Danuta Szaflarska: Wykorzystała swoje stulecie
Śmierć Danuty Szaflarskiej to zamknięcie pewnej epoki, epoki klasycznego aktorstwa - powiedziałP Andrzej Kołodyński, redaktor naczelny miesięcznika "Kino". Jego zdaniem zmarła w niedzielę, 19 lutego, aktorka "wykorzystała swoje stulecie w sposób znakomity".
"Patrzę na dorobek Danuty Szaflarskiej od strony filmowej. Miała bardzo bogatą, bardzo ciekawą karierę. Jej śmierć to zamknięcie pewnej epoki" - powiedział PAP Kołodyński.
Jak wyjaśnił, śmierć Szaflarskiej kończy epokę klasycznego aktorstwa. "To aktorstwo narodziło się przed wojną. Szaflarska była ze szkoły wileńskiej, ten styl gry - umówmy się, że nie supernowoczesny - z nią pozostał. Teraz modnie jest mieć do roli dystans i ironiczny stosunek. Czasami to bardzo udane i ciekawe. Szaflarska jednak identyfikowała się z postacią, nadawała jej własne rysy, własne cechy. Swoją postać, swój charakter przenosiła na ekran" - dodał.
Podkreślił także, że teatralny dorobek Szaflarskiej (aktorka miała na koncie około stu ról teatralnych) jest na tyle szeroki, że trudno znaleźć kogoś, kto byłby w stanie mówić o nim jako o całości. "Znam tylko niektóre z tych ról. Role filmowe to z kolei historia całego powojennego kina polskiego. Jej kariera ujmuje to w całości" - stwierdził. Jak mówił, zaczęło się od filmów "Zakazane piosenki" i "Skarb".
Jego zdaniem aktorka ponownie rozkwitła - "co jest pewnym paradoksem" - koło siedemdziesiątki. "Wtedy Danuta Szaflarska zagrała swoje najbardziej dojrzałe role - np. te w 'Żółtym szaliku', 'Pora umierać'. Szaflarska w tych filmach praktycznie nie schodzi z ekranu, więc patrzy się intensywnie na każdy jej ruch, sposób patrzenia na widza oraz niby ograniczoną, a jednak fascynującą, mimikę. Wspominam to ogromnie ciepło" - wspominał. "Te role zostały w historii kina polskiego. (...) To najcenniejszy aktorski dorobek polskiego kina, który znalazł się na ekranie" - ocenił.
Kołodyński wspominał także ostatnią rolę filmową Szaflarskiej. Przed trzema laty aktorka zagrała w "Między nami dobrze jest", w przeniesionym na ekran spektaklu Grzegorza Jarzyny. "Szaflarska wjeżdża tam na wózku, ale ma tę wspaniałą twarz i żywe spojrzenie, które zawsze robiło ogromne wrażenie" - przypomniał.
"Wydawało się, że zawsze będzie. Do Szaflarskiej zawsze mogliśmy się odwołać. Odeszła w pięknym wieku. Wykorzystała swoje stulecie na ekranie w sposób znakomity. Jej role, nawet epizodyczne, to coś niezwykle plastycznego, co mocno zapada w pamięci. Była aktorką obdarzona szczególną osobowością, która zawsze błyszczała na ekranie" - skomentował.
Kołodyński pytany o to, czy Szaflarska z czasem, wraz z kolejnymi rolami, się zmieniała, podkreślił, że "ona właściwie zawsze grała siebie". "Jej ewolucja w wyglądzie i sposobie budowania roli, która się stała, była tylko pogłębieniem jej własnej osobowości. Ona nie zmieniała twarzy, nie zmieniała masek i nie stawała się kimś innym. Cały czas była rozpoznawalną Danutą Szaflarską" - powiedział. "Grała siebie, ale jej role były różne. Zmieniała co najwyżej kostiumy, flirtowała w ten sposób z widzami" - dodał.