Reklama

"Dusiciel z Bostonu": Keira Knightley na tropie seryjnego mordercy [zwiastun]

17 marca na platformie Disney+ premierę będzie miał thriller "Dusiciel z Bostonu" z głównymi rolami Keiry Knightley i Carrie Coon. To opowieść o dwóch dziennikarkach na tropie seryjnego mordercy Alberta DeSalvo - znanego jako Dusiciel z Bostonu

17 marca na platformie Disney+ premierę będzie miał thriller "Dusiciel z Bostonu" z głównymi rolami Keiry Knightley i Carrie Coon. To opowieść o dwóch dziennikarkach na tropie seryjnego mordercy Alberta DeSalvo - znanego jako Dusiciel z Bostonu
Carrie Coon i Keira Knightley w filmie "Dusiciel z Bostonu" /Disney+ /materiały prasowe

"Dusiciel z Bostonu" to thriller kryminalny w reżyserii wielokrotnie nagrodzonego Matta Ruskina. To oparta na faktach historia pionierskich reporterek, które w latach 60. nagłośniły sprawę wstrząsających morderstw Dusiciela z Bostonu. 

"Dusiciel z Bostonu": O czym opowiada film?

Keira Knightley wciela się w rolę dziennikarki Loretty McLaughlin. To właśnie ona jako pierwsza wskazała na to, że za serią morderstw dokonanych na terenie Bostonu może stać jeden sprawca. Gdy odkryto kolejne ofiary zwyrodnialca, McLaughlin kontynuowała swoje śledztwo, w którym pomagała jej koleżanka, Jean Cole (Carrie Coon). Pomimo trudności wynikających z wszechobecnego seksizmu obie dziennikarki próbowały dojść do prawdy, ryzykując przy tym życiem.

Reklama

Loretta McLaughlin miała rację. Sprawcą okazał się Albert DeSalvo. Gdy został zatrzymany przez policję za serię gwałtów, miał przyznać się do zabicia trzynastu kobiet na terenie Bostonu w latach 1964-67. Nigdy jednak nie udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że był on sprawcą wszystkich czynów, które przypisywano Dusicielowi z Bostonu. Według pojawiających się później hipotez, zabójstw mogło dokonać więcej sprawców.

Dusiciel z Bostonu: Kim był Albert DeSalvo?

"Dorastając w Bostonie, zawsze słyszało się o Dusicielu, ale nigdy tak naprawdę nie znałem tej sprawy, dopóki kilka lat temu nie zacząłem o tym czytać. Zafascynowało mnie, jak bardzo jest ona złożona. Zawsze lubiłem opowieści o dziennikarzach badających sprawy i tak odkryłem te dwie dziennikarki. Począwszy od Loretty, która nadała mordercy jego słynny pseudonim. Była bardzo ambitną dziennikarką w świecie zdominowanym przez mężczyzn, a ta sprawa była punktem zwrotnym w jej karierze" - opowiada reżyser filmu, Matt Ruskin.

Nie było to jedyne odkrycie, jakiego dokonał w trakcie pracy nad filmem. "Okazało się, że wnuczka Jean Cole jest moją dawną przyjaciółką. Zadzwoniłem do niej, a ona przedstawiła mnie rodzinom Loretty i Jean. Powitali mnie z otwartymi ramionami, udostępnili stare zdjęcia, wycinki z gazet i dzielili się ze mną swoimi historiami. W tym momencie byłem już całkowicie poświęcony przekazaniem ich dalej" - opowiada reżyser. 

Zaznacza jednak, że nie było to proste. Również dlatego, że nie istnieje już duża część starego Bostonu, w którym rozgrywała się ta prawdziwa historia.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy