Claudia Cardinale: Najpiękniejsza Włoszka w Tunezji
Przez 19 lat Claudia Cardinale wprowadzała w błąd swojego syna i opinię publiczną, żeby ukryć bolesny sekret młodości.
"Claudio, obok spaghetti, jesteś najlepszym włoskim wynalazkiem!" - oświadczył jej David Niven, z którym grała w "Różowej panterze". Spośród tysięcy komplementów, które Claudia Cardinale usłyszała w ciągu ponad 60 lat królowania na ekranach, ten wydał się jej godny zapamiętania. Większość przyjmowała z uśmiechem i... zapominała.
Wiedziała, że w latach 50. i 60. filmowa gwiazda musi być ucieleśnieniem męskich fantazji erotycznych, ale nigdy nie dała się sprowadzić tylko do tej roli. Zresztą w ogóle nie marzyła o ekranowej karierze. "To moja siostra Blanche, bardzo piękna, niebieskooka blondynka, marzyła o byciu aktorką - wspominała Claudia Cardinale. - Miała ku temu wszelkie predyspozycje. Ja zaś chciałam zostać odkrywczynią, chciałam zwiedzać pustynie, takie tam dziwaczne rzeczy. To tata zdecydował. Gdy miałam 16 lat i chodziłam do szkoły, René Vautier, francuski filmowiec, zwrócił na mnie uwagę, ale spłoszona uciekłam. Poszedł więc do dyrektora szkoły, który zadzwonił do mojego taty. A ten kazał mi zagrać w filmie".
Koledzy ze szkoły wspominali, że mała Claudia była chłopczycą, wspinającą się po płotach, czupurną, nie unikającą bójek, jakby naznaczyło ją wpisane przez omyłkę w metryce męskie imię Claude. Jako nastolatka zwracała uwagę urodą, ale była, jak mówiono, milcząca, samotna z wyboru, jakby trochę dzika. Show-biznes wciągnął ją przypadkiem.
"To było w 1957 r., podczas przeglądu kina włoskiego w Tunisie - wspominała. - Ogłaszano wyniki konkursu na najpiękniejszą Włoszkę w Tunezji, a ja stałam pośród publiczności. Nagle ludzie zaczęli wskazywać na mnie palcami. Zostałam siłą wciągnięta na scenę, udekorowana szarfą i ogłoszona zwyciężczynią. To był szok, ale nie oponowałam. Nagrodą był wyjazd na festiwal filmowy w Wenecji, a ja bardzo chciałam wyrwać się w świat. Miałam już za sobą debiut na ekranie. Ale to w Wenecji dostałam mnóstwo propozycji castingów i małych rólek".
Odrzuciła je wszystkie, bo tak naprawdę szybko zaczęła mieć dość tego całego zamieszania wokół siebie i marzyła o powrocie do rodzinnego Tunisu. Nie dopuściła do tego jej matka Yolanda. Ciągnęła córkę ze skromnego hoteliku, w którym się zatrzymały, do luksusowego Excelsiora, by spacerowała wśród gwiazd filmowych, biorących udział w festiwalu.
Kazała jej uśmiechać się do fotoreporterów, zachwyconych śliczną nieznajomą. Wiedziała, że to jest szansa dla całej rodziny, by zakotwiczyć we Włoszech. Claudii mogło się wydawać, że w Tunisie wszystko jest w porządku. Z sentymentem do dziś wspomina, że żyli tam zgodnie Arabowie, Francuzi, Włosi, Żydzi, a nawet rosyjskie arystokratki emigrantki, ich sąsiadki. Matka była bardziej przenikliwa. Czuła, że w Tunezji złote czasy dla Europejczyków kończą się bezpowrotnie.
Do dłuższego pobytu we Włoszech Claudię zniechęcały też kłopoty językowe. Na co dzień mówiła po francusku. Rozumiała trochę dialekt sycylijski, ojczystą mowę rodziców, mogła porozumieć się po arabsku, ale literacki włoski był jej obcy. Egzamin do rzymskiej szkoły aktorskiej, podczas którego akcent Claudii rozbawił członków komisji, skończył się awanturą. Obrażona, zaczęła krzyczeć na nich swoim niskim, jakby chrapliwym głosem i... dostała stypendium. Wytrwała na studiach niedługo. "Czy można nauczyć się talentu? Potrzebowałam szlifu, a że talent miałam, wystarczyły dwa miesiące" - mówiła.
Jej pierwsza większa rola w filmie "Goha" (z Omarem Sharifem) dowiodła, że miała rację. Produkcja była nominowana do Złotej Palmy w Cannes. Yolanda domagała się, by córka grała promienną, wschodzącą gwiazdę. Dzięki temu prawie nikt nie wiedział, że rok 1957 był jednym z najgorszych w jej życiu. Niewiele brakowało, by stał się ostatnim... We Włoszech Claudia zorientowała się, że jest w ciąży. Ojcem dziecka był Francuz z Tunisu, którego nazwiska nigdy nie ujawniła, starszy od niej o blisko 10 lat. Zgwałcił ją, gdy miała 17 lat, a potem szantażował i zmuszał do kontynuowania pełnego przemocy, toksycznego romansu. "To wszystko było potworne" - wyznała aktorka po latach.
Francuz zażądał od niej, by przerwała ciążę, chociaż karana we Włoszech aborcja, dokonywana pokątnie, zagrażała życiu kobiety. Claudia chciała urodzić dziecko, ale wydawało jej się, że oznaczać to będzie kres ledwie rozpoczętej kariery, bo każdy producent zawierający kontrakt z aktorką żądał gwarancji, że nie wyjdzie ona za mąż, nie zajdzie w ciążę, a nawet nie przytyje. Nic więc dziwnego, że wpadła w depresję. Miała myśli samobójcze.
Rozwiązanie jej problemów znalazł reżyser i producent Franco Cristaldi, z którym spędzi w bliskim związku kilkanaście lat. Wysłał ją do Londynu pod pretekstem szlifowania angielskiego, bo ma propozycje z Hollywood. Poród odbył się w prywatnej klinice, przy zachowaniu prawdziwie angielskiej dyskrecji. Z objęć mamy malutki Patrick-Patrizio trafił pod opiekę babci Yolandy. Przez wiele lat przedstawiano go jako młodszego brata Claudii. Dziennikarze plotkarskich pism podejrzewali, że jest synem aktorki i Cristaldiego, ale całą prawdę ujawniono dopiero, gdy chłopak miał 19 lat. "Dla nas obojga był to bardzo bolesny moment" - wzdycha gwiazda.
W końcu związek z Cristaldim, kontrolującym każdy jej krok, zaczął jej ciążyć. "Spotkanie z Pasquale Squitierim w połowie lat 70. było wyzwoleniem - wspomina Claudia. - Był jedynym ważnym mężczyzną w moim życiu. Zrobiłam z nim 11 filmów i córkę".
To oczywiście nie były jej jedyne dokonania. Zagrała w blisko 160 filmach: dramatach, komediach, westernach. Są wśród nich arcydzieła światowego kina, jak "Lampart" Viscontiego i "Osiem i pół" Felliniego. Pracowała z najsławniejszymi. Od dawna poświęca się działalności charytatywnej. W wieku 81 lat mówi: "Pozwoliłam, by uroda odeszła, nie stosowałam kremów, nie robiłam sobie operacji plastycznych. To uśmiech najlepiej ukrywa zmarszczki".
IP