem polega ten fenomen, że już od 15 lat film nie traci na aktualności?
"Robię filmy dla takich, którzy - jak powiedział mi Grzesiu Ciechowski, kiedy ostatni raz się widzieliśmy - kumają czaczę. Robię dla młodych widzów, ale nie dlatego że są młodzi, ale dlatego, że najczęściej u nich mamy do czynienia z idealizmem (często pod maską cynizmu). I dla tych wszystkich, którzy ten idealizm przenieśli w wiek dojrzały, bo jest takich wielu, którzy go ochronili, nie stracili pamięci, co ich bolało najbardziej w młodości. Kiedy to wszystko pamiętają, to znaczy, że jest w porządku, że z nimi się też dogadam" - wyznał Koterski.
Adaś Miauczyński, lat 44, to sfrustrowany inteligent - nauczyciel - polonista, rozwiedziony, kochający dorastającego syna. "Nasz bohater przeżywa i cierpi za kraj, za miliony, a zabija go chwila obecna, nieznośna powtarzalność codziennych czynności i nienawistny mu kontakt z pojedynczym bliźnim. W sferze uczuć patriotycznych jest wielki, w sferze uczuć i zachowań codziennych jest małym agresywnym gnojem" - pisał o Miauczyńskim reżyser.
Marek Koterski przed laty napisał tekst teatralny "Nienawidzę". "Któryś z kolegów mówił mi, że jest w nim esencji na pięć filmów" - wyznał. Niektóre rzeczy autor wykorzystał w swych filmach "Ajlawiu" czy "Nic śmiesznego". Ale zostały zapiski, których nie można było do niczego "przyczepić".
"Uzmysłowiłem sobie, że mogę zrobić z tego film, który będzie zupełnym aktem wolności twórczej. Nie liczyć się z fabułą, ani z dotychczasowymi, nawet własnymi, wzorami, zrobić taką jazdę o najintymniejszych, najboleśniejszych i najprzyziemniejszych sprawach. O takich, które są dla mnie największą udręką" - wspominał Koterski.
Potem odbyło się spotkanie z młodymi dramaturgami, na którym reżyser usłyszał fragment z "Małych listów" Mrożka: "Najtrudniej jest przeżyć następne pięć minut. Życie to jest następne pięć minut. Najczęściej trzeba coś przełożyć z miejsca na miejsce, a potem z powrotem na to samo miejsce. Wstać, usiąść, pójść, zareagować. A jednak nie ma innego życia jak tylko następne pięć minut. Reszta to wyobraźnia".
"Od tego momentu wiedziałem o czym będzie ten film. Amerykańscy scenarzyści uczą, że bez względu na artystyczność filmu, musi dać się tak długo streszczać, aż uda się go opisać jednym zdaniem. 'Dzień świra' jest filmem o bólu istnienia najbliższych 5 minut" - opowiadał.
Marek Koterski zdradził, że nie chciał w filmie żadnych gwiazd. "Gwiazdy są rozleniwione, w głowach im się poprzewracało, nie chce im się grać. (...) Aktor musi wytwarzać, ja to nazywam, pole magnetyczne. Dla mnie nie jest najistotniejsze, czy aktor jest dobry, czy zły, tylko czy się na niego patrzy, czy nie" - mówił.
Dość szybko Koterski uzmysłowił sobie, że jego bohatera powinien zagrać Marek Kondrat, który wcielił się już w Adama Miauczyńskiego w filmie z 1984 roku "Dom wariatów". "Ten film traktuję jak zamknięcie klamry i znowu on. Zaczęło mi to pasować. Uprzedziłem go jednak, że zamierzam zrobić zdjęcia próbne. A on na to, że może wziąć udział w zdjęciach próbnych i tak wszystkich wykosi. (...). W moim odczuciu zrobił światową kreację. Absolutnie może stawać w szranki z Robertem De Niro czy Russellem Crowe'em" - twierdził twórca.
"Ja tę postać znam i czuję, ja tę postać noszę w sobie, od kiedy ona trafiła do mojego organizmu, do mojej wyobraźni, moich lędźwi, krwiobiegu, ja nią żyję; to jest ktoś drugi, kto towarzyszy mi nieustannie w moim życiu od ponad 20 lat" - mówił z kolei Kondrat przy okazji premiery "Dnia świra" w 2002 roku.
W postać Miauczyńskiego wcielił się później jeszcze raz - we "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" (2006). "Czuję się jak ksiądz, który odbiera spowiedź i ma ją jeszcze opowiedzieć innym ludziom" - opowiadał o "absolutnie intymnym zdarzeniu", jakim była dla niego przygoda z Adamem Miauczyńskim w "Dniu świra".
"Z samotności wynika nawyk mówienia w myślach, z rytuału - zasada, że Adaś równocześnie robi, to co myśli, a myśli - co robi. Prowadzi monolog wewnętrzny, zapuszczając się w najistotniejszych i najboleśniejszych sprawach w mowę rytmiczną, czy wręcz monologi trzynastozgłoskowcem, na wzór romantycznych, uwspółcześnione rapowo" - tak Koterski tłumaczył oryginalny język filmu "Dzień świra".
Pomimo takiego języka, a może właśnie dzięki niemu, twórcy udało się przemycić do potocznej polszczyzny wiele bon motów, często balansujących na granicy wulgarności.
Oto pięć najlepszych tekstów Adasia Miauczyńskiego w filmie "Dzień świra":
1. Musisz przyznać, że jak tatuś zrobi dzióbek, to nie ma ch*** we wsi!
2. Jestem skrajnie wyczerpany, a przecież jest rano... Czy panowie muszą tak napier***** od bladego świtu?!
3. To be, kur**, or not to be!
4. Żeby miał AIDS i raka - oto modlitwa Polaka!
5. Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza.
Film otrzymał wiele nagród, m.in. Złote Lwy na festiwalu w Gdyni (2002), Polską Nagrodę Filmową Orzeł (2003) w kategoriach: najlepszy film, scenariusz, reżyseria, kostiumy i muzyka. Odtwórca głównej roli Marek Kondrat otrzymał za swą kreację m.in. nagrodę za najlepszą pierwszoplanową rolę męską na festiwalu w Gdyni oraz Polską Nagrodę Filmową Orzeł w kategorii najlepsza główna rola męska (2003).
Koterski przyznaje, że jego ambicją jest kręcić filmy które są zarówno "istotne, jak i oglądalne". Kasa i klasa - jak postuluje sam reżyser - nie muszą się wykluczać. Artysta od lat bojkotuje mechanizmy obowiązujące w świecie show-biznesu. Nie udziela wywiadów i świadomie rezygnuje z akcji promowania swych filmów. A mimo to Polacy wciąż chcą jego filmy oglądać.