Dlaczego Cezary Pazura nie przyjmuje ról teatralnych?
Cezary Pazura został w środę, 12 maja, wieczorem przepytany przez Peję, który od pewnego czasu prowadzi na Instagramie cykliczne wywiady ze znanymi osobami. Pazura w trakcie rozmowy zdradził, że nie opłaca mu się przyjmować ról scenicznych. Powiedział też, że jeśli z powodu pandemii nie będzie dostawał propozycji aktorskich, to ma jeszcze kilka ciekawych fachów w zanadrzu.
Peja, czyli Ryszard Waldemar Andrzejewski, za bardzo tematu teatru nie drążył, ale Pazura zdążył odpowiedzieć na pytanie, dlaczego trudno go nim spotkać. Po pierwsze nie otrzymuje propozycji, które by go satysfakcjonowały, a za takie uważa role tragikomiczne lub klasyczne, a po drugie jest związany z prywatnym, warszawskim Teatrem 6. piętro i nie może się wycofać z harmonogramu. Po tym, jak podpisał kontrakt z tą placówką, regularnie otrzymuje kalendarz, w którym zaznaczone są dni, kiedy musi zagrać i nie może wycofać się z występu, nawet gdyby otrzymał propozycję z Hollywood lub Moskwy (bo - jak zauważył - w obu przypadkach byłbyby to propozycje intratne).
Pazura opowiedział też, jak starał się w czasach komuny dostać do łódzkiej Filmówki, czyli Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera. Za pierwszym razem zabrakło mu punktów za pochodzenie robotnicze, bo jego ojciec był nauczycielem. Peja przerwał mu jednak ten wywód i zapytał o imprezy w akademikach, bo słyszał o tym legendy, a sam nic o takim życiu nie wie, bo nie skończył nawet szkoły średniej. Pazura zgrabnie uniknął odpowiedzi na to pytanie, opowiedział za to, jak studenci bawili się poza akademikami. A robili to z fantazją. Umawiali się na przykład, że o poranku jedna z koleżanek w tramwaju wypełnionym ludźmi wyjmie z torebki telefon (stacjonarny, bo komórkowych jeszcze wtedy nie było) i zamówi szampana. A na następnym przystanku wejdzie kelner i zapyta: "Kto z państwa zamawiał szampana?".
Peja nie ominął też kwestii znanych ról Pazury. Raper nie ukrywał, że najbardziej zapamiętał go ze świetnych kreacji w latach 90. Jedną z nich była rola Adasia Miauczyńskiego w filmie "Nic śmiesznego" w reżyserii Marka Koterskiego. Pazura wyznał, że w tym filmie ciekawsze od dialogów były didaskalia, które zapisywał aktorom reżyser. Do dziś pamięta przypis do sceny, w której Miauczyński pochyla się na budką telefoniczną. "I rozjarza się na moment w uśmiechu, w tym, co wiesz" - zapisał reżyser. "Marek, niech on mówi to, co ty napisałeś, bo to jest literatura" - doradził wtedy Koterskiemu Pazura.
Rozmowa zakończyła się poważnie, bo Peja zapytał o przyszłość zawodową aktora w dobie pandemii. "Podczas koronawirusa każdy zastanawia się, co zrobi, gdy nie wróci do zawodu. Żona mnie o to zapytała, a ja jej odpowiedziałem, że jest dużo zawodów na 'a'. A kelner, a majordomus... Kto wie. Zawsze patrzę do przodu, nie zastanawiam się nad tym, co było. W szkole aktorskiej wisiał kiedyś taki napis: 'Premiera nie jest finałem, ale etapem w pracy'. Czyli trzeba zapomnieć, o tym, co było i myśleć, co dalej" - stwierdził aktor.