Reklama

Czas odświeżyć! Zobaczyłam wielki hit lat 90. "Pani Doubtfire" się zestarzała?

Pora na kolejny tekst z cyklu "Czas odświeżyć!". Tym razem na tapet bierzemy kultową komedię - "Panią Doubtfire", która stała się drugim najbardziej dochodowym filmem 1993 roku. Czy trzy dekady później przebrany za gosposię Robin Williams wciąż bawi tak samo? Czy może reżyser filmu Chris Columbus słusznie stwierdził, że nie ma sensu wracać do tej historii, gdy Williamsa nie ma już wśród nas?

"Pani Doubtfire". Robin Williams wcale nie był pierwszym wyborem do głównej roli

Gdy "Pani Doubtfire" weszła do kin, szybko stała się hitem. Nie dość, że została drugim najbardziej dochodowym filmem 1993 roku, to jeszcze obsypano ją prestiżowymi nagrodami. Film zdobył Oscara za najlepszą charakteryzację oraz Złoty Glob dla najlepszego filmu komediowego lub musicalowego, a Robin Willimas został nagrodzony Złotym Globem w kategorii najlepszy aktor w filmie komediowym lub musicalu. Co ciekawe, Robin Williams wcale nie był pierwszym wyborem do głównej roli. Anne Fine, autorka powieści na kanwie której powstał film "Pani Doubtfire", chciała by to Warren Beatty wcielił się w postać Daniela Hillarda/Pani Doubtfire. Angaż zaproponowano też Timowi Allenowi, ale odmówił. Dopiero w trzeciej kolejności twórcy pomyśleli o obsadzeniu Robina Williamsa.

Reklama

Dziś pewnie nikt nie wyobraża sobie w roli Pani Doubtfire kogoś innego. Robin Williams w roli świeżo rozwiedzionego ojca, który w akcie desperacji przebiera się za kobietę, by spędzać z ukochanymi pociechami więcej czasu niż narzucone mu przez sąd soboty, bawi i rozczula do łez. Pokazuje przy tym niezwykły dystans do siebie - nie każdy mężczyzna przebrałby się za kobietę. Daje też niezły popis umiejętności aktorskich - bawi się ciałem, głosem, ekspresją, a nawet tonem. Obserwując go na ekranie zapomina się o tym, że choć widownia i środowisko filmowe pokochało tę rolę, krytycy początkowo nie byli przychylni komedii. Zarzucali produkcji zbyt dużo podobieństw do "Tootsie", którą choćby "The Chicago Sun-Times" opisał wówczas jako bardziej wiarygodną, inteligentniejszą i zabawniejszą, uznając przy tym "Panią Doubtfire" za zwykły telewizyjny sitcom. Jak sprawy mają się w 2025 roku?

Czas odświeżyć! "Pani Doubtfire" trzy dekady później. Hit czy kit?

W listopadzie tego roku miną 32 lata od premiery "Pani Doubtfire". Czy dobrze się zestarzała? Czy może wciąż jest świeża i aktualna? Sama się zaskoczyłam, gdy odpowiedziałam sobie na te pytania po tym, jak w śnieżny styczniowy wieczór przyszedł czas na odświeżenie tego tytułu. 

Jestem młodsza od tej kultowej komedii o 4 lata. Pamiętam, że pierwszy raz natrafiłam na nią w Polsacie. Byłam wtedy w podstawówce i zobaczyłam w niej wyłącznie śmieszną historię o panu, który przebiera się za pewną panią. Nawet lubiłam wracać do tego filmu co jakiś czas, ponieważ przebieranki Robina Williamsa bawiły mnie do łez. Gdy miałam naście lat, dostrzegłam w fabule wątek miłosny. Zaczęło mnie bawić to, że gdy Daniel przebiera się za gosposię i jego była żona przychodzi po poradę sercową, słyszy same zniechęcenia. Do dziś zresztą bawi mnie scena, w której pani Doubtfire sugeruje Mirandzie, że po stracie ukochanego najlepiej żyć w celibacie. Dopiero będąc w liceum zauważyłam, że to tak naprawdę miłość do dzieci jest dla Daniela głównym motorem do udawania gosposi. 

Nie sądziłam, że dostrzegę w "Pani Doubtfire" jakąś uniwersalną prawdę, wracając do seansu w wieku 28 lat. Myślałam, że będzie mnie razić wątek przebierania się za kobietę. W końcu stał się on jedną z przyczyn, która powstrzymała twórców przed napisaniem kontynuacji. Obawiano się, że sequel ożywi pewne obawy dotyczące społeczności transpłciowej i cofnie postęp w uważności na środowisko LGBTQ. Tymczasem odnoszę wrażenie, ze pierwszy razem obejrzałam ten film z pełnym zrozumieniem. 

Dopiero teraz rozumiem to ścieranie się osobowości Mirandy i Daniela. Chwytają mnie za serce słowa: "Jesteście też moimi dziećmi, do licha!", które Daniel kieruje do dzieci, gdy Miranda przyjeżdża po nie do niego pierwszy raz po rozwodzie. Rozumiem jej pretensje, ale też utożsamiam się z miłością Daniela do jego pracy i chęcią patrzenia na życie nieco szerzej, jak to mają artyści w zwyczaju. Przede wszystkim jednak dopiero teraz prawdziwie rozumiem przekaz finałowych scen filmu, gdy pani Doubtfire odpowiada w telewizji na list od młodej dziewczyny, której rodzice niedawno się rozstali. 

Pani Doubtfire obiecuje dziewczynie, że bez względu na to, jakie układy mają rodziny, miłość zwycięży. Taka jest prawda. To właśnie dzieje się, gdy Daniel odwiedza po chwili Mirandę i dzieci. Miłość zwycięża i trwa, choć w nieco zmienionej formie. Tak to przecież w życiu bywa. Niezależnie od tego, czy wytrwamy w miłości, na jedną rzecz zawsze mamy wpływ. To od nas zależy, czy w relacji będzie szacunek, życzliwość i zrozumienie - przecież to też są odmiany miłości. "Pani Doubtfire" jest więc dla mnie wciąż hitem, ponieważ takie rodzinne prawdy o miłości i rozstaniach zawsze będą aktualne. 

O cyklu "Czas odświeżyć! Młodzi oceniają kultowe filmy"

Cykl "Czas odświeżyć! Młodzi oceniają kultowe filmy" to nasza podróż w czasie, podczas której młodzi dziennikarze sięgają po głośne tytuły, pozostawiające trwały ślad w popkulturze. Sprawdzamy, jak hity minionych lat odbierane są w dzisiejszych czasach — co wciąż fascynuje, a co się zestarzało? Śledźcie kolejne teksty i odkrywajcie razem z nami, czy kultowe filmy z przeszłości przetrwały próbę czasu.

ZOBACZ TEŻ: 

Czas odświeżyć! Czy warto wracać do "Psów" Władysława Pasikowskiego?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pani Doubtfire | Robin Williams
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy