Czesi trzymają się mocno
Na kolejny mariaż prozy Bohumila Hrabala i reżyserii Jiriego Menzla musieliśmy trochę poczekać. Ale opłacało się - przekonują recenzenci, chwaląc "Obsługiwałem angielskiego króla".
"OBSŁUGIWAŁEM ANGIELSKIEGO KRÓLA"
"Menzel pozostawia widzom zabawę w sędziów i oskarżycieli, a sam z pobłażliwością przygląda się pogoni prowincjonalnego kelnera za marzeniami. A już na pewno sympatyzuje z jego pomysłem na życie, w którym jest miejsce na zachwyt nad każdą chwilą, zgoda na to, co przynosi los, łyk zimnego piwa, i oczywiście - na kobiety. W Obsługiwałem... wszystkie są młode, chętne i milczące, jak roznegliżowana ślicznotka lądująca na środku suto zastawionego stołu jako danie główne dla grupki starszych panów".
Małgorzata Sadowska, "Przekrój"
"Jedna z najlepszych powieści Bohumila Hrabala znalazła się w świetnych rękach. Milczący od 12 lat Menzel jak żaden inny reżyser czuje Hrabalowską prozę, a o ten film stoczył prawdziwą walkę. Dosłownie: dziewięć lat temu w Karlowych Warach stłukł rózgą jednego z jurorów, który sprzedał prawa do tej powieści telewizji. Historia zatoczyła jednak koło i Obsługiwałem angielskiego króla zrealizował w końcu sam Menzel. Z niebywałą energią, lekkością i gorzką nieco nostalgią, z typowo czeską wyrozumiałością wobec głównego bohatera, a jednocześnie dystansem wobec kolejnych XX-wiecznych absurdów".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Ten film jest równocześnie i retro, i postmodernistyczny. Zwyczajny bohater (czy raczej należałoby powiedzieć - antybohater), zwyczajni ludzie, zwyczajne sytuacje, a jednak wszystko razem niezwyczajne. Niby zawarte w czeskim stereotypie piwa i knedlików, a jednocześnie dotykające narodowych kompleksów.Bez ideologii, za to z wyrozumiałością dla prozy życia, która tylko czasami czasami staje się poezją albo dramatem. Jak to bywa w Czechach. I jak to bywa w życiu".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"PRZYPADEK HAROLDA CRICKA"
"Film Forstera zgrabnie balansuje między komedią a dramatem, aż do momentu, w którym zdecydowanie obiera kurs na sentymentalny, boleśnie banalny finał. Nie pierwszy to przypadek triumfu marketingu nad sztuką (wszak happy endy sprzedają się najlepiej) , jednak szczególnie przykry. Z zakończeniem Przypadku Harolda Cricka jest więc tak jak z końcem powstającej tu powieści - mogło to być dzieło, a jest po prostu dobry film".
Małgorzata Sadowska, "Przekrój"
"Świetny, błyskotliwy pomysł: gdyby wpadł na niego Woody Allen - a mógłby - zrobiłby metafizyczną farsę zapewne znacznie śmieszniejszą niż autor niedawnego Marzyciela. W Przypadku... tonacja jest spokojna, absurdalność - łagodna, a otwartego śmiechu niewiele, niemniej jest to bardzo inteligentne kino w zabawny sposób podejmujące tematy zarezerwowane zwykle dla utworów znacznie poważniejszych".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Przyjemność oglądania tego filmu płynie też ze świetnej gry aktorów: Hoffmana, przekonującego zwłaszcza w scenach, gdy jako rasowy naukowiec wyżej ceni dzieło literackie niż ludzkie życie, ale przede wszystkim Emmy Thompson jako neurotycznej pisarki Kay Eiffel. Fragmenty, w których spędza długie godziny w ulewie, obserwując samochody jadące po moście i ćmiąc peta za petem, wyobraża sobie ich wypadki, są szczytem jej umiejętności. Miło tez popatrzeć na seksownie zagniatająca ciasteczka Maggie Gyllenhaal".
Magdalena Michalska, "Dziennik"
"MALOWANY WELON"
"Film, mimo intrygującej, eklektycznej muzyki Alexandre'a Desplata (Złoty Glob) brzmi głucho. (..) Zwłaszcza Norton jest wyłącznie sztywny i bezbarwny. Watts stara się jakoś ubarwić swoją postać, gra jednak w pustkę - niewiele w tym filmie zostało miejsca na miłość albo wyrachowanie. Za to bardzo dużo na nudę".
Bartosz Żurawiecki, "Przekrój"
"Norton, co niespodzianką nie jest, znów jest świetny: z ogranej postaci nudnawego, bardziej zainteresowanego żyjątkami pod mikroskopem niż żywymi ludźmi uczonego i zarazem powściągliwego Anglika wydobywa tony nieoczekiwane jak np. ciche okrucieństwo. Film nie mówi tego wprost, ale sugeruje wyraźnie, że cała ta szlachetna, niebezpieczna misja, jaką Walter na ochotnika podejmuje, ma być zemstą na niewiernej żonie - jeśli nie próbą podwójnego samobójstwa. Jest w tym mruku bohater, ale jest i sadysta".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Jako Walter aktor [Edward Norton] jest wyborny. Znakomicie uchwycił wszystkie sprzeczności swego bohatera. Z jednej strony to mężczyzna zimny, wręcz oziębły, który wszystkich trzyma na dystans, a jednocześnie wyczuwa się w nim pasję. Naomi Watts jako Kitty miała tylko pozornie prostsze zadanie, bo jej bohaterka tylko z pozoru jest łatwa do rozgryzienia".
Elżbieta Ciapara, "Dziennik"
"OPOWIEŚCI Z ZIEMIOMORZA"
"Efektowna animacja - jak zwykle w przypadku studia Ghibli Hayao Miyazaki - stanowi dobrą odtrutkę na disnejowskie szablony, a jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że ciekawy materiał został zmarnowany. Zdystansowała się do filmu nawet sama autorka, a w Japonii Opowieści z Ziemiomorza otrzymały dwie Maliny dla najgorszego reżysera i najgorszego filmu roku. Aż tak źle nie jest, choć pozostaje tylko żałować, że ekranizacji nie podjął się - jak początkowo planowano - Miyazaki-senior. Niestety, był akurat wtedy zajęty".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Porażka Miyazakiego nie jest dotkliwa. Anima to bardzo urokliwa odmiana X muzy. Dobrze, że trafia na ekrany polskich kin. Przynajmniej jesteśmy przed Amerykanami. W związku ze skomplikowanymi umowami ekranizację ukochanej autorki zobaczą najwcześniej za dwa lata!".
Łukasz Figielski, "Dziennik"
"Prace i talent Goro Miyazakiego oceniłbym wyżej, gdybym nie widział cudów, jakie w tej materii dokonał jego ojciec. To samo tyczy się roboty filmowej, która na tym tle jest rzetelna , ale do bólu przeciętna. Pozostaje jeszcze warstwa czysto estetyczna, a tu Opowieści z Ziemiomorza, jak wszystkie produkcje [studia] Ghibli, są cudownym eskapizmem".
Darek Arest, "Film"
"12:08 NA WSCHÓD OD BUKARESZTU"
"Ów dzisiejszy dzień rumuńskiej prowincji fotografowany z turpistyczną manierą może i powiela schemat sepiowej fotografii z żywego skansenu socjalizmu. Sęk jednak w tym, że w tej fotografii mogą się przejrzeć nie tylko Rumuni, lecz także wszystkie byłe demoludy. Skrzecząca pospolitość uwiarygadnia ideologię , z jaką Poromoiu traktuje rewolucję. Ironię zjadliwą i bezkompromisową, ale po swojemu nostalgiczną. Więc mimo pewnej tendencyjności obrazu prowincjonalnej szarości i beznadziei zazdroszczę Rumunom tego filmu".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"No i proszę, nie musimy już kręcić filmu o postkomunistycznych rozliczeniach - zrobili to za nas Rumuni. I to jak! Bez litości dla kruchych uczuć bohatersko-ojczyźnianych; bez zbędnych wykrzykników i rozdzierania szat".
Barbara Kosecka, "Film"
"WZGÓRZA MAJĄ OCZY 2"
"Pisanie o fabule w tym przypadku jest zresztą nazbyt szczodrym komplementem - ta półtoragodzinna sieczka ogranicza się do popisów obrzydliwości, histerycznych krzyków i groteskowej ścieżki dźwiękowej. U jednych film wywoła więc odruch wymiotny, inni ziewać będą z nudów. A przerażą się naprawdę ci, którzy dotrwają do końca - ten horrorowy serial będzie miał ciąg dalszy".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza".
"Marny dalszy ciąg horroru o napastowanej przez kanibali rodzinie. Wzgórza mają oczy. Miejsce akcji jest znów pustynia Nowego Meksyku. Starcie Normalni kontra dzikusy nie obejdzie się bez przelewu krwi, choć nie będzie tak upiornie jak w jedynce. Twórcom tego sequela remake'u (sic!) nawet potworna rodzina kanibali wyszła [jednak] blado".
"To, co się dzieje, w ogóle nas nie obchodzi, a najwyżej zniesmacza albo żenuje. Na dobre przestraszyłem się dopiero w finale, gdy reżyser zasugerował, że może czekać nas jeszcze część trzecia. Nawet gdyby zrobił ją sam Craven, nie skieruje jej w sensowniejszym kierunku".
Wojtek Kałużyński, "Film"