Reklama

Dyrektor PISF: Poziom filmów niezwykle wzrósł

- W tej chwili prowadzone są prace nad dwoma filmami, które dotyczą polskiej historii. Pierwszy to "Kos" o Tadeuszu Kościuszce, drugi to "Ochotnik" o Witoldzie Pileckim - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Radosław Śmigulski, dodając, że są to produkcje wysokobudżetowe. - Jedna jest stricte amerykańska, druga jest koprodukcją polsko-amerykańską - podkreślił.

- W tej chwili prowadzone są prace nad dwoma filmami, które dotyczą polskiej historii. Pierwszy to "Kos" o Tadeuszu Kościuszce, drugi to "Ochotnik" o Witoldzie Pileckim - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Radosław Śmigulski, dodając, że są to produkcje wysokobudżetowe. - Jedna jest stricte amerykańska, druga jest koprodukcją polsko-amerykańską - podkreślił.
Radosław Śmigulski na gali wręczenia nagród na 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni /Wojciech Strozyk/REPORTER /East News

Robert Mazurek zapytał swojego gościa o festiwal filmowy w Gdyni. Złote Lwy zdobył film "Wszystkie nasze strachy" w reżyserii Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta opowiadający o homoseksualnym artyście wizualnym wychowanym na wsi i zaangażowanym w działalność Kościoła katolickiego. Srebrne Lwy z kolei zdobył "Żeby nie było śladów" Jana P. Matuszyńskiego o sprawie Grzegorza Przemyka. - Dla mnie to nie było zaskoczenie. Będąc na festiwalu różne opinie trafiały do mnie i nie byłem w szoku  - powiedział Śmigulski. Podkreślił, że obraz Rondudy nie został zgłoszony na kandydata do Oscara m.in. dlatego, że nie był jeszcze dystrybuowany.

Reklama

Jak koronawirus wpłynął na polskie kino?

- Przykład Festiwalu w Gdyni to jest akurat przykład, że jest fantastycznie. Poziom filmów, jako pewna przeciętna, niezwykle wzrósł w ostatnich latach. Jesteśmy obecni na najważniejszych festiwalach na świecie, systematycznie, trwale, w zasadzie rok do roku. Do Festiwalu w Gdyni zostało zgłoszonych w tym roku 46 filmów, zwykle jest ich około 50. Zatem koronawirus utrudnił funkcjonowanie branży, natomiast powstała podobna ilość filmów, co w latach poprzednich - podkreślił Radosław Śmigulski. 

Szef PISF ocenił, że koronawirus nie uderzył w branżę filmową tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Filmów wciąż dużo się kręci, a kina przetrwały - tylko kina studyjne skorzystały z covidowej pomocy PISF. 

- Z sygnałów, które do nas docierają, (upadki kin) to są pojedyncze przypadki, kiedy kina bankrutowały. Były to trzy kina, z czego dwa z nich były bankrutem przed pandemią - mówił.

Zapytany o to, dlaczego nie powstają szumnie zapowiadane przez polityków polskie superprodukcje z udziałem amerykańskich aktorów, Śmigulski powiedział, że nasza kinematografia jest "organizacyjnie na zupełnie innym poziomie". - Polskie kino nie dysponuje środkami, które mogą w jakikolwiek sposób zainteresować kino amerykańskie w najbliższych latach - mówił. Dodał, że PISF sam nie może nic zrobić, gdyż "nie jest producentem".

- Od zawsze uważałem, że PISF jest miejscem, gdzie różne wrażliwości powinny mieć możliwość realizacji - mówił  dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Radosław Śmigulski na antenie RMF FM. 

RMF FM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy