Reklama

Długa droga Jima Sturgessa

Najnowszy film z udziałem Jima Sturgessa to "Niepokonani" - oparta na faktach historia wędrówki przez ciągnące się tysiącami kilometrów niegościnne przestrzenie. Sam aktor przyznaje jednak, że gdyby znalazł się w podobnej sytuacji, niekoniecznie poradziłby sobie tak dobrze, jak jego bohater.

- Chciałbym wierzyć, że tak by było - mówi ze śmiechem 29-letni Brytyjczyk. - Z całą pewnością o sztuce przetrwania wiem dziś o wiele więcej niż kiedyś, ale wciąż gubię się, spacerując po Londynie. Jeśli chodzi o tę akurat podróż, to przetrwać ją może jedynie ktoś naprawdę wyjątkowy!

W "Niepokonanych" Petera Weira Sturgess wciela się w postać Janusza, młodego polskiego oficera, który - wraz z sześcioma współwięźniami - dokonuje śmiałej ucieczki z sowieckiego gułagu. Jest rok 1940. Uciekinierzy przemierzają Syberię, pustynię Gobi i Himalaje, by dotrzeć do Indii i odzyskać utraconą wolność. W filmie, zainspirowanym książką Sławomira Rawicza "Długi marsz", występują również Colin Farrell, Ed Harris i Saoirse Ronan.

Reklama

Sztuka przetrwania

Podczas realizacji filmu aktorzy nie musieli co prawda odbyć liczącej tysiące mil marszruty, ale też nie był to przysłowiowy spacerek. Praca nad "Niepokonanymi" rozpoczęła się, w studiu filmowym "Boyana" w Sofii, gdzie wiernie odtworzono realia gułagu. Później filmowcy przenieśli się w leśne ostępy, góry i na równiny Bułgarii, gdzie geografia terenu bardzo przypomina niektóre miejsca, w jakich rozgrywa się akcja filmu - Syberię, rosyjski step, północną Mongolię, Tybet. Pozostałe sceny nakręcono w Maroku i w Indiach.

Największym wyzwaniem, jak twierdzi Sturgess, nie były jednak "okoliczności przyrody", a konieczność "bycia obecnym na planie przez cały dzień i każdego dnia".

- Stanowiliśmy grupę aktorów, którzy na ekranie są obecni jednocześnie, przez cały czas - wyjaśnia - a to w filmach zdarza się bardzo rzadko. To było wręcz niewiarygodne.

Przeczytaj recenzję filmu "Niepokonani" na stronach INTERIA.PL!

Zwyczajowo realizacja filmu wiąże się ze znaczną ilością czasu wolnego dla niemal wszystkich aktorów zaangażowanych w projekt. Zdarzają się takie dni, w których cała obsada ma "wolne", ponieważ konkretna scena, kręcona danego dnia, wymaga obecności jednego tylko aktora. Tymczasem w przypadku "Niepokonanych" wszyscy odtwórcy głównych ról brali udział w każdym ujęciu, od rana do wieczora, bez względu na to, czy w tej akurat scenie byli na pierwszym planie, czy w tle.

Zacierały się granice

- Granica pomiędzy filmem a rzeczywistością zatarła się więc - mówi Sturgess. - Kiedy kamery były wyłączone, siadywaliśmy dookoła ogniska i rozmawialiśmy ze sobą. Potem kamery szły w ruch, a my nadal siedzieliśmy dookoła ogniska, rozmawiając. Wreszcie reżyser wołał: "Cięcie!" - a my dalej siedzieliśmy tam, gdzie przedtem. Tak właśnie to wyglądało podczas kręcenia zdjęć na pustyni i w górach.

- Z tego punktu widzenia było to bardzo interesujące doświadczenie. Byłeś w kamerze przez cały czas...

Sturgess dodaje, że kwestie, które musieli opanować aktorzy, nie były zbyt obszerne, a sceneria dyktowała większą część akcji dziejącej się w danej scenie. Za każdym razem, kiedy ekipa przybywała w nowe miejsce, Weir zadawał aktorom pytanie: "No, dobra - co, według was, robilibyście w tej sytuacji? Gdzie byście się znajdowali?".

- A ja, przykładowo, odpowiadałem: "Ja poszedłbym chyba nad jezioro i spróbowałbym złowić kilka ryb" - wspomina swoje sugestie.

Któryś z kolegów wtrącał, że jego bohater prawdopodobnie zbierałby drewno potrzebne do rozpalenia ogniska.

- Przy takim zaangażowaniu akcja rozwijała się więc niejako samorzutnie - mówi Sturgess. - Każdy z nas w miarę szybko nauczył się swojej roli w grupie.

Weir, do którego najgłośniejszych dzieł należą takie filmy, jak "Świadek" (1985), "Truman Show" (1998) czy "Pan i władca: Na krańcu świata" (2003), początkowo w ogóle nie brał Sturgessa pod uwagę jako kandydata do głównej roli w "Niepokonanych". Powód był prosty: nigdy wcześniej o nim nie słyszał. Na szczęście tak się złożyło, że reżyser obejrzał inspirowany historią The Beatles musical "Across the Universe", nakręcony w 2007 r. przez Julie Taylor. Mało znany wówczas Sturgess zagrał w nim pochodzącego z Liverpoolu młodego artystę, który w poszukiwaniu swojego ojca udaje się do Stanów Zjednoczonych i tam zakochuje się w wywodzącej się z wyższych sfer Amerykance. "Musiałem sprawdzić, jak nazywał się ten aktor" - wspominał w osobnym wywiadzie Weir.

Australijski reżyser tak skutecznie tropił Sturgessa, że zaprosił go na przesłuchanie i... niewiele brakowało, aby na tym skończyła się ich wspólna przygoda. Przesłuchanie odbywało się w Londynie. Poprzedniego wieczoru Sturgess skończył pracę bardzo późno - były to zdjęcia do horroru "Heartless - W świecie demonów" (2009).

Szukał kogoś takiego

"Tamtego spotkania nie można zaliczyć do udanych" - mówił Weir.

"Jim był rozkojarzony i zmęczony. Nie przeczytał sceny, którą mu wysłałem, nie mogliśmy więc zrobić próby przed kamerą. Zdecydowałem, że nie będę tracił czasu. Miałem jeszcze inne przesłuchania na głowie. Po pewnym czasie otrzymałem jednak od niego absolutnie wspaniałe próbne nagranie, które zarejestrował razem z przyjacielem. Nie mogłem się oprzeć jego grze. On po prostu miał te wszystkie cechy, których szukałem".

Na tamtym próbnym nagraniu Sturgess dał z siebie wszystko, aby zatrzeć fatalne pierwsze wrażenie.

- Na tyle, na ile tylko mogłem, pokazałem swoją gotowość do zagrania tej roli. Chciałem, żeby Peter wiedział, że niezmiernie zależy mi na pracy z nim przy tym projekcie - mówi. - Nie wiem, czy był on gotów obsadzić mnie w tej roli nawet bez tych taśm, ale zrozumiałem, że różne wspaniałe rzeczy mogą łatwo przejść człowiekowi koło nosa, jeśli nie da z siebie wszystkiego.

Zanim zagrał w "Across the Univers", Sturgess - jak sam mówi - był "pracującym dorywczo aktorem i muzykiem", który w filmach występował tylko po to, by móc finansować działalność swojego zespołu, będącego jego prawdziwą pasją.

- Przez mniej więcej tydzień poświęcałem się konkretnemu zleceniu - opowiada - dzięki czemu mogłem zarobić dość pieniędzy, by przez resztę miesiąca tylko grać. Kiedy nasz zespół się rozpadł, wybrałem się na casting do "Across the Universe". Fakt, że dostałem tę rolę, umożliwił mi grę w wyższej lidze. Mogłem pozwolić sobie na posiadanie agenta w Ameryce, co wcześniej było dla mnie czymś nie do pomyślenia. Nawet nie próbowałem go sobie znaleźć - nie miałem pojęcia, że potrzebuję takiej osoby. Nie czułem głodu kariery.

Muzyka jest jego pasją

Sturgess zajmuje się muzyką, odkąd skończył jedenaście lat. Jak zapewnia, nawet teraz cały czas "przeskakuje" od grania w filmach do komponowania utworów. Ostatnio pracuje nad albumem, który nagrywa wspólnie z Mickey O'Brien, która jako klawiszowiec współpracuje z duetem La Roux, a prywatnie od siedmiu lat jest partnerką aktora.

- Muzyka była dla mnie zawsze dosyć osobistą aktywnością - mówi Sturgess - i zajęciem, na którym mogłem się koncentrować, nie rezygnując jednocześnie z grania w filmach.

Bywało i tak, że aktor łączył swoje dwie pasje: Sturgess jest współautorem i producentem tytułowego utworu z filmu "Heartless" i innej pojawiającej się w nim kompozycji, "The Other Me". Napisał również piosenkę do "Crossing Over" (2009) - filmu, w którym zagrał brytyjskiego muzyka, uciekającego się do podstępu, by zdobyć amerykańską wizę.

- Producenci chcieli, żebym wykonał w filmie jakiś koszmarny utwór, który mi zaprezentowali, więc powiedziałem im, że napiszę własny. Na skomponowanie i nagranie go miałem tylko dwa dni, a potem musiałem już wykonać go przed kamerą. Udało się. Napisałem ten kawałek dlatego, że nie chciałem czuć się zażenowany, śpiewając tego koszmarnego gniota, którego od nich dostałem. Generalnie jednak staram się nie mieszać filmu i muzyki.

O mało go to nie zabiło

Odkąd Sturgess zagrał w "Across the Universe", jego kariera nabiera tempa. Niewykluczone, że 2011 rok będzie najbardziej pracowitym w jego dotychczasowym życiu. Jeszcze w tym roku zobaczymy go w dwóch kolejnych filmach, będących obecnie w fazie postprodukcji - "Upside Down" i "One Day". W tym pierwszym jego partnerką jest Kirsten Dunst, w drugim - Anne Hathaway.

- Nakręciłem je właściwie jeden po drugim - mówi aktor. - Miałem między nimi może tydzień przerwy... Nigdy w życiu nie byłem tak wyczerpany. To był wielki błąd, którego będę starał się już nie popełnić. O mało mnie to nie zabiło.

Zobacz zwiastun filmu "Across the Universe":

Oba filmy opowiadają o miłości, ale, według Sturgessa, na tym wszelkie podobieństwa się kończą. - To zupełnie różne produkcje, nawet jeśli zasadniczo są to historie miłosne.

Sturgess określa "Upside Down" mianem "klasycznej opowieści o zakazanej miłości, z tym, że jej akcja rozgrywa się w alternatywnym wszechświecie", z elementami baśni i fantasy. "One Day" z kolei opowiada o "rzeczywistości związanej z miłością i o tym, co dzieje się, gdy ludzie nie rozumieją tego uczucia albo wręcz nie potrafią rozpoznać tego, że je odczuwają - a także wtedy, kiedy nie są dostatecznie dojrzali, by docenić miłość, albo dostatecznie gotowi, by ją przeżyć", mówi.

Sturgess ma nadzieję, że jego następnym filmem na jego koncie będzie "The Promised Land" w reżyserii Brytyjczyka Michaela Winterbottoma. Realizacja tego politycznego thrillera, którego akcja rozgrywa się w realiach Palestyny lat trzydziestych, ciągnie się jednak niemiłosiernie długo.

- Wiem, że twórcy filmu z całych sił walczą o pozyskanie funduszy - mówi - pozostaje mi więc jedynie czekać na wiadomość, czy coś z tego będzie, czy nie. Nie mam pojęcia, co dalej.

- Świadomość tej niepewności jest ekscytująca. Naprawdę.

Karl Rozemeyer

"The New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Peter Weir | Niepokonani
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy